facebook

sobota, 23 maja 2009

Cel pisania?

Niby takie proste pytanie, a jednak coś w nim jest. Nie chcę pisać do szuflady, nie tym razem. Nie chce zmuszać moich znajomych do czytania moich książek, bo nawet tego nie robią. Chciałabym wydać książkę, ot tak zwyczajnie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, ile rękopisów jest wysyłanych do wydawnictw i że każdy z nas myśli, że potrafi pisać. Ja tak nie uważam, ale chcę spróbować. Po siedmiu latach pisania (z przerwami oczywiście) może teraz powstanie coś naprawdę ciekawego i zainteresuje to innych. Wiem, że czasami powstały rzeczy zbyt banalne, ale jakiś swój styl pisania już posiadłam i może nie jest on najwyższych lotów, to jednak da rady to przeczytać. Moim marzeniem jest zobaczyć swoją książkę na półce w księgarni. Nawet nie w wielkim empiku czy jakiejś sieciówce, tylko jakieś małej księgarni z klimatem. Widzieć swoje nazwisko na okładce i w końcu czuć się dumną. Kiedyś moje artykuły ukazywały się w jednej z gazet. Jak głupia biegłam wtedy do kiosku, by ją kupić, jak tylko miała się pojawić. Płacąc chciałam wykrzyczeć kioskarzowi: "O tutaj! Niech Pan patrzy, to moje!". Te czasy jednak minęły.
Teraz głowię się, jak sprawić, by zainteresować wydawcę swoją osobą? Jak sprawić, bym się wyróżniła wśród setek rękopisów? Recepty na to nie ma. Co jeśli wszędzie odrzucą moją książkę? Cóż, na tym świat nie kończy. Istnieją jeszcze wydawcy internetowi. Nie mówię o e-bookach, bo dla mnie samej czytanie na ekranie jest męczące, a drukowanie mija się z celem (takie moje zdanie, bo wydruk jest dla mnie, a potem ląduje w koszu lub w szufladzie). Piszę o wydawnictwach, które co prawda drukują książki, ale potem można je kupić tylko za pośrednictwem internetu. Jeśli mi się nie powiedzie, to zostanie mi tylko ta droga i zamiast zobaczyć swoją książkę w księgarni, zobaczę ją na swojej półce. Najbardziej spodobała mi możliwość wydania książki samemu przez www.lulu.com. Szkoda tylko, że nie ma wersji polskiej. Nie chcę im robić reklamy, ale jeśli nic nie uda mi się zawojować, to prześlę tam swoje dzieło, by później można je było kupić przez największą księgarnię internetową. Niby wszystko proste, krok po kroku. Brakuje mi tutaj korekty, albo chociaż recenzji. Może do dzieł angielskojęzycznych i innych są, ale dla polskich nie widziałam. Kto wie, może nikt nie będzie chciał nawet streszczenia przeczytać lub po jego przeczytaniu stwierdzi, że nie ma sensu na to patrzeć? Trochę lepiej prezentuje się oferta www.mybook.pl. Po weryfikacji tekstu jest korekta. Cóż, że można książkę kupić tylko w ich księgarni www, nie blokują jednak drogi do druku w innym wydawnictwie. Tylko by ujrzeć książkę gdzieś na półce musiałabym zamówić większy nakład i jeździć po hurtowniach starając się im sprzedać moją książkę, a to mi raczej słabo pójdzie. am czas na zastanowienie. To i tak nie są wszelkie możliwe drogi do wydania.
Co z kosztami? Już od skończenia pierwszej wersji stwierdziłam, że mogę pokryć część kosztów druku mojej książki. Przybliżę to później w blogu. Zresztą, o czym jeszcze nie wspomniałam, nie zależy mi na zysku z tego tytułu. Nie myślę sobie, że jak podpiszę umowę, aksiążka trafi do księgarni, to mogę rzucić pracę i utrzymywać się z wpływów ze sprzedaży. Chcę być spełniona i zarazem szczęśliwa, gdy będę trzymać ją w ręce. Tego chcę. Czy mam coś do przekazania czytelnikowi - oczywiście - o tym napisałam tutaj. Gdy mi się uda, to możecie mnie trzymać za słowo, pierwsze 50 książek chcę puścić w świat przez book crossing. Mam już swój swoisty plan z tym związany, ale nie mogę wyprzedzać faktów. Po raz kolejny się powtórzę - długa droga przede mną.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Nic jeszcze nie napisano. Zapraszam do komentowania...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Prześlij komentarz