facebook

sobota, 30 maja 2009

Samotność, a.. płeć.

W piątek miałam to napisać, ale jak to zwykle bywa, sieć mi padła i wyczekać musiałam do rana. W sobotę znów czasu nie starczyło, więc myślę, że dzisiaj się uda. Wiem, że powinnam te felietony w jakimś porządku pisać, ale mi samej jest łatwiej skakać z tematu na temat niż mieć jakieś niedociągnięcia.
W pisaniu książki i postępy i porażki. Na plus wyszło mi skończenie poprawek, a na minus niechęć do przepisywania. Utknęłam na moim najdłuższym, szóstym rozdziale, ale jakoś brnę przez niego. Do tego, im więcej piszę tutaj, to więcej poprawiam we wstępie. Niekończąca się opowieść.
Fajnie, że ktoś tu zagląda, z Wrocławia i nie tylko. Moje konto na naszej klasie przekroczyło już 1000 znajomych, ale jak na większość kont fikcyjnych nie mogę liczyć na zbyt dużą ilość wejść na mojego bloga z ich strony. Grunt to się rozwijać i samej sobie ułożyć kamienie pod ścieżkę do wydawnictwa.


Samotność, a.. płeć.
Nie będę poruszać spraw demografii. Nie prowadziłam badań, czy mężczyzn, czy kobiet jest więcej. Dlatego dla uproszczenia przyjmuję, że po równo. Inaczej dla obu płci także jest postrzegana samotność, ale to, czego tutaj zabraknie znajdzie się w artykule: Samotność, a.. jej przyczyny. Przeczytacie natomiast, jak radzą sobie przedstawiciele świata kobiet i mężczyzn, których dopadła już samotność.
rywalizacja płciFot.: www.prvillage.wordpress.com
Świat mężczyzn i kobiet różnił się od zawsze. Dawniej silni mężczyźni walczyli i zdobywali kobiety, one zaś opiekowały się domem i były im uległe. Może teraz te różnice się zacierają, ale i tak widzimy je na każdym kroku. Nim przejdziemy do zalotów, zobaczmy, jak radzą sobie w życiu samotne płcie.
Witające się koleżanki przytulają się, dają buziaka. Zacieśniają swoje więzy poprzez spotkania, na których plotkują i rozmawiają o facetach. Nie jest problemem wyznanie im swojej wstydliwej tajemnicy. Mogą rozmawiać ze sobą o wszystkim, a do tego podchodzą do rozmów emocjonalnie. Przyjaciółki wspierają się w trudnych chwilach. Jeśli wśród nich jest osoba samotna szybko powstaje sztab kryzysowy z masą pomysłów do rozwiązania problemu. Jeśli samotność trwa długo, osoba taka w ciągu tygodnia nie jest sama. Odwiedziny, spotkania, wyjścia na zakupy, a wszystko to ze swoimi przyjaciółkami, które nie zostawią jej na pastwę losu, choćby ich facet na to narzekał. Choćby samotna miała narzekać i tak wyciągną ją w weekend do klubu, zabiorą na siłę na wakacje. Żadne wymówki nie mają miejsca, bo rezerwacja już zrobiona, bilety na wyjazd kupione. Nie ma możliwości odmowy. Wśród koleżanek nie można czuć się odosobnioną.
Świat mężczyzn wygląda trochę inaczej. W naturze występują stada samic, ale samce zawsze rywalizowały ze sobą. Dlatego ciężko dostrzec paczkę facetów spotykającą się by porozmawiać. Jeśli się widują to dzieje się to w barze przy piwie, meczu, wieczorze kawalerskim czy innym podobnym wydarzeniu. Nie widać tutaj tej emocjonalności. Na powitanie podają rękę do uścisku. Dla nieznajomych uścisk ten często jest silny i ma oznaczać niejako przywództwo w stadzie. Kiedy pojawiają się kłopoty, o których trzeba porozmawiać i już dochodzi do takiego spotkania, to raczej milczą na temat swoich problemów, a rozmowy toczą się na mało ważne tematy lub komentują dziejącą się właśnie sytuację. Ciężko jest im się uzewnętrznić, z tym, co ich boli. Najczęściej oczywiście rozmawiają o dziewczynach znajdujących się wokół nich lub przechwalają się o tych, które już mieli. Problemy z kobietami są szybko zmieniane w żart, a rady podawane na odczepne, dokładnie tak, jakby oni nigdy nie zrobili. W końcu to faceci i nie mogą być pantoflarzami. Czy samotnik ma ciężko w tym towarzystwie? I tak i nie. Wyjście na piwo czy mecz nie jest dla niego kłopotem. Spędzi czas w męskim gronie. Tylko, że takie wyjścia zdarzają się najczęściej w weekendy, a cały tydzień taka osoba jest zdana na siebie, bo inni będą zbyt zajęci pracą, rodziną itp, by znaleźć chwilę czasu dla niego. Wyjazdy na ryby, na wakacje - zdarzają się w męskim gronie, ale to znów okazja do wypicia, a rzadziej do rozmów. Oczywiście alkohol pomaga by przełamać się i powiedzieć coś o sobie, ale to nie jest poważna rozmowa. W końcu osoba samotna przez innych traktowana jest jako jego własny sposób na życie, w którym nie można mu przeszkadzać.
W świecie samotnych kobietom jest łatwiej, bo to zazwyczaj faceci są stroną aktywną i rozpoczynają rozmowę z nieznajomą. Niby społeczeństwo jest bardziej nowoczesne, ale ten podział w większości przypadków pozostał. Rzadko kobiety zaczepiają panów w klubie. Jeśli są grupką to te bardziej odważniejsze potrafią poderwać faceta, po czym przedstawiają go swojej samotnej koleżance. Chociaż częściej kobiety wysyłają sygnały do mężczyzn, którzy podejmują wyzwanie i starają się o ich względy. Do nich należy wykonanie pierwszego kroku, co do samotnego nieśmiałego jest rzeczą wprost nie do wykonania. Zresztą późniejsze odezwanie się jako pierwszy przez telefon stanowi także przeszkodę. Pod tym względem wg mnie kobietom jest łatwiej, bo o ile, nie znajdą sobie stałego partnera w ten sposób, to chociaż zawsze jest szansa na porozmawianie z kimś czy seks.
Nieśmiałość to cecha przypisana niejako kobietom, te które były bardziej śmiałe nazywane były kokietkami. Wśród mężczyzn nie potrafienie odezwania się do kobiety postrzegana jest jako ułomność, a i nawet nieśmiała kobieta nie chciałaby z takim facetem spędzić wieczoru, a co dopiero życia.
Są także i minusy takiego postrzegania świata. Chyba gorzej jest opędzać się od pijanych natrętów, którzy widzą w samotnej swoją ostatnią szansę, niż stać przy barze i martwić się, że nie potrafi się odezwać do dziewczyny stojącej tuż obok. W każdym bądź razie nie patrząc już na płeć, samotni zawsze mają pod górkę.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 27 maja 2009

Kolejny post - koniec poprawek

Jak zauważyliście wczoraj nic nie napisałam. Już wcześniej pisałam, że trzeba się ograniczyć do 2-3 wpisów tygodniowo, by podnieść ich jakość. W sumie miałam ochotę wczoraj coś naskrobać, ale wydaję mi się, że nie ma co na siłę coś robić. Mam nadzieję, że pierwszy felieton się podobał. Akurat wybrałam temat na tyle kontrowersyjny i często z samotnymi utożsamiany, więc akurat na początek się nadawał. Co będzie następne? Sama nie wiem. Za dużo tych tematów w głowie - tylko sobie spisuję, by niczego nie pominąć. Dzisiaj jednak niczego tutaj nie zamieszczę, bo.. właśnie przed chwilą udało mi się zakończyć kolejne poprawki!
To już trzecia wersja. Po przepisaniu (akurat przepisany III rozdział) i wydrukowaniu, mam nadzieję, pozostanie mi tylko szukanie literówek, podwójnych spacji i kropek i zmiany czcionek przy dialogach. Wtedy będę mogła powiedzieć koniec, a póki co pracuję dalej, by coś z tego wyszło. Myślę, że moje felietony będą niejako przedsmakiem tego, co was może czekać w książce, dlatego chciałabym móc je trochę bardziej dopieścić, niż są teraz w mojej głowie. Dzisiaj tylko, a może aż tyle mam do przekazania. Cieszę się, że udało mi się zakończyć kolejny etap, bo coś się ostatnio trochę obijałam. Za to w mojej głowie znalazłam okładkę, a raczej zdjęcie, które kiedyś zrobiłam (ostatnio chyba przez rok nie zrobiłam żadnego, samej ciężko mi się zebrać). Po odpowiednim obrobieniu myślę, że będzie pasować.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 25 maja 2009

Samotność, a.. alkohol.

Mimo, że sen mnie już powoli dopada, należałoby się wywiązywać, z tego, co się powiedziało/napisało. Dzisiaj pierwszy felieton z cyklu: "Samotność, a.. ". Miłej lektury.
Na wstępie chce przypomnieć, że nie każda osoba samotna musi pasować do opisu. Znajdują się wśród nas abstynenci, a także osoby sięgające po kieliszek okazjonalnie. O ile, ich ten tekst nie dotyczy, to łatwiej im będzie zrozumieć osoby, które w ten sposób radzą sobie ze swoimi problemami.
Na początku musimy się zastanowić, czy dokonywać podziału ze względu na płeć? I tak i nie. Odsetek mężczyzn alkoholików jest większy, więcej z nich także się leczy z nałogu, a co najważniejsze widok pijanego mężczyzny nie jest niczym nadzwyczajnym. Widok pijanej kobiety to zawsze jakieś komentarze. Łatwiej jest wyjść paczce facetów na mecz przy piwie, niż dziewczynom na drinka, tak by zabrzmiało to naturalnie. Cóż, takie jest życie i póki co nic się nie zmieni. Ja jednak opiszę tutaj samotnych i ich picie, które zazwyczaj nie wiąże się z wychodzeniem do knajp, barów, pubów.
Upijają się w zaciszu swego domu. Preferują zazwyczaj drogie alkohole. Nie dlatego, że stać ich na takie, tylko ze względu na smak. Łatwiej wypić whisky z colą niż szklankę wódki. To wie w sumie każdy z nas. W ich domowym barku nie brakuje dziwacznych likierów i nieznanych win z różnych zakątków świata. Lubią się delektować się przygotowanym wcześniej drinkiem, Malibu czy Bacardi. Nie pogardzą też zimnym, dobrym piwem. Czy to z sokiem w kuflu czy w butelce - to już akurat nie jest ważne. Skoro piją już sami w domu, to nie można o nich powiedzieć po prostu alkoholicy. Oni nie piją, bo muszę się napić, oni piją sami, bo nie mają z kim. Właśnie oglądają jakiś fajny film, pracują przy komputerze, a alkohol jest tylko dodatkiem do tego, co właśnie robią. To jest takie mimowolne picie w ciągu tygodnia. Wraca się z pracy/szkoły i nie mając nic do roboty osoba samotna ogląda film popijając sobie powoli i jedząc coś niezdrowego.
Nie wiadomo, dlaczego są dwa różne spojrzenia na te same sprawy. Osoba samotna pije sobie spokojnie drinka w domu - alkoholik nie radzący sobie z problemami. Kobieta pije drinka przed telewizorem, a jej mąż pije piwo w drugim pokoju oglądając mecz - ona pije drinka, bo nie jest dowartościowana przez mężczyznę i musi się odstresować. Ktoś zaprzeczy?
Jest jeszcze drugi aspekt picia samotnych. Dzieje się to w weekendy, kiedy ich znajomi nigdzie ich nie zaprosili i muszą kolejny raz siedzieć w domu. Normalni ludzi piją zazwyczaj po to by się wyluzować lub po prostu piją w towarzystwie z resztą znajomych. Najczęściej na imprezach klubowych, masowych, spotkaniach sportowych czy na zwyczajnych piknikach, albo po prostu w domu. Okazji jest wiele, jak urodziny, awans, rocznica.
Samotni piją w swoim towarzystwie w domu. Nie chcą się odstresować, tylko zdołować. Wprowadzić się w stan odrętwienia umysłowego i zacząć myśleć depresyjnie. Z alkoholem jest im łatwiej. W skrajnych przypadkach upijają się do nieprzytomności. Przynajmniej nie nudzą się w sobotnie wieczory. Wiele osób się nie zgodzi, ale czasem tak jest.
Przyjrzymy się teraz piciu poza domem.
alkohol picie kobieta

Nie łatwo jest się napić poza domem samej/samemu. W naszym kraju w ten sposób najłatwiej można zarobić mandat. Piwko na trawie, łące, brzegu rzeki - brzmi nieźle, ale któremu samotnemu będzie się chciało wychodzić z domu, skoro może to zrobić w domu. Dobrze sobie zdaje sprawę, że po chwili dopadną go dziwne myśli widząc inne osoby pijące w grupach, albo pary spędzające czas obok niego. Pozostaje wyjście gdzieś do baru. Jeśli jesteś facetem - proszę bardzo, kobietą - raczej nie przekroczysz progu. Nawet jeśli, zawsze pozostaje obawa, że ktoś obcy się przysiądzie. Mamy już piwo/drinka i siadamy sami przy stoliku (nie przy barze). Jeśli nikogo nie ma jeszcze, to usłyszymy szepty obsługi: "Tak wcześnie, a on już przyszedł się napić". Jest więcej ludzi - poczujemy ich wzrok na nas sądząc, że na pewno o nas dyskutują. Czujemy się jak najgorszy alkoholik i pragniemy tylko jak najszybciej dopić i uciec stamtąd. Picie w domu jest bezpieczniejsze.
Czas na imprezę. Urodziny u kogoś w domu. Cóż, tu już wiele zależy od preferencji pijących samotników. Jedni piją szybko wódkę i równie szybko odpadają. Inni nie piją prawie nic, tylko kilka piw, albo delektują się jednym drinkiem przez pół wieczoru. Zdarza się, że mimo że wszyscy piją razem osoby takie piją same. Wychodzą na balkon, do kuchni, do innego pokoju. Wolą spokojnie się napić, bez żadnych toastów itp. Zazwyczaj przyjęta strategia i tak ma na celu nie pójście później nigdzie do klubu, bo tam czują się źle. Więc albo taksówka odwozi ich nieprzytomnych do domu, albo uciekają do siebie praktycznie trzeźwi tłumacząc się, że jutro rano muszą załatwić coś naprawdę ważnego.
Impreza: Dla osób dłużej samotnych, to coś ostatecznego. W tłumie bawiących się ludzi i nawiązujących nowe kontakty, tylko oni czują, że tutaj nie pasują. Jeśli są jeszcze trzeźwi postanawiają, jak najszybciej zmienić ten stan. Wszyscy się bawią, a oni zazwyczaj siedzą sami przy stoliku - pilnują miejsca, torebek itp. Obserwują.
nieśmiały picieFot.: Paski.org

Nawet po alkoholu nie potrafią się bawić. Może i łatwiej się porozumieć ze swoimi znajomymi, ale to nie zmienia faktu, że uśmiech na ustach wciąż jest doczepiony. Czasami ciężko takie osoby ściągnąć z parkietu. Jako indywidualiści wolą tańczyć samemu, nie obchodzi ich, kto znajduje się obok nich. Zatracają się w tańcu, aż do rana.

Są czasem te dobre dni, gdy ilość alkoholu jest idealnie dobrana, a samopoczucie jest niezłe. Udaje im się wtedy czasami poznać kogoś płci przeciwnej. Zazwyczaj jest to na domówce, gdy otaczają ich znajomi ich znajomych. Łatwiej im wtedy się przełamać i nawet być duszą towarzystwa. Tracąc głowę i kontrolę nad sobą lądują często z nowopoznaną osobą w łóżku budząc się rano z wielkim kacem. Moralnym.

A na sam koniec osobna kategoria: Upijanie się na umór (o którym już było krótko powyżej). Nie należy jej rozumieć, jak urwany czasami film. Nie wiadomo, kiedy zaczyna się problem, ale granica między wypiciem drinka do filmu, a obudzeniem się trzy godziny później we własnych wymiocinach jest bardzo mała. Samotni piją wtedy bez celu, a raczej celem jest upicie się samo w sobie, byleby nie myśleć, zapomnieć o dzisiejszym dniu i o własnych niepowodzeniach. Każdy łyk przybliża ich do krainy bezproblemowości. Tak jest po prostu łatwiej radzić sobie ze swoimi problemami., a raczej strach przed zmierzeniem się z nimi na trzeźwo.

Edit: Zauważyłam, że wiele osób czyta artykuł o pijących nieśmiałych szukając istotnych informacji. Wydaje mi się, że będzie trzeba rozbudować ten artykuł. Zacznę od odpowiedzi na zapytania wpisywane w wyszukiwarce.
  1. Jak pomóc nie pić alkoholu osobie samotnej?
To wszystko zależy od skali problemu. Jeśli picie zostało spowodowane niedawnym przykrym wydarzeniem u osoby samotnej, to może, gdy już pozbiera wszystkie myśli, odstawi alkohol na bok. Wtedy wypadałoby wspierać osobę w rozwiązaniu głównego problemu, a nie zaczynać na nią krzyczeć za picie. Niewiele tym osiągniemy, przecież jako osoba wolna, może sobie robić, co chce. Zwłaszcza pić. Sama, bo sama, bo czemu nie. Należałoby znaleźć przyczynę tego picia, która zdaje się błaha: "Piję, bo jestem sam/-a i nie mam, co robić wieczorem". Nie uda nam się na szybko zeswatać kogoś, ani też znaleźć dla niego czas, by nie spędzał czas sam w domu.
Są jednak sposoby oduczania. Najgorszy to dolewanie czegoś na przeczyszczenie lub wymioty do wódki. Po paru tygodniach zmian wódki dana osoba stwierdzi, że nie może pić takiego alkoholu i próbując uzupełnić tą lukę "przerzuca się" na piwo lub inny alkohol. Metoda ta jest trochę drastyczna i wymaga naszej ingerencji, ale czasem udaje się uzyskać dobry rezultat.
Kolejna metoda, którą sama zastosowałam z powodzeniem, to zaproszenie samotnej/-ego do siebie i poczęstowanie jakimś dobrym alkoholem. Potem przyjście do takiej osoby z likierem lub jakimś dobrym winem i zachwalenie tego wspaniałego trunku. Na najbliższej imprezie domowej należy robić różne kolorowe drinki i przekonywać osobę samotną, że przecież wydając tyle pieniędzy na alkohol, może sobie pozwolić na tak wymyślne rzeczy. Uświadomienie, że picie czystej wódki w domu jest bez sensu, a sączenie drinka przez kilka godzin jest prestiżowe jest może sposobem. Tylko nie zrobimy abstynenta, ale zmienimy tylko kulturę picia. Coś za coś.
Kolejny sposób: Moja koleżanka została publicznie porównana do "żulicy", oczerniona i wyśmiana. Nie przez obcych ludzi, tylko przez swoje przyjaciółki. Załamana wróciła do domu i oczywiście piła. Rano znalazłyśmy ją nagą w swoich wymiocinach. Po kilku godzinach wpływania na jej sumienie i doprowadzeniem do stanu świadomości udało się osiągnąć zamierzony cel. Nie pijesz przez miesiąc, a potem zabieramy cię do spa. Takie przekupstwo, ale chociaż tamtem miesiąc dawno minął, dalej dzwoni i pyta się, czy może wypić sobie piwo przed snem sama, bo nie chce by ktoś o niej źle pomyślał, zwłaszcza my.
I na koniec: leczenie. Coś raczej nierealnego do wykonania, jak i zabranie nieśmiałej/-ego do psychiatry. Sama nie mam pojęcia, jak to zrobić, ale to już muszą być skrajne przypadki, gdy już żadne sposoby nie pomagają.

Mam nadzieję, że będą pomocne moje wypowiedzi. Poczytam kolejne zapytania i uzupełnię dalej artykuł.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

niedziela, 24 maja 2009

Podsumowanie

Jako, że trzynasty wpis ma dla mnie większe znaczenie, niż ten jutrzejszy, czyli dwutygodniowy, więc może pora na małe podsumowanie.
O dziwo, udaje mi się każdego dnia coś tutaj napisać, a i przyszłe rzeczy też są zaplanowane. Póki co pomysłów nie brakuje, a przyszłotygodniowe felietony "Samotna, a..." są już gotowe w mojej głowie. Mam nadzieję, że będą interesujące. Tematów do opisania życia, jak i sytuacji, z którymi muszą się zmagać samotni mi nie brakuje. Chcę tylko by wszyscy pamiętali, że nie każdy samotny jest taki, jak tutaj opisuję. Zawsze są jakieś wyjątki czy odstępstwa.
Jak widzicie po statystykach trochę ludzi to zagląda. Moje statystyki także to potwierdzają, a to znaczy, że nie piszę tylko dla siebie. By trochę wypromować bloga, założyłam swój profil artystyczny na naszej klasie. Dlaczego fikcyjny? Po prostu chcę odgraniczyć moją pracę związaną z książką od znajomych i rodziny. Zresztą, jak widzicie, ani tam, ani tutaj nie znajdziecie moich zdjęć. Jakoś nie chcę się pokazywać światu. Wolę pozostać w cieniu.
A i doczekałam się w końcu komentarza, ale był na tyle wulgarny, że musiałam go usunąć. Poczekam na bardziej przyzwoity.
Co do mojej twórczości: utknęłam na rozdziale szóstym. W sumie im jestem dalej, tym mniej mam do poprawiania. Tutaj jednak będę miała więcej roboty - część do przerzucenia, trochę do dopisania, ale minę to i już zostanie mi ostatni plus epilog. Przepisuje praktycznie na bieżąco, więc po kolejnym wydruku będę mogła zobaczyć wersję praktycznie finalną i przeczytać ją od początku do końca. Wtedy zobaczę, ile to stron wyszło spod moich dłoni i ile zajmie to miejsca w formacie A5. W sumie nie mam do końca sprecyzowanego formatu. Ten wybiorę później, gdy już wszystko będzie gotowe, a na sam koniec zostawiam sobie okładkę.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

sobota, 23 maja 2009

Cel pisania?

Niby takie proste pytanie, a jednak coś w nim jest. Nie chcę pisać do szuflady, nie tym razem. Nie chce zmuszać moich znajomych do czytania moich książek, bo nawet tego nie robią. Chciałabym wydać książkę, ot tak zwyczajnie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, ile rękopisów jest wysyłanych do wydawnictw i że każdy z nas myśli, że potrafi pisać. Ja tak nie uważam, ale chcę spróbować. Po siedmiu latach pisania (z przerwami oczywiście) może teraz powstanie coś naprawdę ciekawego i zainteresuje to innych. Wiem, że czasami powstały rzeczy zbyt banalne, ale jakiś swój styl pisania już posiadłam i może nie jest on najwyższych lotów, to jednak da rady to przeczytać. Moim marzeniem jest zobaczyć swoją książkę na półce w księgarni. Nawet nie w wielkim empiku czy jakiejś sieciówce, tylko jakieś małej księgarni z klimatem. Widzieć swoje nazwisko na okładce i w końcu czuć się dumną. Kiedyś moje artykuły ukazywały się w jednej z gazet. Jak głupia biegłam wtedy do kiosku, by ją kupić, jak tylko miała się pojawić. Płacąc chciałam wykrzyczeć kioskarzowi: "O tutaj! Niech Pan patrzy, to moje!". Te czasy jednak minęły.
Teraz głowię się, jak sprawić, by zainteresować wydawcę swoją osobą? Jak sprawić, bym się wyróżniła wśród setek rękopisów? Recepty na to nie ma. Co jeśli wszędzie odrzucą moją książkę? Cóż, na tym świat nie kończy. Istnieją jeszcze wydawcy internetowi. Nie mówię o e-bookach, bo dla mnie samej czytanie na ekranie jest męczące, a drukowanie mija się z celem (takie moje zdanie, bo wydruk jest dla mnie, a potem ląduje w koszu lub w szufladzie). Piszę o wydawnictwach, które co prawda drukują książki, ale potem można je kupić tylko za pośrednictwem internetu. Jeśli mi się nie powiedzie, to zostanie mi tylko ta droga i zamiast zobaczyć swoją książkę w księgarni, zobaczę ją na swojej półce. Najbardziej spodobała mi możliwość wydania książki samemu przez www.lulu.com. Szkoda tylko, że nie ma wersji polskiej. Nie chcę im robić reklamy, ale jeśli nic nie uda mi się zawojować, to prześlę tam swoje dzieło, by później można je było kupić przez największą księgarnię internetową. Niby wszystko proste, krok po kroku. Brakuje mi tutaj korekty, albo chociaż recenzji. Może do dzieł angielskojęzycznych i innych są, ale dla polskich nie widziałam. Kto wie, może nikt nie będzie chciał nawet streszczenia przeczytać lub po jego przeczytaniu stwierdzi, że nie ma sensu na to patrzeć? Trochę lepiej prezentuje się oferta www.mybook.pl. Po weryfikacji tekstu jest korekta. Cóż, że można książkę kupić tylko w ich księgarni www, nie blokują jednak drogi do druku w innym wydawnictwie. Tylko by ujrzeć książkę gdzieś na półce musiałabym zamówić większy nakład i jeździć po hurtowniach starając się im sprzedać moją książkę, a to mi raczej słabo pójdzie. am czas na zastanowienie. To i tak nie są wszelkie możliwe drogi do wydania.
Co z kosztami? Już od skończenia pierwszej wersji stwierdziłam, że mogę pokryć część kosztów druku mojej książki. Przybliżę to później w blogu. Zresztą, o czym jeszcze nie wspomniałam, nie zależy mi na zysku z tego tytułu. Nie myślę sobie, że jak podpiszę umowę, aksiążka trafi do księgarni, to mogę rzucić pracę i utrzymywać się z wpływów ze sprzedaży. Chcę być spełniona i zarazem szczęśliwa, gdy będę trzymać ją w ręce. Tego chcę. Czy mam coś do przekazania czytelnikowi - oczywiście - o tym napisałam tutaj. Gdy mi się uda, to możecie mnie trzymać za słowo, pierwsze 50 książek chcę puścić w świat przez book crossing. Mam już swój swoisty plan z tym związany, ale nie mogę wyprzedzać faktów. Po raz kolejny się powtórzę - długa droga przede mną.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

piątek, 22 maja 2009

Plany

Nadeszła pora by coś napisać. Chyba już nie o książce, bo nie ma co za dużo zdradzać. Co do postępów, to piąty rozdział aktualnie w poprawie. Tylko, że piątek ma to do siebie, że nawet długopis w ręce leżeć nie chce. Jutro będzie trzeba nadrabiać, ale póki mam chęci to będę działać. Byle do przodu i może uda się osiągnąć wersję finalną.
samotne pisanieFot.: www.izismile.com
Co potem? Cóż. Zajmę się okładką. Mam pomysł na nią i albo namówię znajomego na narysowanie jej lub zrobię zdjęcie, a później pobawię się w photoshopie, by osiągnąć jakiś dobry efekt. Póki co nie zajmuję sobie tym głowy, bo tylko odciągnie mnie od rzeczy ważniejszych.
Im więcej mam napisanej na nowo wersji, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że "Samotna w wielkim mieście" jest bardziej odpowiednia niż "Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność". Na razie używam obu tytułów równocześnie, ale pewnie przyjdzie moment, kiedy będę musiała wybrać. Jutro o celu pisania książki.
Dzisiaj na blogu bez zmian. Przyjdzie czas na nowe elementy. Ciągle obserwuję ruch na stronie i cieszę się, że ktoś tu zagląda, chociażby na chwilę. Nadchodzi ta pora, kiedy przydałoby się poruszyć kilka istotnych dla osób samotnych kwestii. Będą to rozszerzone opisy z książki i mam nadzieję, że będą interesujące. Na pierwszy rzut pójdą:
- Samotność, a.. płeć,
- Samotność, a.. alkoholizm,
- Samotność, a.. narkotyki,
- Samotność, a.. jej przyczyny.
    Oczywiście będzie tu przedstawiony mój punkt widzenia, jako kobiety oraz osób z którymi rozmawiałam na te tematy. Nie twierdzę, że każda osoba samotna będzie pasować do opisu, w końcu są wyjątki. Życzę miłej lektury.
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    czwartek, 21 maja 2009

    Narracja

    Wydawać by się mogło, że dla początkującego pisarza lub pisarki, jak w moim wypadku, pisanie dialogów jest najtrudniejszą rzeczą w książce. Okazuje się, że już sama narracja może być problemem. Ja zastosowałam w książce podwójną narrację - wszechwiedzący narrator i bezpośredni występujący jako doświadczenia głównego bohatera, czyli Yoshiko. Ten pierwszy wprowadza nas w historię i opisuje miejsca akcji, natomiast drugi, wskazuje jak odbiera otaczający świat, wraz ze swoimi myślami. Dzięki temu dowiadujemy się, co czuje Yoshiko i jak dane sytuacje wpływają na jej psychikę. Poznajemy świat oczami samotnej osoby - jej postrzeganie niektórych rzeczy i komentarze, co do innych osób chcących jej pomóc. Zauważymy wtedy, jak jej decyzje różnią się od tych, które my byśmy podjęli.
    Mój problem polegał na rozdzieleniu tych dwóch typów narracji, ale tak, by przebiegały one jednocześnie w całej książce. Wiele rzeczy musiałam zmieniać z trzecioosobowej na pierwszoosobową narrację, ale myślę, że się udało. Po napisaniu myśli Yoshiko kursywą wszystko stało się przejrzyste i proste. Jeszcze muszę poprawić niektóre elementy w pierwszym rozdziale, mimo że już go poprawiałam, ale jak wiadomo, dopóki nie nauczysz się pisać, będziesz poprawiać bez końca. Obym dotrwała do tego końca.
    Zaraz się wezmę za poprawianie kolejnego rozdziału. Gdy skończę pisać na blogu wprowadzenie do książki, będę opisywać życie osób samotnych rozwijając niektóre elementy książki. Czy znajdą się tutaj jej fragmenty? Pewnie tak i tak cały czas coś z niej tutaj przedstawiam.
    Kilka słów o blogu. Wczoraj dołączyłam statystyki. Nie wyświetla się 0, więc widocznie nie tylko ja tu zaglądam. W sumie te dane będą dla czytających, niż dla mnie, bo mi google analytics pokazuje wszystko dokładnie. Znów kilka wejść z zagranicy, ale na tyle krótkie by sądzić, że to przypadek. Jak zwykle czekam na pierwszy komentarz, który pokaże mi, że ktoś tu naprawdę zagląda. Potem będę mogła dodać obserwowanie blogu, bo póki co jest na to za wcześnie.
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    środa, 20 maja 2009

    Coś o samej książce

    Książka nie będzie poradnikiem z cyklu: "Jak radzić sobie z samotnością lub samotnikiem". Osoba samotna nie znajdzie tu opisu, jak krok po kroku zwalczyć swoją nieśmiałość i znaleźć miłość swojego życia. Znajomi samotników nie będą mieli podanego na tacy przepisu, jak uszczęśliwić taką osobę. Na pewno coś takiego będzie przewijać się między wierszami, ale głównym założeniem jest pokazanie, jak wygląda życie osoby samotnej - jej problemy ze światem, które dla innych osób są czymś zwykłym. Samotnicy uświadomią sobią, że nie jest z nimi jeszcze tak źle, bo nie robią tego, tego i tego, co zostało opisane, ale gdy zaczną rozmyślać, stwierdzą, że jednak tak jest. Pomyślą, co mogą zmienić w swoim życiu, by nie zagłębić się za bardzo. Jak znów znaleźć choć mały promyk nadziei na lepsze jutro. Osoby starające się pomóc tym osobom zobaczą, jakie błędy robią, o których nie zdają sobie sprawy. Zrozumieją, że ich działania przynoszą więcej szkód niż korzyści, a jakie małe drobnostki mogliby zrobić, by pokazać, że zależy im na nich.
    samotność demotywatorFot.: www.motifake.com
    Kilka słów o samym blogu:
    Póki co udaje mi się robić wpisy codziennie, ale myślę, że pewnie za niedługo będą to 2-3 wpisy tygodniowo. Nie, że nie będę miała o czym pisać. To taka fascynacja czymś nowym. Jak widzicie nawet układ bloga się zmienia, ciągle coś dodaję, a z czasem zacznę usuwać niepotrzebne rzeczy. Postów kasować nie będę, może coś będę edytować, ale nie zanosi się na to. Jeszcze trochę rzeczy dotyczącej samej książki zostało mi do napisania, a później będę opisywać, jak mi idzie jej poprawianie, bo napisana to już w sumie jest. Póki co idzie mi nawet dobrze, przeznaczam jedno popołudnie na poprawki, a drugie na przepisanie. Wiem, że pewnie coś mi wypadnie i system się nie sprawdzi, ale póki co mam zacięcie i jak nie chce mi się poprawiać i myśleć, to po prostu przepisuję. Najwyżej po następnym druku będzie co poprawiać.
    A w najbliższym wpisie chyba pora na narrację.
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    wtorek, 19 maja 2009

    Fabuła, czyli najważniejsze

    Przedstawiłam pokrótce bohaterów i miejsce akcji, teraz nadszedł czas na fabułę, bo bez niej nic by się nie działo. Wiadomo, że książka opowiada o ludziach samotnych mających problemy z nawiązaniem kontaktów z innymi, a zwłaszcza z płcią przeciwną. Wiemy także, że bohaterowie mieszkają naprzeciwko siebie i codziennie zmierzają w tym samym kierunku. Co jeśli nawet jeżdżą codziennie tym samym metrem i wracają o tej samej godzinie nie odzywając się do siebie słowem?
    Otóż tak dokładnie robią, a strach przed pierwszym krokiem jest tak duży, że nic nie jest w stanie sprawić by mogli coś powiedzieć do siebie. Wychodzą razem z mieszkań, idą razem na stację metra - krok w krok, obok siebie. Yoshiko jedzie na uczelnię, Kazuo do pracy. Po południu spotykają się na przerwie na lunch w tej samej restauracji, a po południu razem pokonują trasę z powrotem do domu. Po drodze wstępują jeszcze na zakupy. Wszelkie te czynności wykonują wspólnie, bez słowa, bez żadnego westchnięcia, w całkowitej ciszy. Boją się nawet na siebie spojrzeć, jednak chcę spędzać razem te kilka chwil. Jeśli do tego dodamy spacery czy nawet wyjście do kina otrzymamy najdziwniejszą parę osób, które marzą o sobie, a jednocześnie nie mogą zrobić nic by dopomóc szczęściu. Brakuje im tego jednego ogniwa, które przełamie nieśmiałość, a o którym wiedzą, że nigdy nie nadejdzie.
    Sami także pokonujemy trasę do szkoły czy pracy często z tymi samymi osobami, które może i nam się także podobają. Zerkamy czasem w ich kierunku nie odzywając się w ogóle. Widzimy ich każdego dnia i mimo że mieszkają gdzieś kilka ulic dalej to my także nic do nich nie powiemy, bo jest to dla nas zbyt duże wyzwanie. Wracając do domu powtarzamy sobie, że jutro wpuszczę tą dziewczynę pierwszą w drzwiach i powiem coś na zachętę, a potem samo się rozwinie. Następnego ranka zaś chowamy się gdzieś w cieniu porzucając wszelkie wczorajsze plany, a potem czujemy rosnącą w nas depresję. Jesteśmy za słabi by zmienić tę sytuację.
    Jeśli przeżyłeś kiedyś takie zdarzenie, znaczy że w tobie także jest coś z nieśmiałości, a książka powinna cię zainteresować.

    Kilka słów na temat bloga: W końcu zaistniał w sieci, czyli jest indeksowany przez google. Widzę, że nadal trafiają tu zbłądzone duszyczki z różnych krajów, ale mam nadzieję, że w miarę, jak blog będzie rósł pojawi się jakieś grono stałych czytelników, którzy podzielą się ze mną swoimi opiniami i nabiorę sił do pisania nadal. Dzisiaj wyszłam do restauracji, a raczej knajpki z jedzeniem, by coś napisać i poprawić. Jak zwykle widziałam te dziwne spojrzenia ludzi, którzy przypatrują się samotnej kobiecie pijącej koktajl i jedzącej pyszne danie siedząc z długopisem w ręce i stertą kartek na stole. Nie wiem, czy książka, czy mnie samej przy stoliku sprawia, że ludzie spoglądają na mnie z jakimś politowaniem. Jakbym nie mogła spokojnie spędzić popołudnia tak, jak chcę. Dobrze, że nie przysłuchiwałam się ich komentarzom. Wystarczy, że kiedyś miałam okazję takich posłuchać. No cóż może następnym razem spojrzę, czy na drzwiach nikt nie nakleił "Osobom samotnym wstęp wzbroniony", wtedy na pewno poszłabym gdzie indziej.
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    poniedziałek, 18 maja 2009

    Przemyślenia

    Tak się zastanawiałam ostatnio czy nie zmienić jednak tytułu na taki, jak tytuł bloga, czyli "Samotna w wielkim mieście". Ten także dobrze pasuje do książki, a nawet bardziej mi się podoba. Cóż, pomyślę jeszcze nad tym.
    Ostatnio nawet mi jakoś dobrze idzie z mobilizacją. Powoli, bo powoli, ale coś się wyłania. Z krótkiego zarysu ewoluuje w coś naprawdę ciekawego. Jaki stan prac? Poprawiona od wstępu do czwartego rozdziału, przepisane poprawki do drugiego rozdziału. Szkoda, że już teraz widzę, że lekkie zamieszanie we wstępie wymagać będzie kolejnej korekty, ale ogólnie jest już dobrze. Samo przedstawienie życia wraz z zachowaniem osób samotnych zabrało mi wiele czasu i stron. Do tego doszła jeszcze analiza przyczyn zjawiska samotności i jakoś się sam wstęp zrobił obszerny. Może to i dobrze, bo sami sobie nie zdajemy sprawy, jak wygląda życie samotnika każdego dnia i w jaki sposób radzi sobie w tym trudnym dla niego świecie.
    To już trzecia wersja poprawek, a mi już powstała w głowie alternatywna wersja zakończenia. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze połowę rzeczy pozmieniam. Ma to też dobre aspekty - książka powoli, bo powoli rośnie w objętości i już nie myślę o niej w formie opowiadania.
    Tak sobie myślałam, że skoro mój blog ma dopiero tydzień i jeszcze nie został zindeksowany przez wyszukiwarkę google, to pewnie nikt tu nie zagląda. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że są jakieś odsłony (po zablokowaniu nawet mojego IP) i to nie tylko z Polski. Pewnie i tak przez przypadek, ale to zawsze coś. Pozostaje mi tylko czekać na pierwszy komentarz lub ocenę. Mam nadzieję, że nastąpi to już wkrótce.
    Jutro pewnie przedstawię fabułę, która...a zresztą sami przeczytacie:)
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    niedziela, 17 maja 2009

    Główni bohaterowie

    Wspomniałam w poprzednim poście, że miasto, w którym toczy się akcja jest bliżej nieokreślone, ale personalia głównych postaci wskazują, że znajduje się ono gdzieś na dalekim wschodzie. Główni bohaterowie to Yoshiko Noda i Kazuo Sasaki. Dlaczego wybrałam japońskie a nie polskie? Cóż, w ten sposób łatwiej uzmysłowić sobie nie tyle wygląd głównych bohaterów, co świat w którym się znaleźli. Nasze miasta nie są jeszcze aż tak zurbanizowane, a cykl naszego dnia nie wyznacza tylko praca. Zresztą pisząc książkę widzę ją przez pryzmat scenariusza i chcę by czytelnik widział to, co chciałam mu przekazać. Może nie dosłownie, ale w jakiś sposób nakierować go na właściwy tor.
    Kim są bohaterowie?
    Yoshiko ma dwadzieścia cztery lata i jest studentką medycyny. Pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny, za to dobrze się uczy. Dzięki temu dostaje stypendium i nie musi płacić za naukę. Pochodzi z małego miasteczka i przeprowadziła się do dużego miasta na początku studiów. Mieszka razem z trzema bezimiennymi współlokatorkami, które są jej przeciwieństwem - imprezują, nie uczą się, a bogaci rodzice zapewniają im spokojny byt. To one są singielkami wg mojej definicji. Z Yoshiko prawie nie rozmawiają, a raczej ona z nimi. Całe swoje życie spędza na uczelni lub w swoim pokoju i jako typowy samotnik nie ma życia towarzyskiego.
    samotna w bieliFot.: www.shanatinglipton.com/blog/
    Kazuo ma dwadzieścia osiem lat. Jest początkującym architektem w dużej firmie projektowej. Mieszka tu od urodzenia razem ze swoją matką - Mitsuko. On także nie znalazł swojej drugiej połówki i nie chcejej nawet szukać. Woli spędzać czas w swoim pokoju przy komputerze.
    Bohaterowie mogliby być kimkolwiek innym, bo to nie ma tak praktycznie znaczenia. Można mi tylko zarzucić, że za dobrze im się powodzi i co jeśli ona byłaby kelnerką, a on pracownikiem fizycznym? To kompletnie nic by nie zmieniło. Chociaż ja i tak wiem, że osoby mające problemy z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich nie będą nigdy wykonywać takich zawodów jak kelner. Niektórych rzeczy się nie przeskoczy. Nie liczy się tutaj, co robią w swoim życiu zawodowym, tylko prywatnym, a takie życie u nich nie istnieje. Tu leży cała złożoność problemu: Co osoba samotna może robić ze swoim wolnym czasem? Zazwyczaj nic, bo nie ma nic ochoty lub nie ma z kim. Gdyby nie te dwie sprawy mogłyby robić wszystko. Tak, siedzą w swoim pokoju nie robiąc nic.
    Moi bohaterowie pracują/uczą się praktycznie w tym samym miejscu, a do tego mieszkają naprzeciwko siebie. Widzą się codziennie, jednak nigdy nie udaje im się przełamać bariery nieśmiałości i odezwać się do siebie...
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    sobota, 16 maja 2009

    Miejsce akcji

    Oczywistym jest, że miejscem akcji jest duże miasto. Może nie jakaś wielka aglomeracja z ponad milionem mieszkańców, wystarczy typowe, średniej wielkości miasto. Nie zostało sprecyzowana jego nazwa, ani też region, ale z różnych informacji można się domyśleć, że znajduje się ono gdzieś na dalekim wschodzie, ale może znajdować się równie dobrze w każdym miejscu na ziemi.
    Każde miasto oprócz swojej reprezentatywnej części posiada sypialnie dla klasy średniej i nie tylko. Planowane osiedla rozrastają się szybko, a powstałe z nich blokowiska nie zachęcają nikogo do ich zwiedzania. Jest to chyba najbardziej anonimowy twór stworzony przez człowieka, gdzie ludzie w ogóle się nie znają, tylko mijają się w windzie. Kilkunasto- czy kilku dziesięciopiętrowe szare bloki są miejscem życia samotnych ludzi, o których nikt nie ma nawet pojęcia. Wystarczy spojrzeć na blokowisko z Hong Kongu, by zrozumieć skalę tego zjawiska:
    samotne blokowiskoFot.: Hong Kong, Architecture of Density; by Michael Wolf
    Mogę napisać, że połowa osób w tym budynku nigdy się nie widziała, a większość nigdy się do siebie nie odezwała. Tu nie ma pięknego czaru z filmowego Paryża, gdzie we wspaniale odnowionej czynszówce możemy dać sąsiadowi klucze, by podlewał chociażby nasze kwiatki, kiedy wyjedziemy na dłużej. Tutaj trwa ciągła rotacja ludzi, jedni się wprowadzają, drudzy wyprowadzają. Rzadko kiedy powiemy komuś "Dzień dobry". Nie chcemy wracać tutaj, a jednak tutaj mamy swój własny kąt, nasz prywatny skrawek podłogi.
    Nasze blokowiska są podobne, chociaż ich wielkość nie jest tak dosadna. Zazwyczaj pomiędzy budynkami znajdują się szkoły, boiska, kawałek zieleni, a tutaj wszystko jest betonowo-asfaltową pustynią, gdzie nawet dzieci bawią się na korytarzach. Ciężko jest opuścić takie miejsce, bo wrasta się w nie i przyzwyczaja do jego widoku. Ci, których stać na ucieczkę często przenoszą się za miasto, by we własnym domu zaznać trochę spokoju. Zdziwi się ten, który powie, że w takim miejscu sąsiedzi się znają, a bliskość innych sprawia, że ludzie stają się dla siebie życzliwsi czy bardziej przyjaźni. Tutaj jeszcze bardziej zaznaczamy swoją prywatność, a jeśli poza domem poruszamy się tylko samochodem, to nawet nie poznamy tych, którzy mieszkają obok nas.
    samotne miastoFot.: Calgary, Kanada; Google maps
    Czy w takim zagęszczeniu domków jednorodzinnych ludzie spędzają wspólnie czas i zapraszają się na wspólnego grilla? Raczej nie. Sami dążymy do tego by miejsce w którym mieszkamy było, jak najbardziej odizolowane od innych.
    Umieśćmy w którymkolwiek z powyższych miejsc osobę chorobliwie nieśmiałą i co otrzymamy?
    Samotną osobę traktującą swój dom, jak swoją twierdzę. Rzadko go opuszczającą i nie pokazującą się za często poza nim. Nie będzie ona znała nikogo w okolicy, nie będzie z nikim rozmawiać. Wszelkie próby nawiązania z nią kontaktu będą swoistą ucieczką.
    Przypatrzmy się na osiedla w naszej okolicy, nawet w małych miasteczkach, a zobaczymy, że nawet koło nas sami sobie stwarzamy miejsca, w których samotni rodzą się każdego dnia.
    Antonina Kostrzewa
    antonina kostrzewa podpis

    piątek, 15 maja 2009

    Tematyka

    Dlaczego piszę o samotnych? Pewnie każdy czytelnik dojdzie do wniosku, że sama jestem osobą samotną i widzę w tym problem. Otóż nie jest tak do końca. Książka nie jest moją swoistą autobiografią, chociaż pewne elementy zapewne do niej tam trafiły. Może i w moim życiu przez pewny czas byłam samotna, jednak nie dostrzegałam w tym negatywów. Czasami przydaje się przecież chociaż chwila wyciszenia. W pewnym momencie mojego życia zaczęłam dostrzegać, że wśród ludzi, którzy mnie otaczają są osoby samotne, które nie mówią o sobie "singiel". Osoby te nie chciały sobie szukać swojego partnera życiowego mając ku temu swoje powody. Nie wydawało mi się to dziwne, bo przecież po długotrwałym związku nikt nie chce od razu szukać sobie nowej miłości. Jednakże samotnicy w pewien sposób sami się alienowali.
    singiel
    Nie wychodzili ze swoimi znajomymi, ani ze mną i moimi koleżankami. Nie tylko na imprezy, ale zwyczajnie do kina, na zakupy. Niby nic takiego, do czasu gdy przyszła kolejna majówka. Wszyscy z pracy coś planowali. Już od miesiąca było głośno gdzie i z kim się jedzie. Od wycieczek za granicę po rodzinne grille. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że jedyną osobą, która nic nie opowiada jest Kasia*, która w ten słoneczny, długi weekend postanowiła zostać w domu i nic nie robić. Nie jakieś porządki, oglądnięcie dawno pożyczonych filmów, przeczytanie książki czy zwykły odpoczynek, tylko nic nie robienie. Chciała leżeć cały dzień, siedzieć przed komputerem i popijać jakiegoś drinka. Do tego ani na chwilę nie wyjść na zewnątrz, gdzie prażyło słońce.
    samotne siedzenie w pokoju
    Po rozmowie z nią i namowach innych współpracowników nie udało jej się do niczego namówić.

    Kilka jej wymówek:
    - Nie chcę być ciężarem;
    - Nie mam pieniędzy;
    - Będziecie się lepiej bawić beze mnie;
    - To jest wasz wyjazd;
    - Będę się tylko nudziła;
    - W życiu nie nurkowałam...
      Do każdego zapytania miała już z góry ustaloną odpowiedź w zależności od tego, o co ją pytano. Wtedy doznałam pewnego olśnienia, że przecież oprócz niej znam kilka innych osób, które także zawsze tak robią. Uświadomiona wśród swoich znajomych zadałam pytanie: Czy znacie ludzi samotnych? Oczywiście jako pierwsza odpowiedź padało: "Mojemu sąsiadowi zmarła rok temu żona i jest samotny. Odwiedza go raz w miesiącu córka". Zrozumiałam, że źle zadaję pytanie. Dla większości ludzi osoba samotna to ktoś stary, wdowa/wdowiec i jeszcze schorowany. Na słowo singiel - każdy miał trochę lepszą odpowiedź. Po wytłumaczeniu mojej definicji miałam listę kolejnych osób samotnych, których także znałam. Prowadząc swoisty wywiad z moimi znajomymi, a także z samotnikami dostałam obraz miejskiego samotnika. W sumie kiedyś bardzo chciałam skończyć psychologię, niestety oblałam egzaminy wstępne i los pognał mnie dalej. Teraz mogłam pobawić się w psychologa i z moją wiedzą podejść do tematu. Nie chciałam pisać książki, po prostu próbowałam zrozumieć samotnych. Próbowałam pomóc?
      pomocna dłoń
      A jakże, jednak już teraz wiem, że robiłam to źle. Starałam się pomóc tak, jak większość z nas, a czego samotni nie znoszą. Przebudzeniem do napisania książki była jedna z prób samobójczych Kasi. Wtedy postanowiłam, że muszę dać ludziom nie przewodnik do wyciągania ludzi z samotności, ale książkę, która pokaże, że wśród nas także oni są. Chciałam też by takie osoby czytając zrozumiały lepiej samych siebie.

      *Imię zmienione.
      Antonina Kostrzewa
      antonina kostrzewa podpis

      środa, 13 maja 2009

      O czym piszę? Tytuł..

      Zdaję sobie sprawę, że trochę chaotyczny początek tego bloga, ale od czegoś trzeba zacząć.
      Piszę o ludziach samotnych i nieśmiałych. Używam w tytule słowa zawstydzeni, bo nikt z nich nie przyzna się do nieśmiałości. W rozmowie prędzej potwierdzą, że boją się kontaktów z innymi ludźmi. Niby to prawie to samo, a jednak coś innego.
      Nie używam także słowa single. To najgorsze słowo, jakie mogło powstać. Dla osób samotnych utożsamianie ich z singlami jest zwyczajnym nierozumieniem ich. Otóż wg mojego mniemania singiel to: osoba w młodym wieku (okres studiów, tudzież pierwsza praca) zużywająca większość swoich pieniędzy i czasu na imprezy i różnego rodzaju używki. Single nie mają problemów z kontaktami z innymi ludźmi, mają wielu znajomych, nie pogardzą przygodnym seksem, ale mogą też mieć stałego partnera, z którym potrafią się dobrze bawić, a ten ich nie ogranicza.
      przybijająca samotność
      I gdzie tu znaleźć coś nawiązującego do nieśmiałych samotnych? Chyba nic.
      Dlaczego takie osoby są skazane na samotność? Z powodu ciągłych porażek przy próbie kontaktu z płcią przeciwną, a także przy próbie zrobienia pierwszego kroku, uświadamiają sobie, że skoro nie wyszło im teraz, to następnym razem też im się nie uda. Nie podejmują nowych prób. W ten sposób narasta spirala, która sprawia, że osoba taka jeszcze bardziej unika kontaktów międzyludzkich, a nawet przed nimi ucieka.
      Chyba na tyle dzisiaj.
      Antonina Kostrzewa
      antonina kostrzewa podpis

      wtorek, 12 maja 2009

      Prawie środek tygodnia

      Jak mi idzie? "Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność" ciągle jest w fazie poprawiania. Która to już wersja? Chyba czwarta. Powoli wyłania się końcowa postać całej książki. Można powiedzieć, że tak naprawdę to dopiero jej powiększony zalążek, bo zamiast poprawek stylistycznych ciągle coś dopisuje.
       pisząca kobieta
      Akurat jestem na drugim rozdziale i sporo jeszcze pozostało. Chętnie przeniosłabym się do siódmego, bo muszę zrobić dwie wersje zakończenia, ale na to jest jeszcze czas. Najważniejsze to być skrupulatnym i każdego dnia poprawić po kawałku, a nie raz w tygodniu usiąść na pół dnia. Czasem soboty z książką są dobre, ale też mi się coś od życia należy. Długa droga przede mną. Wiem, że gdybym nie pracowała, to mogłabym pisać i pisać, ale przypominam sobie czas, gdy pracy nie miałam i nawet na chwilę nie zasiadłam z piórę w ręce. Na dziś już starczy. Jutro pewnie nie uda mi się nic tutaj napisać.
      Antonina Kostrzewa
      antonina kostrzewa podpis

      poniedziałek, 11 maja 2009

      Początek..

      Od czegoś zacząć by się przydało, lecz nie teraz, nie w tej chwili. Za dużo rzeczy do zrobienia jeszcze dziś wykonać trzeba.
      Książka leży i domaga się sprawdzenia, cóż, już lecę, bo skończyć cię muszę. Może uda się ją wydać...
      Antonina Kostrzewa
      antonina kostrzewa podpis