facebook

wtorek, 29 września 2009

Nieśmiałość to codzienne niewykorzystane szanse..

Nie bez powodu taki tytuł, w końcu każdego dnia nam się nadarza jakaś okazja, może nie do zmiany naszego życia, ale chociażby do przełamania się. I akurat w takiej chwili nasz umysł zaczyna się wahać. Szukaj innej, łatwiejszej opcji. Dlaczego nieśmiali zawsze kombinują? Zawsze szukają najprostszego rozwiązania. Już kiedyś stwierdziłam, że "nie robienie niczego" także jest podjęciem decyzji. Sprawy nie rozwiążą się same, a czasem lepiej jest zrobić coś głupiego, niż nie robić kompletnie nic. Ile to razy sami to przeżywaliście lub mówili wam to wasi znajomi, że gdy para kochających się ludzi się pokłóci, to oboje czekają, aż druga strona coś zrobi. Tak jest chyba zawsze i jeśli nikt nie podejmie żadnej decyzji, to może skończyć się najlepszy nawet związek. Ot taki prosty przykład z życia, a jednak bolesny i chyba najbardziej prawdziwy. Odkładamy wszystko na później i kolejna szansa przechodzi nam koło nosa. Później wracamy do domu i zamartwiamy się nad swoim losem. Nie wszystkim wyzwaniom możemy zdołać, ale czasem boimy się nawet najprostszych sytuacji. Może czas to zmienić??
Jutro ostatni dzień września i mogę powiedzieć, że nie zmarnowałam całkiem tego miesiąca. Trochę mi to zajęło, ale udało mi się zrobić listę wydawnictw, do których będę mogła przesłać moją "Samotną w wielkim mieście". Z prawie stu, które przejrzałam, oceniłam i przemyślałam wszystkie za i przeciw wyszło mi, że nie mam jeszcze pełnej listy tych, do których wyślę mój tekst. Jedne wolą pocztę tradyjną, inne elektroniczną. Najpierw zajmę się tymi drugimi, a dokładnie dwoma, które w moim mniemaniu najbardziej mi się spodobały. Z pozostałych wybiorę około trzech i będę czekać na odpowiedź, jakąkolwiek. Może do końca roku ją otrzymam, a do tego czasu skończę pisać felietony i dopracuję wstęp. Oczywiście będę pisać nadal. Do szuflady czy do szafki, aż skończę i będę szukać własnej ścieżki wydawniczej. Tak, to moje małe marzenie, by dotknąć książki ze swoim nazwiskiej. Prawdziwej książki. Napiszę tutaj, co takiego o mojej twórczości sądzą ludzie, którzy się na tym znają i "siedzą" w temacie już długo i niejedno w życiu czytali.
Gdy jesteś już blisko celu, nie przejmuj się małymi niepowodzeniami - tak będę sobie powtarzać, a i was czasem męczyć moimi zmianami stanów emocjonalnych.
@Marzena: Znajdź swój cel w życiu. Uwierz, że możesz je zmienić, jeśli chcesz i nie pozwól, by nieodpowiedni ludzie decydowali o twojej przyszłości.
sam podejmuj decyzje
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 23 września 2009

Samotność, a.. imprezy

Strasznie, strasznie, po prostu strasznie. Co tu więcej mówić, skoro napisanie kolejnego felietonu zajęło mi prawie miesiąc? Chyba się trochę zagubiłam w tym wszystkim. Nie wspominając już o tym, ile czasu zabrało mi napisanie jednostronicowego listu do wydawcy. Tak, nadal go nie wybrałam. Jakoś tak czas działa na moją niekorzyść, a może to ja zaczęłam prowadzić bardziej aktywne życie. Nie boję się wyjść sama do kina, na zakupy, basen itp. Po prostu staram się żyć tak, jak kiedyś, a nie jak samotna kobieta.
Tyle tytułem wstępu. Było o świętach i urodzinach, więc przyszedł czas na pozostałe imprezy. Zatem. Miłej lektury.

Samotność, a.. imprezy
Wiem, wiem, osoby nieśmiałe powiedzą, jakie znowu imprezy, ale może zacznijmy od początku. Skoro rozmawiają tylko z rodziną i znajomymi (którzy nie mają ich jeszcze dosyć), a wszelkich spotkań towarzyskich unikają, jak ognia, to jak tu można mówić o jakimś wyjściu? Kiedyś może i wychodzili, kiedy niczym się nie przejmowali, a alkohol i bliskość znajomych sprawiały, że potrafili się dobrze bawić. Teraz sami nawet nie pomyślą, by w weekend wyjść poza swój bezpieczny dom. Uważają, że są już w takim wieku, że co najwyżej mogą odwiedzić kogoś w domu lub ewentualnie pójść do jakiegoś pubu. Wszelkie imprezy, koncerty to nie dla nich, wolą spokojniejszy tryb życia. Tylko co tak naprawdę się zmieniło, od czasów, kiedy na każdy piątek czekali z utęsknieniem myśląc tylko o tym, jak dobrze będą się bawić.
impreza weekend
Nadeszły czasy, że problemem jest nie to, by znaleźć czas by odwiedzić wszystkie swoje ulubione kluby, ale w jaki sposób znaleźć wymówkę dla swoich przyjaciół, by móc zostać w domu. Samotnie.
Przychodzi czasem taki dzień, gdy po dostaniu zaproszenia, nie sposób się nie pojawić. Są to zazwyczaj urodziny kogoś bliskiego, albo jakaś inna okolicznościowa impreza najczęściej odbywająca się w domu. Nieśmiali myślą wtedy, jakimi wymówkami się wymigać i robią mnóstwo innych rzeczy, byleby się nie szykować do wyjścia. W końcu nie chcieliby pokazywać się tam sami. Oczywiście będzie tam pełno znajomych, ale i tak nie będę mieli z kim rozmawiać. Lepiej zostać w domu. Czas leci, a jednak pół godziny przed spotkaniem zawsze ktoś zadzwoni i da ostro reprymendę by nawet nie pomyśleli, że mają nie przyjść. W ten sposób wszędzie się spóźniają, ale chociaż się pojawiają.

wiecznie spóźniony
Woleliby siedzieć sobie z boku popijając drinka i patrzeć na innych, jak się bawią, co robią, o czym rozmawiają. Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto spróbuje ich na siłę zintegrować z resztą towarzystwa. Już nie chodzi swatanie, tylko o to, by przez chwilę z kimś porozmawiali. Wiadomo, jak kończą się rozmowy na siłę. Gdy alkohol nie pomaga, bo upijamy się na smutno, a nie ma tak naprawdę z kim porozmawiać, to zaczynamy się nudzić. Najczęściej wychodzimy wtedy po cichu, tak by nikt nie widział i by uniknąć pytań: „Czemu tak wcześnie?” czy „Zostań jeszcze”. I oczywiście by ominąć moment pożegnań.
Pamiętamy przecież, jak to nie tak dawno potrafiliśmy znaleźć nasz złoty środek w alkoholu czy innych używkach, zapomnieć na chwilę o całym świecie i być praktycznie duszą towarzystwa. Bawiliśmy się do samego rana i rozmawialiśmy ze wszystkimi o wszystkim, nawet z tymi, których nie znaliśmy dobrze. Wiedzieliśmy, że nie możemy się nudzić wśród ludzi, których znamy tyle czasu i że oni nie pozwolą nam się nudzić. Wychodząc po cichu z imprez przypominamy sobie, jak to kiedyś zostawaliśmy do samego końca i jeszcze pomagaliśmy sprzątać lub zostawaliśmy do rana, by po obudzeniu mieć wspaniałe after party. Coś się jednak zmieniło w naszym sposobie myślenia. Nie potrafimy się już tak wyluzować, jak kiedyś, a raczej nie potrafimy oczyścić naszego umysłu na tyle, by zapomnieć o wszystkich naszych troskach i problemach. By choć przez ten jeden wieczór bawić się z pustym kontem życiowych doświadczeń, jak małe dziecko w piaskownicy, które tak niewiele potrzebuje do szczęścia. To jest nasza chwila i nikt nam jej nie zabierze. To ją będziemy wspominać jeszcze przez cały tydzień w pracy czy szkole. Będziemy mieli nareszcie o czym opowiedzieć znajomym, jak to dobrze się bawiliśmy, a nie odpowiadać, że w weekend, jak zwykle siedzieliśmy przed komputerem. Tylko, naprawdę ciężko uwierzyć, że to akurat tym razem trafimy w nasz prawdziwy, dobry, imprezowy humor, a nie będziemy siedzieć posępnie z boku czekając do północy, by wymknąć się do domu i zapłakać nad naszym losem.
smutna kobieta
W sumie znajomi przestali ich już zapraszać, bo czemu zapraszać kogoś, kto i tak nie chce przyjść, albo widać po nim, że się męczy. W końcu ile razy można do kogoś dzwonić by ciągle słyszeć odpowiedź odmowną. Chociaż gdy zbliża się sobotni wieczór ucieszyliby się, gdyby ktoś coś do nich napisał by wyjść gdzieś razem. Tylko wtedy, gdy mają na to największą ochotę, nikt się akurat nie odzywa, a sami boją się spytać: „Co tam porabiacie wieczorem?” Ciężko zrozumieć, dlaczego wszyscy wolą wyjść na miasto do klubu, potańczyć niż posiedzieć w domu we wspólnym gronie i obejrzeć film lub porobić coś razem. Te preferencje zmieniają się z wiekiem, ale dla nich i tak są wszyscy zbyt żywiołowi. Nawet jeśli spotkają się z kimś, to posiedzą chwilą z nimi, a gdy wszyscy są już lekko pijani i chcą pojechać się pobawić, oni uciekają. Niby obiecali, że tym razem wejdą do klubu, a jak tylko jest okazja, to szybko pędzą do domu lub znajdą wymówkę, by znajomi dali im spokój tym razem. Ci jednak nie dadzą za wygraną proponując by to właśnie nieśmiali sami podali klub, w którym będą się dobrze bawić, a reszta się dostosuje. I jak tu im nie dziękować? To oczywiście nic nie zmienia, bo w każdym miejscu można się czuć źle, nawet w swoim ulubionym. Po co iść na imprezę, jeśli spędza się ją przy stoliku, barze, albo podpiera się ścianę cały wieczór i obserwuje innych? Wtedy zadajemy sobie znów pytanie: „Co się we mnie zmieniło?”, bo właśnie coś się zmieniło. Kiedyś nie był ważny klub czy muzyka, tylko liczyła się zabawa ze znajomymi. I choćby znalazło się z nimi w największej spelunie, to impreza mogła trwać w najlepsze do rana i każdy dobrze ją wspominał. „Dlaczego teraz wszystko mi nie pasuje?” W poszukiwaniu tej odpowiedzi każdy ma problemy. Leży ona pomiędzy naszym smutkiem i bezradnością. Ciężko sobie odpowiedzieć na takie pytanie, a jeszcze bardziej znaleźć jego przyczynę. Najłatwiejszym sposobem na przestanie rozmyślania na kolejne zagadki naszej osobowości jest alkohol. Myślimy, że pomoże nam on na tyle, że na pewno odnajdziemy się w naszym towarzystwie i będziemy się bawić do rana. Tylko, jak pisałam w artykule o alkoholu, ciężko znaleźć w takim momencie umiar i kończy się na tym, że samotni upijają się do nieświadomości, a niewiele i tak jest z tego pożytku.
brak umiaru w piciu
Podobno świat pędzi do przodu i nie ma czasu na stagnację, ale czy wszystko musi się dziać przeciwko osobom samotnym, którzy wśród bawiących się ludzi nie czują się dobrze. Gdyż rzadko można pójść na taką imprezę, gdzie wszyscy mogą bawić się osobno. Dobrze wiedzą, że nawet na koncercie rockowym wśród tłumu skaczących ludzi, oni będą po prostu stać i odliczać czas do końca, byleby stamtąd uciec. Nawet jeśli grałby ich ulubiony zespół, mogą trafić na swój ciężki dzień i nie zaśpiewać, ani jednej piosenki. Czas imprez techno z magicznymi pigułkami przy wejściu powoli odchodzi do lamusa, a to była prawdziwa odskocznia dla takich ludzi, którzy mogli się po prostu bawić do białego rana bez obawy, że ktoś się im przygląda lub ocenia. Co gorsza podrywa. Każdy ma swój świat i bawi się, jak potrafi. Nie musi nawet z nikim rozmawiać. Zresztą, jak pisałam w artykule o narkotykach, wolą brać je sami w zaciszu swego domu. Chociaż zdarza się, że idąc z grupką znajomych wezmą po cichu lsd w ubikacji udając później, że wszystko jest z nimi w porządku. Wiadomo, że nie da rady wszystkiego ukryć, dlatego często znajomi przez takie wybryki nie chcą ich zapraszać, by nie mieć później problemów i nie zajmować się nimi przez cały wieczór. Faktem jest, że oni akurat wtedy dobrze się bawią, chociaż rzadko coś z tego pamiętają.
Mając dobrych znajomych wiemy, że nie pozwolą nam się nudzić w sylwestra. Chociaż możemy się wymigiwać, że nie mamy za co pojechać na zabawę poza miasto, to zawsze znajdzie się ktoś, kto także zostaje i na pewno będzie świętował na miejscu. Wymówki w tym wypadku są bezowocne, bo prędzej przyjadą po nas do domu i wyciągną na siłę, niż pozwolą nam samotnie patrzeć się na fajerwerki.
sylwester fajerwerki
Fot.: Earl Sod
To właśnie takie imprezy, na które czeka się rok czasu są podobno najlepsze. To właśnie na nich nieśmiali potrafią zapomnieć o swoich problemach i kontrolować się na tyle, by znaleźć tą odpowiednią ilość alkoholu dla siebie. Potrafią tak się bawić, że nowopoznane osoby chciałyby ich później zaprosić na kolejne imprezy, bo dobrze mieć przy sobie kogoś, kto potrafi rozkręcić całe towarzystwo, a do tego jest zabawny i pijąc więcej od innych trzyma się na nogach. To właśnie na takich imprezach robią takie rzeczy, których nigdy by nie robili. W końcu, kto by pomyślał, że wieczny samotnik potrafi poderwać kogoś obcego i jako pierwszy/-a go/ją pocałuje? To przecież jest niewiarygodne. Tak oczywiście rodzą się plotki. Wychodząc rzadko i akurat na tych imprezach raz na pół roku bawiąc się dobrze utrwalić nasz zły wizerunek, a dokładniej taki, który jest naszym przeciwieństwem. Dla nas samych jest to natomiast jednorazowy wybryk, który możemy wspomnieć popijając w samotności drinka w domu. Przypominamy sobie, że ten przypadkowy seks na imprezie nie był wcale taki wspaniały, jednak wiele byśmy dali, by przeżyć to znów. By choć przez chwilę poczuć tą ekstazę roztańczonych ciał i smak zabawy. Teraz to tylko wspomnienia.
wspólny poranek
Sylwester to jeszcze nic w porównaniu do innej cyklicznej imprezy. Urodziny tutaj. Otóż walentynki to po prostu horror dla wszystkich samotnych. Oczywiście nie dla singlów/singielek, dla których jest to kolejna okazja na imprezę i poznanie kogoś nowego. Dla samotnych to dzień, który woleliby zapomnieć. Na ulicach, nie wiadomo skąd wszędzie pojawiają się zakochane pary. Z witryn sklepowych uśmiechają się serduszka, a cały świat zamienia się w różowo-czerwony cukierek, który sprawia, że wszyscy stają się szczęśliwi. Wszędzie widać róże, zabieganych ludzi z prezentami, wokół rozbrzmiewają dźwięki telefonów i życzenia. Tylko, jak się tutaj tym wszystkim cieszyć?! Najłatwiej byłoby zapaść się pod ziemię. To nie czasy podstawówki, kiedy nawet najbrzydszej dziewczynie wychowawczyni sama wyśle kartkę. Życie nie rozpieszcza i nie mamy się co oszukiwać. To jeden z najbardziej dołujących dni w roku, w końcu nie mamy komu ofiarować swojego serca.
pęknięty serce
Fot.: CarbonNYC
Do tego wszędzie, gdzie zazwyczaj jemy są rezerwacje, a zamówić pizzę do domu w taki dzień podobno nie wypada, bo co znowu sobie sąsiedzi pomyślą? Postanawiamy przetrwać oglądając kolejną komedię romantyczną w tv, tylko jak zostać w domu, kiedy na pewno znajomi na to nie pozwolą. I to nie tylko pary, które się o nas tak martwią, a raczej wiedzą, w jaki sposób spędzimy ten dzień, a także nasi dobrzy znajomi, którzy zamiast spędzić ten dzień u boku swojej miłości wolą spotkać się w lekko większym gronie. Oczywiście nie chcemy by ktoś się nami opiekował w taki dzień, więc zrobimy wszystko, by nie dopuścić do sytuacji, że będziemy dostawką do czyjejś miłości. W końcu znajomi już nie kilka tygodni wcześniej zrobią wszyscy byśmy akurat w ten dzień nie byli sami, a raczej, byśmy znaleźli swoją połówkę właśnie czternastego lutego. Zaczyna się na imprezach. Tak przypadkiem. Później za ich zgodą, a na końcu już na siłę. Wtedy, gdy już nie mogą na nich patrzeć, jak siedzimy samotnie z boku. Po prostu znajdują wśród swoich znajomych osobę, która także jest samotna, ale przy tym bardziej śmiała. Próbują posadzić ich obok siebie, przedstawić czy nawet popchnąć na siebie podczas tańca. Jednak wszelkie działania mają przeciwny efekt do zamierzonego. Nieśmiali jeszcze bardziej uciekają przed wzrokiem nieznajomej osoby lub tradycyjnie udają, że ich to nie interesuje i że tak jest im dobrze. Zresztą, jeśli mogliby z kimś się umówić lub porozmawiać, to jest to zazwyczaj znajoma osoba ich starych znajomych. Jeśli zostaną sobie przedstawieni, to mogą nawet z taką osobą porozmawiać. Raczej nie wynika z tego nic poważnego, ale i tak jest to już sukces, bo z obcymi osobami w ogóle nie rozmawiają. Zresztą po kilku minutach każdy zauważy, że coś jest z nimi nie tak. Raczej nie można kontynuować rozmowy, temat się urywa, a pogawędka się nie klei. Po takim zapoznaniu nikt nie chciałby się wiązać z osobą mającą taki bagaż emocjonalny i nie mającą własnego życia.
walentynki swatanie
Dlatego w walentynki samotni są jeszcze bardziej dobici tym, że wszyscy wokół starali się znaleźć im na siłę bliską osobę. Nie chcą nawet myśleć, by w walentynki umówić się na randkę w ciemno czy po prostu pójść na imprezę dla singli. To przecież dla nich oczywiste, że lepiej pozbyć się złudzeń i upokorzeń, dlatego wolą zostać w domu. I nie ma takiej siły, która mogłaby to zmienić. Ewentualnie, gdy znajomi pojawią się u nich niespodziewanie z alkoholem i scrabble czy jakimś dobrym filmem. Tylko takie spontany potrafią uratować ten dzień, a czasem i całe ich życie.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 17 września 2009

List gotowy

Witam wszystkich po przerwie, nawet długiej przerwie. Wiem, że starałam się pisać, co jakiś czas na twitterze, ale to tylko krótka informacja. Teraz mam do przekazania coś ważnego. Skończyłam pisać list do przyszłego wydawcy. Strasznie długo to trwało i pisałam go na raty, ale nie miałam wcześniej do czynienia z czymś takim. Starałam się nie pisać o sobie, tylko o tym, o czym piszę i o czym jest moja książka. Wiem, że jak zwykle jestem z pewnością zbyt bezpośrednia i lekko dominująca, ale chyba taka po prostu jestem. Co z tego będzie, okaże się później. Teraz, kiedy udało mi się napisać tą jedną stronę, mogę się spokojnie zabrać za poszukiwanie wydawnictwa. To będzie wymagało spędzenia kilka godzin przed komputerem, ale myślę, że nie będzie z tym tak wielkiego problemu. Z pewnością nie znajdę wszystkich możliwych wydawnictw w Polsce i znając życie trafię głównie na te, które nie dają szansy młodym pisarzom/pisarkom, tylko zajmują się zagranicznymi bestsellerami, to i tak będę szukać, dopóki nie znajdę. Może tym razem pójdzie mi szybciej niż z listem.
printing house
Co do drukowania, to jeszcze mnie czeka dalsze drukowanie, ale skoro już wiem, jak rozwiązać problem "PCL XL error" to już chyba wszystko będzie szło dobrze. Ważne, by się nie załamywać na niepowodzeniach. Dobrze, że nie wydrukowałam od razu wszystkiego, bo teraz bym musiała to robić jeszcze raz, bo jak wspominałam pozostawały mi bękarty i wdowy w tekście. I tak patrząc na datę rozpoczęcia "Samotnej w wielkim mieście", czyli 23.03.2009 to za kilka dni minie pół roku odkąd rozpoczęłam ją pisać. W porównianiu do molocha nieskończonego od sześciu lat to i tak chyba sukces. Wiem, że w pół roku to można dwa tomy encyklopedii napisać, ale chyba jeszcze będę miała lepszą wprawę. "Samotny w wielkim bólu" powstaje w zupełnie inny sposób, bo staram się pisać go od początku do końca, a nie rozwijać po kawałku dany opis. Chyba ten sposób jest dla mnie zdecydowanie lepszy. 
I przyznam się, możecie być źli na mnie, że zaniedbałam felietony. Nie jest tak źle, bo chociaż są pozaczynane, muszę tylko je doszlifować, uzupełnić i umieścić na blogu. W sumie szukanie zdjęć na bloga zajmuje mi tyle samo czasu, co napisanie jednego felietonu, więc może łatwiej będzie mi wrzucić na początku sam tekst. Jestem dobrej nadziei.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

sobota, 12 września 2009

Zagubiona

Tak, tak dokładnie się czuję. Jakaś skołowana jestem przez cały tydzień. W sumie rozpoczęłam walkę ze swoją samotnością i przez cały tydzień nie siedzę wieczorami w domu. Jest przy tym wiele minusów, ale plusów jest więcej. Czasem też przychodzi ta chwila, że trzeba pokazać, że jeszcze się żyje. Pewnie znajomi będą mnie mieli dosyć i przestaną się ze mną spotykać, odbierać telefony itp. W sumie to ich rozumiem, bo potrafię być upierdliwa. Szkoda, że nie mam teraz czasu na pisanie bloga i co najważniejsze napisanie tej jednej, krótkiej strony do wydawcy. Później wydrukowanie książki, wyboru wydawnictwa i wysłania mojej twórczości. Sama nie wiem, jak to możliwe, że takie proste rzeczy tak ciężko mi idą. Już nawet się nie złoszczę na siebie. Ostatnio żyję w dziwnych nastrojach, od euforii do totalnego smutku, więc niektóre rzeczy różnie odbieram. Myślałam, że jak już skończę pisanie, to reszta będzie już łatwiejsza, a tu wychodzi całkiem na odwrót. Z felietonami też nie daję sobie rady. Niby te ostatnie, a tu tyle problemu. Po prostu się nie mogę skupić na własnej pracy. Czas mija, a tu nic spod moich rąk nowego nie powstało. Oby się zmieniło na lepsze.
tired woman
A przy okazji, dostałam w mailu linka i tak sobie poczytałam to trochę i zaczęłam się zastanawiać, ile to uciechy będą mieli ludzie, którzy dostaną "Samotną w wielkim mieście" w swoje ręce. Jeśli mieliby tyle chęci by podsumować ją w podobny sposób, to bym się ucieszyła. Krytyka i złe słowa zmuszą mnie do poprawy i pracy nad własnymi błędami. Zabiorę się jeszcze pracy, w końcu jutro znów jest trzynasty.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 7 września 2009

Znowu piszę

Przez chwilę się bałam, że ostatni wpis był nie z ostatniego czwartku, tylko z tego sprzed tygodnia. Na szczęście się pomyliłam, bo wyszłoby na to, że nic nie robię. No może ostatnio trochę zmieniłam tryb życia z siedzącego w domu z drinkiem w dłoni na wyjściowo-odwiedzinowy. Chyba pozytywna zmiana, bo przynajmniej nie siedzę sama, bo chociaż coś się dzieje w moim życiu. Nawet udało mi się przełamać, o tak, są czasem rzeczy, z których jestem dumna. Jest bardzo dobrze. Po tylu latach mogłam choć przez chwilę, jedną krótką chwilę pomyśleć sobie "jestem szczęśliwa". Tej chwili już nie ma, ale to nic już nie zmienia.
Mam w głowie kilka wersji mojego listu do wydawnictw, od proszącego do krótkiej, prostej wypowiedzi. Znając życie pewnie to będzie wypadkowa obu wersji i powinno być dobrze, tylko zazwyczaj ciężko mi się zmieścić na jednej stronie. Ważne by próbować, bo to jeden z ważniejszych moich listów.
write letter
Wiem, najpierw przydałoby się wydrukować książkę, ale wszystko w swoim czasie. W końcu i tak wysyłam tylko te przepisowe 30 stron, jako wycinek tego, jak jeszcze słabo mi to wszystko wychodzi.
Wiem, pamiętam, ostatnie felietony czekają na ukończenie. Mają więcej niż połowę, ale trzeba je jeszcze dopracować, by dobrze się je czytało. Chyba poczekacie chwilę dłużej, bo na pewno się opłaci. I przepiszę w końcu "Wywiad z Filipem", bo zabieram się za niego i zabieram..
Dobrze, że chociaż "Samotny w wielkim bólu" nabiera objętości, bo jeszcze bym pomyślała, że naprawdę nic już robię w kierunku realizacji swoich marzeń.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 3 września 2009

Wrześniowy zawrót głowy

Oto i jestem. Podobno po napisaniu miałam mieć chwilę wytchnienia, a tu mi się trochę za bardzo rozleniwiło. I może nie w sensie, że nic nie robię, co nie mogę się za nic zabrać. Sprawa może i jest trochę skomplikowana, bo zostało mi, według mojej listy cztery felietony do napisania, przy czym "Samotność, a.. przyczyny" będzie podzielona na dwie części, to są to akurat te felietony z najtrudniejszymi tematami. Może nie najbardziej kontrowersyjne, ale najtrudniejsze ze względu na rozbudowanie i moim wcieleniem się w zachowanie i myślenie innych osób. W związku z tym, że wszyscy są inni, a nie mogę wszystkich podciągnąć pod jedną grupę, będę musiała w artykułach opisywać wiele przypadków i wiele różnych zachowań i samo zbudowanie w miarę czytelnej treście jest dla mnie sporym wyzwaniem. Mam nadzieję, że jakoś się z tym wszystkim uporam i będziecie mogli spokojnie przeczytać coś nowego. W sumie dzisiaj dopisałam parę zdań do felietonu "Samotność, a.. styl życia", tak jakoś dzisiaj mi się przypomniało i musiałam coś tam naskrobać jeszcze.
lonely girl
Wrzesień minie mi na poszukiwaniu wydawcy. I tu będzie chyba największy problem. Nie chcę używać określenia przesiew, ale każdy wydawca ma swoje preferowane nazwiska, gatunki itp. Niektórzy specjalizują się tylko w wydawaniu bestsellerów, zwłaszcza tych zagranicznych. Dlatego będę musiała skupić się raczej na tych mniejszych, którzy są jeszcze skłonni skupić swoją uwagę na nowych. I uwierzcie, że ciężko z wielu wybrać tych pięciu i nie pominąć akurat tego najważniejszego. I o ile wybór może będzie prosty - zrobię jakieś kryteria, zrobię tabelę i będę punktować, albo się zdam na kobiecą intuicję, to największym problemem będzie list. Tak, ten prosty list, który przeczytają w wydawnictwie zanim rzucą okiem na pierwszą stronę i zakończenie. Ten list, w którym muszę opisać siebie i streścić to, co chcę przekazać. Ten list, w którym muszę się pokazać, z jak najlepszej strony, a jednocześnie nie przesadzić. Ten list, który da mi szansę, albo zamknie całkiem drogę. Byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, co w nim zamieścić i jak to napisać. To nie jest, jak z listem motywacyjnym, gdzie mogę znaleźć ich tysiące i próbować swoich sił. To jest moje pięć minut i muszę poświęcić temu więcej czasu niż planowałam. Jaki efekt chcę uzyskać? Zainteresować na tyle, by po przeczytaniu pierwszej strony i stwierdzeniu, że jest słabe i ma dużo błędów, zachęcić do przewrócenia i rzucenia okiem na drugą stronę. Tylko tyle. No może jeszcze liczyłabym na jakąkolwiek odpowiedź. Im bardziej krytyczna, tym lepiej dla mnie, bo to mnie bardziej motywuje niż pochwały. Przyjmę wszystko, tylko nie szablon. Jestem przewrażliwiona na ich punkcie i nic mnie bardziej nie denerwuje niż odpowiedź "kopiuj-wklej" z uzupełnionym miejscem na dane osobowe. Wiem, piszę, jak każdy, kto kiedyś długo poszukiwał pracy. Brak odpowiedzi martwił, a odpowiedzi z szablonu były gorsze niż cisza. Ot, takie życie.
Więc wracając do tematu. Będzie list, będą adresy wydawnictw, to będę słała, by nastał później moment oczekiwania...
"Samotny w wielkim bólu" także nabiera kształtów. Krótki wstęp, pomysł zakończenia i środek też już rośnie. Wypisane zostało już chyba wszystko, co będę miała napisać, więc nic, tylko brać się do roboty. Zajmę się tym na serio, gdy już wyślę listy do wydawnictw, a potem będę miała czas na pisanie felietonów i nie tylko. Czas nagli, więc nic, tylko brać się do roboty.
Chciałabym publicznie podziękować "picco" za umieszczeniu linka do mojego bloga w serwisie niesmialosc.net. Może wkrótce znajdzie się tam jakiś artykuł z serii "Samotność, a..".
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis