facebook

wtorek, 31 sierpnia 2010

Koniec wakacji

Chociaż sama wakacji nie miałam, to jakoś czuję, że kończy się pewien okres. Coś po prostu wisi w powietrzu i nie są to te czarne chmury. Mijając ludzi na ulicach widzę pewne poruszenie, tą niebywałą szybkość i energię do działania, której wcześniej brakowało. Może i dla pracujących i studentów niewiele znaczy pierwszy września, to chyba jest to sygnał, że lato minęło, a razem z nim ponad pół roku, więc może czas na przemyślenia naszych dotychczasowych działań. Czas zrobić zaległe rzeczy i postanowić sobie nowe cele.
sposób na wewnętrzny spokój
Fot. znalezione w mailu
Może niekoniecznie dokładnie tak, jak na zdjęciu powyżej, ale skończenie napoczętych rzeczy przynosi niesamowitą ulgę. Wiem, że w jedną noc nie skończę książki, ale zawsze mogę skończyć rozdział, dokończyć którąś z miliona rozpoczętych historii czy może po prostu dokończyć porządki w domu. Wszystko to, co pomoże mi odzyskać równowagę i wejść w nowy miesiąc z czystym umysłem, który po chwili wypełni się milionem nowych pomysłów. Dzień się nie skończył, czas zacząć działać
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

piątek, 27 sierpnia 2010

Zastanawiam się ...

Tak, czasem się zastanawiam, a nawet może i za dużo mam czasu na zastanawianie się. Gdy za dużo ma się czasu i za długo ucieka się w nierealny świat marzeń, zamiast działać, to dochodzi się zazwyczaj do dziwnych wniosków. Zazwyczaj są to wnioski, że w życiu mi nie wyszło i że mogłam to zrobić zupełnie inaczej. Zdaję sobie sprawę, że każdy w naszym życiu dochodzi do takiego momentu, kiedy czegoś żałuje w życiu i są to najczęściej niepodjęte decyzje i czyny. Coś, czego się nie zrobiło, nie spróbowało w młodości, a teraz już może być na to za późno. Odłożone na później sprawy, których nigdy nie dokończyliśmy... W tym momencie docieram do tego momentu, w który stwierdzam, że samotni mają za dużo czasu na myślenie. Nie takie zwykłe myślenie, a dokładnie rozmyślanie o tym, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Zazwyczaj, dlaczego jest mi teraz tak źle i zaczyna się obwinianie za wszystkie niepowodzenia. Nieważne, czy jest sobotni wieczór, czy wtorkowy poranek, po prostu samotni nie mając z kim porozmawiać i zaczynają swoje przemyślenia każąc się zdołowaniem, załamaniem i innymi złymi rzeczami, które sprawiają, że zagłębiają się w swoją samotność jeszcze bardziej i jeszcze bardziej nie mają ochoty na spotkania z innymi ludźmi. Po pierwsze:
przestań myśleć, zacznij działać
Niby to takie proste, ale nie do końca. Po prostu, gdy siedzisz w domu i zaczyna się moment nadmiernego rozmyślania, złap się na tym. Uświadom sobie, że właśnie to robisz, że marnujesz swój czas na myślenie o czymś, co nie przyniesie ci niczego dobrego i zaprowadzi w pułapkę bez wyjścia. Oczywiście nie jest to proste, bo na co przenieść swoje myśli i co robić, by nie myśleć, kiedy nudzimy się w domu?? Znalezienie własnej pasji też nie jest łatwą rzeczą. Układanie puzzli, sklejanie modeli, pisanie czy majsterkowanie to niekoniecznie to, co każdy z nas lubi, a umysł trzeba jakoś oczyścić. Najłatwiej jest spotkać się ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną i porozmawiać, chociażby o głupotach, byleby nie dopuszczać złych myśli do siebie, ale w końcu jesteśmy samotni i mamy problem z takimi relacjami. W zamian za to możemy zacząć medytować, posłuchać muzyki relaksacyjnej czy po prostu zacząć ćwiczenia (joga, ćwiczenia siłowe, jogging). Coś, co zajmie nam czas wolny, gdy będziemy sami. Gdy takie działania nam nie pomogą lub sami nie możemy sobie w ten sposób pomóc, a potrzebujemy kogoś, komu wyznalibyśmy swoje problemy, to może czas porozmawiać z samą (-ym) sobą. Nie przed lustrem, tylko z kartką papieru. Zrobić sobie mapę myśli lub wypisać, co nam przeszkadza w nas, w pracy, w domu, w znajomych lub wypisać nasze uczucia, gdy byliśmy ostatni raz szczęśliwi i czego nam do szczęścia brakuje. Później pozostaje praca nad sobą w dążeniu do nowopostawionych celów. Brzmi banalnie i bez sensu?? Nigdy się nie dowiecie, jeśli sami nie spróbujecie, więc do dzieła!!
Ja sama zaś zastanawiać się czasem, czy po czterech miesiącach po wydaniu książki ktoś w ogóle ją czyta. Gdy znajomi nie mają czasu na zgłębienie po części twojej przeszłości, a od wydawcy nie ma wiadomości, czy ktoś sięga po twoje wypociny, to zastanawiam się, czy jest sens pisania dalej. Wiem, że jest, w końcu nie potrzebuję uznania, nagród, wielkich nakładów, tylko świadomości, że komuś podoba się to, co piszę...
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 19 sierpnia 2010

Teoria małych kroków - lepszy jeden, ale porządny.

Jakiś czas temu,a nawet może i wcześniej czytałam trochę o "teorii małych kroków". Taki sposób na zmianę swojego życia lub po prostu tego, co nas otacza. Jak każda teoria brzmi dobrze. Powolne kroczki, by coś osiągnąć. Kawałek po kawałku. Wszystko było ok, gdyby nie to, że uświadomiłam sobie, że po kilku krokach dalej jestem w tym samym miejscu i nic się nie zmienia. Myślałam sobie, że może jeszcze jeden krok i będzie lepiej, jakaś odmiana losu, a tu utknęłam. Stwierdziłam, że coś jest w tym rozumowaniu nie do końca tak, jak powinno i spróbowałam czegoś zupełnie innego: Podjęcie radykalnej decyzji, czyli zmiany życia całkowicie. Bez przygotowań, bez większych przemyśleń. Decyduję się na to i na to, robię to i sprawdzam efekty. Ten sposób ma o wiele więcej minusów i więcej niewiadomych, ale skusiłam się. Z początku wszystko idzie dobrze. Nowe wyzwania, nowe okazje i nowe problemy. Nie układa się to oczywiście tak, jak powinno, ale chociaż coś się dzieje. Przynajmniej mogę sama zobaczyć, jakie konsekwencje niosą nowe decyzje - te dobre i te złe. Zdawałam sobie sprawę, że nie zrobię "Auto save'u" i gdy coś pójdzie nie tak, to nie wrócę do punktu wyjścia, ale jednak postanowiłam. Po miesiącu mogę stwierdzić, że zrobienie dużego kroku było dobrym rozwiązaniem, ale w ogólnym rozrachunku gorzej na tym wyszłam. Teraz wiem, że każdy dzień to kolejne szanse, a nie tylko próby. Złość, a raczej zamartwianie się najbliższych po dłuższych rozmowach także źle nie wyszło. Zbliża się nowy rok szkolny, a to oznacza kolejne wydatki dla Julki, a raczej jej oczekiwania by pokazać się dobrze w tym goniącym za pieniądzem światem. W tym marketingowym szale nawet zwykły długopis dobrze zareklamowany jest już czymś niezwykłym, przedmiotem pożądania nastolatek, a co za tym idzie większym wydatkiem dla rodziców. Nie z takimi wydatkami sobie radziłam, więc i teraz też będzie dobrze, choć na koncie ciągle ubywa, zamiast przybywać. W życiu każdego człowieka przychodzi czas na zmiany i jeśli zawsze uważałam, że rzucenie wszystkiego w pewnym wieku to głupota, to teraz uważam, że wszystkie decyzje przyniosą nam kiedyś jakieś plusy. Ja na moje ciągle czekam, ale pewnie są już blisko. Szkoda, że teraz mając więcej czasu wolnego nie wykorzystuję go na pisanie, ale jakoś dla mnie samej, im więcej miałam na głowie, tym łatwiej było mi zarwać noc na tworzenie. Boję się znów poczucia odrzucenia śląc kolejną kolejną książkę do wydawców, ale raz już przez to przechodziłam i powinno być już łatwiej. Wszystko przede mną i świat stoi przede mną. Muszę sobie tylko znaleźć w nim kawałek dla siebie. "Rób cokolwiek, bylebyś był(a) szczęśliwy(a)" - to moje hasło.
banksy czas na zmiany
Fot. Banksy www.banksy.co.uk
To chyba na tyle moich przemyśleń. 
Pozdrawiam wszystkich czytających i zaglądających tutaj. 
Wasza nowa (odmieniona?) Antonina.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

wtorek, 3 sierpnia 2010

Setka i pierwsza recenzja.

Stało się, w maju obchodziłam rocznicę mojego bloga, a dzisiaj przyszedł czas na setny wpis. Jak widać trochę to trwało i nie jest to pewnie jakieś wielkie osiągnięcie w kręgu blogerowiczów, a jednak dla mnie to zawsze jakiś sukces w moim skromnym pisarstwie internetowym. To niby tylko liczba, a jednak coś oznacza. Może nie jest taka ogromna, to wydaje mi się, że przeszłam samą siebie, gdyż często porzucam raz zaczęte rzeczy i szukam jakiejś nowej pasji.
100 postów
Teraz wyszło całkiem inaczej i cieszę się, że nie porzuciłam swojego bloga. Mam nadzieję, że stale będzie się rozwijał i pewnie w przyszłym roku będę mogła obchodzić dwusetny wpis, bo ciągle mam o czym pisać :) Większość krótszych rzeczy wpisuję nadal poprzez Twittera o Facebooka, ale nadal dbam, by te kilka wpisów na blogu w miesiącu było.
By dobrze uczcić setny wpis, pojawiła się moja pierwsza recenzja, a dokładnie recenzja mojej książki: "Zawstydzeni, czyli skazani na.. Samotność." Przy okazji bardzo bym chciała podziękować całemu serwisowi nakanapie.pl, a w szczególności Agacie i Monice za pomoc i promocję mojej książki:
„Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność” to debiutancka książka Antoniny Kostrzewy. Pomimo wielu przeciwności w swoim życiu autorka nigdy nie porzuciła swojej największej miłości: pisania. Jak sama przyznaje samotność zawsze szła z nią pod rękę. Wydaje mi się, że właśnie dlatego ten problem stał się głównym tematem książki.
Tytuł „Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność” jest intrygujący i sprawił, że z przyjemnością i zaciekawieniem sięgnęłam po książkę.
Książka nie jest skierowana do konkretnego typu czytelników, ponieważ problem, który opisuje dotyka ludzi w każdym wieku. Samotność nie dotyczy tylko młodych bądź starszych, ale całego społeczeństwa.
„Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność” opowiada o życiu osób chorobliwie nieśmiałych. Jest podzielona na dwie historie ukazujące nam życie dwóch par, które dotyka właśnie ten problem. Jednakże oba opowiadania poprzedza wstęp, ukazujący życie i charakterystykę osób nieśmiałych. Przeczytałam go z wielkim przerażeniem, ponieważ znalazłam tam opis siebie z przed kilku lat. Bohaterzy pierwszej historii to Yoshiko Noda i Kazuo Sasaki. To dwoje zakochanych w sobie ludzi, ale nie potrafiących zrobić pierwszego kroku z powodu swojej nieśmiałości. Drugie opowiadanie ukazuje historię kolejnej pary: Sławka i Kasi. Nieśmiały chłopak kontra odważna dziewczyna. Czy ta miłość ma szansę przetrwać? W dodatku pojawiają się nowe problemy, z którymi bohaterowie muszą się zmierzyć. Książka jest specyficzna. To nie są wesołe historie. Obie dają dużo do myślenia.
Książka napisana jest w prostym języku, przez co czyta się ją szybko. Natomiast temat sprawia, że zapamiętujemy ją na długo. Ja osobiście nie mogłam się od niej oderwać i z wielką niecierpliwością czekam na następną. Kolejnym plusem jest to, że książka nie jest obszerna, więc szybciej się czyta. Jednak najbardziej do myślenia dają zakończenia obu historii. Są takie bo książka nie wywarłaby wtedy tak wielkiego wrażenia. Nieśmiałość to jest jeden z największych problemów wśród współczesnej społeczności. To jedna z najgorszych rzeczy, która może się przytrafić. No chyba, że człowiek wybrał ją dobrowolnie.
Uważam, że ta książka jest ważna. Powinien przeczytać ją każdy. W ten sposób może choć trochę zrozumie świat nieśmiałych i problemy z jakimi przychodzi im się zmierzyć. Łatwo jest wyśmiać takie osoby, a zrozumieć dużo ciężej. Dzięki Antoninie Kostrzewa ten problem został wreszcie poruszony. Wiele jest osób nieśmiałych i warto wiedzieć jak do nich podejść, zaprzyjaźnić się z nimi i sprawić by przestali bać się ludzi.
Książkę „Zawstydzeni czyli skazani na.. samotność” polecam zarówno mężczyznom jak i kobietom w różnym wieku. Jednakże odradzam ją osobom, które spodziewają się miłych historyjek. Nie o to tutaj chodzi. 

autor: monia1990

W moim przypadku przypadku wszystko jest nowe i z każdej nawet najmniejszej rzeczy się cieszę, dlatego pierwsza recenzja to dla mnie nie lada przeżycie. Tym bardziej pozytywna, bo jak wiecie z mojego bloga, raczej spodziewałam się ostrej krytyki. Może następna już nie będzie taka dobra i ktoś wytknie mi moje błędy, jako początkującej pisarki, ale nie mam, co myśleć o złych rzeczach, skoro teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mam tylko nadzieję, że inne osoby, które przeczytały już moją książkę mają podobne odczucia i książka utkwiła im, choć na chwilę w pamięci.
Zdaję sobie sprawę, że z moją autopromocją wiele nie osiągnę i nie uda mi się dotrzeć do wszystkich czytelników poprzez stronę w sieci. Czytelnicy od zawsze są spragnieni spotkań z autorami lub po prostu chcieliby dowiedzieć się, kto napisał taką, a nie inną książkę. W ten sposób na pewno nie zwiększę swojej sprzedaży, ani rozpoznawalności, bo jak może mnie ktoś rozpoznać, no chyba, że po ulicy będę chodzić w kapturze. Jednak taką wybrałam drogę i póki co nie chcę się ujawniać, ani pokazywać publicznie. Pewnie przyjdzie taki moment, ale póki co pozostanę w ukryciu lub jak kto woli w podziemiu. Na pewno nie będę kimś takim, jak mój współczesny idol, czyli Banksy, ale nadal chce tworzyć w ten sposób, by zrobić wokół siebie atmosferę tajemniczości.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis