facebook

piątek, 24 grudnia 2010

Do usłyszenia w nowym roku.

Pewnie będę teraz tak zajęta, że nie będę miała czasu na pisanie, więc już teraz napiszę: Spełnienia przyrzeczeń noworocznych.

Może nie byłam, aż tak zajęta, lecz po prostu nie miałam jakoś chęci na pisanie. W sumie czegokolwiek. Tak po prostu czasem to tak bywa, że to, co niegdyś przynosiło tyle radości, jest teraz po prostu wspomnieniem. Brakuje mi tych chwil, kiedy takie proste rzeczy przynosiły mi szczęście, a teraz przypomniałam sobie o tym zdjęciu.

Po prostu na koniec roku przypominam sobie o rzeczach, które odeszły bezpowrotnie i o tych, które tylko się zagubiły. Szukam nadal mojego miejsca ziemi, lecz co roku jest coraz ciężej.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

niedziela, 19 grudnia 2010

Konkurs świąteczny

Święta się zbliżają, więc pora ogłosić prosty, krótki, łatwy konkurs, w którym do wygrania oczywiście moje książki.Taki mój mały prezent dla Was pod choinkę, a dokładniej myślałam o waszych bliskich, gdyż mogę wysłać książkę na podany przez Was adres z dowolną dedykacją (bez wulgarnych i niestosownych oczywiście). W ten sposób sprawicie im z pewnością miłą niespodziankę. Chociaż przy obecnych warunkach pogodowych nie gwarantuję, że przesyłka dotrze na czas. 

Co trzeba zrobić, by wziąć udział w konkursie? Zasady są proste:
1. Klikamy "Lubię to" na wigdet'cie Facebooka z lewej strony lub wchodzimy bezpośrednio na www.facebook.com/poczatkujacapisarka.
2. Odpowiadamy na pytanie konkursowe.
3. Cieszymy się z wygranej. :)

Tyle w skrócie. Konkurs trwa do środy 22.12.2010 do godziny 22. 
Trzy najlepsze odpowiedzi otrzymają książkę "Zawstydzeni, czyli skazani na.. Samotność" z moją dedykacją i przesłane pod wybrany adres!!
Serdecznie zapraszam.

Poza tym zapraszam do przeczytania mojego nowego wpisu na serwisie Czytadełko:

Co zaś się tyczy konkursu "Zakochany Wrocław", to dzisiaj miałam wam przekazać złą wiadomość, ale jednak, jak podaje organizator:
"Wyniki konkursu na 13 opowiadanie...
będą 20 stycznia. Zasypaliście nas ogromną ilością interesujących opowiadań i Jury ma niełatwy orzech do zgryzienia. Dajmy im jeszcze chwilę! :-)"
W takim razie jeszcze trochę poczekamy na wyniki.

Mam nadzieję, że większość osób czytających tego bloga spędza w miarę normalne święta i cieszy się z ich nadejścia. Dlatego już teraz życzę wam, by w gąszczu zakupów, prezentów i przygotowań nikt z was nie zapomniał, o co tak właściwie chodzi w tym wszystkim. Może i trochę na siłę, ale to czas spędzony z naszą rodziną, co docenia się czasami zbyt późno.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

piątek, 10 grudnia 2010

Czy łatwo być samotną osobą w wieku średnim??

Przychodzi taki wiek, kiedy naszą samotność postrzega się jako problem. Nie tylko my to dostrzegamy, ale także osoby, które nas otaczają. To jakby przekroczenie cienkiej linii, za którą istnieje już tylko starość w pojedynkę.
samotny człowiek
Jedni mówią, że to zaczyna się, gdy kończysz trzydziestkę, inni, że czterdziestkę, ale tak naprawdę ta granica jest różna dla każdego z nas. Zresztą, dla mnie nie ma tak naprawdę żadnej granicy wieku, tylko zmiana naszego postrzegania świata. To przychodzi do nas pewnego poranka. O nie, mój błąd. To przychodzi pewnego wieczoru, a dokładniej w piątkowy wieczór, kiedy stwierdzamy, że kolejne wyjście nic nie zmieni w naszym życiu. To właśnie ten wewnętrzny głos, który każe nam zostać w domu, niż wyjść na imprezę urodzinową do znajomych. To właśnie przez wyobrażenie porażki spędzamy kolejny weekend w swoim łóżku marząc o tym, by się już skończył, a jednocześnie tak bardzo chcemy, by poniedziałek także nigdy nie nastąpił. Pojęcie nuda nie istnieje, bo tak już się przyzwyczailiśmy do swojej obecności, że liczenie pęknięć na suficie jest szalenie interesującym zajęciem, a rozmyślanie, co możemy zrobić w następny weekend jest takie zajmujące, że może nam zabrać cały dzień. Taki schemat powtarzamy ciągle i potrzebujemy jakiekolwiek impulsu, by się z tego wyrwać. 
nuda
Wymówki to nasz chleb powszedni, a kłamstwa oszukają nawet najlepszy wykrywacz. Wszystkich już przyzwyczailiśmy, że nie opuścimy naszych czterech ścian za żadne skarby. Wszelkie prośby czy próby zorganizowania dla nas czegoś specjalnego kończą się w ten sam sposób. Nie chcemy z nikim rozmawiać, ani z nikim się widywać. Mamy siebie i to nam najbardziej wystarczało. Nie było szans by ktoś nas umówił z płcią przeciwną. Tu zawsze pojawia się sygnał ucieczki. To nie do pomyślenia. Nigdy się na to nie zgodzimy, gdyż już nie raz nam się to nie udawało. Tym razem na pewno się to nie zmieni. Za bardzo boimy się porażki. I w ten prosty sposób stajemy się całkowicie zamkniętymi osobami. Potrafiącymi dogadać się tylko ze sobą. Musimy pamiętać, by w każdym wieku zostawić sobie otwartą furtkę na miłość. 
czas na miłość
Nie chować się przed nią w swoim pokoju. Nie wyczekiwać na nią każdego dnia, ani też nie grzebać jej kilka metrów pod ziemią. Czasami musimy dać sobie szansę, by przezwyciężyć drzemiącą w nas samotność. Na pewno nie jest łatwo, ale trzeba spróbować. Nie dajmy się jej pochłonąć doszczętnie. Życie jest krótkie, by obwiniać się za niewykorzystane szanse, lecz jest wystarczająco długie, by wiele z nich jeszcze wykorzystać.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

niedziela, 5 grudnia 2010

Zimowa pora, zimowe nastroje

Wszędzie zrobiło się biało, ale mimo to, nie nastraja mnie to nostalgicznie. Wręcz mogę rzec, że taki stan rzeczy mi się podoba. Mógłby już śnieg oczywiście nie padać, drogowcy mogliby odśnieżyć drogi, ale zimno może być nadal. Może to przez to, że mam wymówkę na to, że siedzę w domu, a może przez to, że nic i nikt mnie nie rozprasza i mogę spokojnie posiedzieć sobie w domu. W domu wiadomo, mogłabym pisać, ale jeszcze musiałabym się nastroić. Już od dłuższego czasu nie piję żadnych drinków, by się wyłączyć całkiem i pisać spokojnie. Są tego oczywiście minusy, bo ciężej mi się zabrać za coś, ale za to wiele innych rzeczy poszło na plus. Tak jest lepiej, muszę po prostu popracować trochę nas samą sobą. Staram się nadal pisać, ale gdzieś dalej się zacięłam i trudniej mi wrócić do dawnego nurtu pisania.
zima herbata
Oczywiście nadal piszę na blogu, ale to nie to samo. Ostatni raz napisałam coś na konkurs "Zakochany Wrocław". Teraz mam nadzieję, że się zbiorę i napiszę kolejny felieton na ""Czytadełko", a później może i coś więcej. Mam wiele rzeczy do zrobienia, nie mówiąc już o skończeniu pisania "Zawstydzonych". Nic tylko pozostaje mi rozpisać nowy harmonogram i brać się do pisania.
Już kończę narzekać i zapraszam wszystkich na spacer w taką piękną niedzielę. Życie jest za krótkie, by siedzieć cały dzień w domu.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

wtorek, 30 listopada 2010

Listopad - podsumowanie

Tak mi jakoś trochę słabo idzie z pisaniem, że nawet 4 postów miesięcznie nie potrafię napisać, dlatego planuję sobie wcześniej, by ukazywały się później. W ten sposób zamiast uzupełniać, mam wyświetlone tylko krótkie wpisy, których nie mam czasu później edytować. Zobaczymy, jak pójdzie mi dalej. We wtorek powinnam napisać podsumowanie mojej pracy i liczby odwiedzin na blogu.
Jest wtorek, więc może się trochę zmotywuję. Nie mam, jak zawsze za dużo czasu, a i sennie mi się trochę robi, lecz coś napiszę. Popatrzyłam trochę na moje statystyki. Mogę być zadowolona, jak i mogę być zawiedziona. Dla mnie samej jest dobrze, bo ktoś wchodzi na mojego bloga. Zawsze może być to więcej, ale dla mnie dobrze wiedzieć, że ktoś mnie czasem czyta, mimo że nie zawsze odpisuję na komentarze. Często robię to hurtowo, gdy przysiądę na chwilę, a dzisiaj to mi się chyba nie uda za bardzo, więc tych, którzy czekają, będę musiała tylko przeprosić i obiecać, że na pewno przyjdzie moment, kiedy odpowiem.
Wrzucam na stronę statystyki od początku istnienia bloga, a podsumowanie i komentarze dopiszę za ostatnie sześć miesięcy. Proszę klikać na zdjęcia, by je powiększyć.
Wizyty na stronie:

Wejścia na stronę:

Wejścia wg polskich miast:
Jak pewnie widzicie ilość odwiedzin i wejść na stronę różni się z licznikiem zainstalowanym na stronie, co wiąże się ze zliczaniem moich własnych wejść. Google Analytics posiada odpowiednie filtry, więc te wyniki są bardziej prawdziwe. Liczba odwiedzin widocznie się zwiększyła i może szczyt wejść na stronę przypadł w dniu ogłoszenia przeze mnie konkursu książkowego. Zobaczymy, czy przy kolejnym także będą widocznie wzrosty.
Ciągle mnie martwi współczynnik odrzuceń, który udało mi się ostatnio zmniejszyć, ale ciągle jest za duży. Tym pewnie też się zajmę.
Najwięcej wejść mam oczywiście przez wyszukiwarkę Google (na frazy: samotność blog i ich pochodne), a także poprzez: eioba.pl i mój profil na facebooku.
Nie będę was już dłużej zanudzać liczbami, więc do usłyszenia w grudniu. Będę miała dla was kilka niespodzianek.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 24 listopada 2010

Jestem sama, lecz otoczona przez przyjaciół

Taki piękny dzień, mimo że zrobiło się trochę zimniej, niż zwykle, jednak ja nadal jestem pełna optymizmu.
zima śnieg
Pewnie wszyscy stwierdzą, że to nieprawda, bo nadal tak pesymistycznie piszę, lecz tak ciągle jest. Nie ma się nad tym, co zastanawiać. Tak po prostu jest. To, o czym piszę, nie odzwierciedla dokładnie tego, jak się w danym momencie czuję. Mogę pisać o śmierci, a nadal mogę być szczęśliwa w głębi duszy. I tak naprawdę nie jestem, aż taka samotna, jak niektórzy mają o mnie zdanie. To, że nie wyszło mi w życiu z mężczyzną i znalazłam żadnego porządnego, to nie znaczy, że z nikim się w życiu się nie spotykałam. Tak naprawdę najważniejsza jest dla mnie Julka, to ona wypełnia całkowicie moje życie. Cieszę się, że ją mam. Pewnie i tak nie miałabym kota, ani nawet stada kotów, bo jakoś za nimi nigdy nie przepadałam. Od zawsze uwielbiałam psy i w ich towarzystwie czuję się najlepiej.
Newfoundland
Mam mój ciepły dom i rodzinę, na której nie zawsze mogę polegać i nie zawsze się z nią dogaduję, to jednak wiem, że jest blisko mnie. Mogę narzekać na pracę, ale na pewnie nie tak, jak kiedyś, bo jak wiecie po lekkich zawirowaniach i przejściach udało mi się coś znaleźć innego. Przerobiłam w ciągu kilku miesięcy prawie dziesięć miejsc pracy, więc myślę, że teraz się zadomowię trochę na dłużej w tej jednej. Na pewno daleko w niej do tego, co lubię robić, ale z pewnością bliżej, niż wcześniej. Nie zarabiam pisaniem i pewnie nigdy nie będę, ale staram się ciągle dążyć do tego celu. Z każdym dniem pewnie jestem bliżej, niż dalej i znajdę jakieś miejsce dla siebie, ale potrzebuję na to jeszcze trochę czasu. Tak to wygląda w moim przypadku. Wiem, że czasem trochę za dużo narzekam na moje życie, ale często pocieszam się, że niektórzy mają gorzej. Trochę to złe z mojej strony, gdyż powinnam raczej szukać pozytywów u siebie, niż czegoś gorszego u innych, ale uświadomiłam sobie, że nie jestem jedyną osobą, która w ten sposób potrafi poprawić sobie samopoczucie.Tak naprawdę jestem zwykłą kobietą, albo niezwykłą matką starającą się zapanować nad otaczającym mnie światem. To jest moje życie i chcę je przeżyć, jak najlepiej potrafię. Dlatego zwracam się do wszystkich samotnych i narzekających. Zamiast się użalać nad sobą, także znajdźcie kogoś, komu powodzi się gorzej od was i pocieszcie się, chociaż w ten sposób. I przypominam, nie siedźcie w Andrzejki w domu. Może akurat w ten dzień spotkacie kogoś wyjątkowego, albo znajdziecie go w swoich wróżbach.
Jestem trochę dziwna, nie do końca normalna, ale jeszcze ludzie i rodzina potrafią ze mną wytrzymać. Mam nadzieję, że wy także zostaniecie ze mną.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 18 listopada 2010

Nigdzie się nie wybieram.

Tak moi drodzy. Ciągle tu jestem, tylko ostatnio trochę mniej czasu miałam, by coś napisać nowego. Tak naprawdę to pisałam coś nowego, a dokładnie opowiadanie na konkurs Zakochany Wrocław, ale o tym już wam wspominałam. Skończyłam pisać, wysłałam i teraz mam trochę więcej czasu dla samej siebie i oczywiście na bloga. I oczywiście w połowie grudnia będę mogła pomyśleć, co dalej zrobić z tym opowiadaniem, a myślę, że chętnie je przeczytacie wtedy. Tylko będę musiała pomyśleć, jak to technicznie zrobić, gdyż w całości to trochę za dużo wyjdzie, a dzielić na 10 części będzie ciężko. Z pewnością, jakoś rozwiążę ten problem, by zrobić cztery części i zbytnio was tutaj nie zanudzić. W każdym razie wszystko przed wami. Dlaczego nie myślę nawet o tym, że moje opowiadanie może zdobyć zaszczyt wydrukowania go, jako tego trzynastego? Mniej więcej tak samo podchodzę do losowania lotto, chociaż wiem, że tutaj mam trochę większe szanse. Jestem taką realistką z lekko pesymistycznym nastawieniem, ale oczywiście zawsze zostawiam sobie furtkę na świetlaną przyszłość.

Ci, którzy są moimi fanami na Facebooku doskonale wiedzą, co robię każdego dnia i co mi wypełnia czas. Na głowie mam dużo projektów i staram się jakoś je poukładać, by wszystko jakoś poukładać, ale czasami nie tylko czasu, ale i chęci brak. Ciężko połączyć pisanie z pracą, ale myślę, że jakoś się uda. Więcej samodyscypliny i znowu będę mogła przelewać słowa na papier, a dokładniej na ekran komputera. Nadal jestem tradycyjna i muszę wszystko drukować, bo inaczej nie potrafię sprawdzać błędów i chyba szybko się tego nie oduczę. Tak jakoś mi się zawsze lepiej czytało i żadne e-booki mi też nie pomogą. Wciąż wolę dźwigać ze sobą opasłe tomy i moczyć kartki na deszczu, niż korzystać z udogodnień techniki. Wiąże się to oczywiście z finansami, gdyż nie mogę sobie pozwolić na taki wydatek, nawet na święta. Na książki też sobie nie mogę często pozwolić, ale póki co mogę korzystać z centrów tanich książek, bibliotek, a zwłaszcza z bibliotek znajomych. Szkoda mi to słyszeć, że statystyczny Polak czyta mniej niż jedną książkę rocznie, gdyż co roku czytam "Mistrza i Małgorzatę" bez różnicy czy mam czas czy nie, a pozostałe zostawiam sobie na wolne chwile. Przynajmniej tą średnią zawyżam.
Już dzisiaj mogę wszystkich zaprosić na "19. Wrocławskie Promocje Dobrych Książek"
Targi odbędą się w dniach 2-5 grudnia w Muzeum Architektury przy ul. Bernardyńskiej 5 we Wrocławiu. Ja też tam będę, chociaż raczej jako gość. Chyba moja książka nie jest zbyt "dobra", by się tam mogła pokazać. Popatrzę sobie na nowości wydawnictw, ale raczej nie zdobędę się na odwagę, by spytać się, czy może ktoś byłby zainteresowany wydaniem mojej drugiej książki. Wiem, że miałam ją skończyć do grudnia, ale sami widzicie, jak mi ostatnio z pisaniem idzie.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

sobota, 6 listopada 2010

Każdy dzień to szansa na zmianę naszego życia

Podobno piszę zbyt pesymistycznie i zapewne większość ludzi uważa, że sama też w takim nastroju chodzę codziennie. Tak jednak nie jest. Mam swoje wzloty i upadki, ale tak naprawdę jestem w głębi duszy szczęśliwa. W życiu już tak jest, że jak cieszymy się jedną rzeczą, to smucimy się drugą, ale trzeba dążyć do tego, by te dobre rzeczy przysłoniły nam złe. Pokazuję we wpisach te ciężkie chwile, bo o dobrym, lukrowanych życiach nikt czytać nie będzie chciał. Zawsze wolę pokazać tą ciemną stronę medalu, bo wtedy każdy z czytających może powiedzieć: "Tak naprawdę moje życie jest takie złe, skoro ktoś ma jeszcze gorzej."
pesymizm

Tyle chyba tytułem wstępu.

Budzimy się i doskonale wiemy, jaki ten dzień będzie zły, kiepski i do bani, a zwłaszcza to, że na pewno nic się nie wydarzy ciekawego. Nigdy nie myślimy, że to akurat dzisiaj spotka nas coś wspaniałego, że znajdziemy chociażby na ulicy pieniądze, że wygramy w totka lub spotkamy kogoś z dawnych lat. Zawsze układamy sobie dokładnie to, co opisałam w poprzednim wpisie. Większość osób samotnych właśnie w ten sposób podchodzi do każdego swojego dnia - pesymistycznie i nigdy nie myślą o tym, że każdego dnia może się coś wydarzyć. Niekoniecznie musimy traktować każdy dzień, jak nasz ostatni na ziemi, ale chociaż postarajmy się go przeżyć bardziej. Zamiast leżeć na kanapie przed telewizorem - ruszmy się, pójdźmy do znajomych, zadbajmy o siebie. To nie jest takie proste, ale tak naprawdę nasz pesymizm jest spowodowany nie tym, że jesteśmy sami, tylko tym, że za dużo mamy wolnego czasu, który spędzamy tylko w swoim towarzystwie. Co za tym idzie, za dużo myślimy. Możemy być kim tylko chcemy, dajmy uwierzyć nam w siebie i czasem nawet wywrócić nasze życie do góry nogami. Chcesz skakać na spadochronie, a może ty boisz się zostać panią kierowcą ciężarówki? Przekładasz swoje marzenia nie tylko z powodów finansowych, ale z powodu obawy o to, co powiedzą inni. Po co się martwić innymi. Niech mówią. Jeśli to zrobisz i stwierdzisz, że to był głupi pomysł, to przyznasz im rację. Jeśli się nie przekonasz, to nigdy się nie dowiesz, co straciłaś/-eś. Daj sobie szansę na zmianę. Pozwól dopomóc swojemu szczęściu.
Dzisiaj tylko tyle napiszę, bo też muszę wykorzystać dzisiejszy dzień, jak najlepiej, mimo że pogoda nie dopisuje. Na koniec coś dla was.




Za sprawą Edyty i jej bloga: love-ebook ukazała się moja kolejna recenzja:
Antonina Kostrzewa debiutuje w 2010r. powieścią „Zawstydzeni, czyli skazani na…samotność”. Książką nie pozwalająca oderwać się od swej treści od pierwszych stron. Intrygujący tytuł, jak również blogowe wpisy autorki traktujące temat samotności, były dla mnie wyznacznikiem sięgnięcia po tę powieść.
Temat, zdawałoby się, nieobcy żadnemu z nas. Bo jeśli nawet ze śmiałością i łatwością nawiązywania kontaktów jesteś za „pan brat”, to czy naprawdę NIGDY nie zdarzyło ci się zapomnieć przysłowiowego „języka w gębie”? I z pewnością nieraz doświadczyłeś poczucia osamotnienia bez względu na liczbę przyjaciół, bycia w związku, rodzinę itd. Dlaczego autorka na swój debiut wybrała tak trudny temat?
Już wstęp pokazuje, że temat samotności Antonina Kostrzewa zna od podszewki. To plus kolejne dwie historie ukazane w powieści dają przerażający obraz przegranego życia ludzi, którym do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie brakuje tak nie(WIELE) – wydobycia z siebie słów. Tych codziennego użytku, zwyczajnych, jak „dzień dobry” połączone z uśmiechem i w biegu rzucone sąsiadowi, zagadnięcie sprzedawcy w sklepie gdzie codziennie dokonujesz zakupów, proste „co słychać” zadane spotkanemu koledze. Słów od których, pomijając spojrzenia, tak naprawdę wszystko się zaczyna.
Prostota języka, znawstwo tematu i detale ukazujące codzienny żywot nieśmiałych samotników powoduje, że trzymając w dłoniach „Zawstydzeni, czyli skazani na…samotność” ‘stajesz’ się jednym z nich. Nie zastanawiasz się nad doborem słów, bo wiesz, że ich nigdy nie wypowiesz. Czujesz zalewającą cię falę ciepła w zwyczajnych, dla innych, sytuacjach, suchość w ustach, czujesz przeszywający ból samotności odczuwany w każdym milimetrze twego ciała, obolałość duszy. Przez te 152 strony jesteś nieśmiałym samotnikiem.
Żebyś jeszcze lepiej mógł wczuć się w sytuację samotnego nieszczęśnika, autorka wprowadza cię w jego świat za pomocą dwóch historii.
Bohaterami pierwszej „Samotna w wielkim mieście” jest para młodych ludzi – Yoshiko Noda i Kazuo Sasaki. Mieszkają po sąsiedzku, zakochani są w sobie z wzajemnością. Śledzisz ich codzienność, niezręczność sytuacji, pragnienia które nigdy nie zostaną spełnione, płomienie pożądania bez szans na przeistoczenie się w ogień. Ich kolejne dni nie różnią się od poprzednich. Pajęczyna nieśmiałości oblepia ich postaci, potęgując samotność. Nie będąc w stanie uczynić NIC, co mogłoby nadać barwę ich życiu, wywołać jakąkolwiek zmianę, każde niepowodzenie traktują jak przysłowiowy policzek od życia. Wszystko, czego… nie zrobili stanowi ich niepowodzenie, które natychmiast się klonuje aż urasta do monstrum, któremu na imię: Porażka! Jak silne przedawkowanie rzeczywistości wpłynie na tych dwoje? Czy miłość zwycięży? Zakończenie, jestem pewna, zaskoczy cię, jak i mnie zaskoczyło…
Z kolei w „Samotny w wielkim bólu” mamy do czynienia z nieco odmienną sytuacją. On, Sławek – nieśmiały i Ona – Kasia, dziewczyna przebojowa i pewna siebie. Ideał i skryte marzenie Sławka. Pomimo śmiałości dziewczyny początek ich znajomości, wydaje się, nie rokuje żadnych perspektyw. A jednak życie potrafi zaskoczyć. W przeciwieństwie do pierwszej historii, tu padają słowa. Nie jest ich wiele, ale jednak namiastkę rozmowy, czytelniku, tu znajdziesz. Historia ich znajomości toczy się szybko, zbyt szybko, jak na ich młody wiek. Sławek będzie musiał stanąć twarzą w twarz z prawdziwym życiem, w którym przekona się, że nieśmiałość to nie jest to, co boli najbardziej. Najpierw ciąża dziewczyny zagrażająca jej życiu, choroba ukochanej, spotkania z jej rodziną, która – siłą rzeczy – nie jest zachwycona takim partnerem dla Kasi, aż wreszcie…
W książce raziły mnie dwie rzeczy: obcojęzyczne imiona w pierwszej historii nijak mi nie pasowały do obrazu osób, które poprzez treść poznałam i niedopracowany styl pisarski. Przy czym ten drugi można usprawiedliwić chęcią przekazania emocji „na gorąco”, gdzie nie bardzo zwraca się uwagę, jak się mówi tylko, co chce się powiedzieć.
Książka „Zawstydzeni, czyli skazani na…samotność” nie jest z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. Jeśli takiej szukasz – nie sięgaj po tę książkę. Gdybyś jednak chciał szerzej otworzyć oczy, by zobaczyć to co do tej pory było niewidzialne – przeczytaj koniecznie!
Edyta

Poza tym trzymajcie za mną kciuki w konkursie: www.zakochanywroclaw.com, nie wiem, jak mi pójdzie, aletrochę waszych dobrych słów zawsze się przyda.
zakochany wroclaw
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 28 października 2010

Samotność to wieczny pech

Czasami wracam do tematów, o których już pisałam. Teraz przyszedł czas na odświeżenie tematu pecha w życiu samotnych. Wybaczycie mi małą nieobecność, ale mały remont mi się zaczął i internetu też za bardzo nie miałam, więc nadrabiam powoli:

Ile to już razy już sobie to powtarzaliśmy, że codziennie prześladuje nas pech. Nie taki zwykły, jak innych, ale takie, można by rzec, wyjątkowy. Po co ma on dopadać normalne osoby, skoro może dopaść kogoś takiego, jak my, czyli osobę samotną. Jakby nas życie nie dołowało codziennie i nie mielibyśmy problemów chociażby ze znalezieniem sobie kogoś, kto mógłby w przyszłości być naszą drugą połówką. W końcu to nam przydarzają się najdziwniejsze przypadki, bo gdy ochlapie nas samochód, to nikt się nie polituje, ani też nie będzie przesadnie ukrywał swojego śmiechu. I chociaż każdy z naszych znajomych powie nam, że gdy narobi na nas gołąb, to szczęście murowane, tylko jak tu mówić o szczęściu, gdy on robi to codziennie, a nie widać żadnej poprawy na horyzoncie. Mówimy sobie wtedy, że to takie niesprawiedliwe i dlaczego to właśnie nas los tak karze? Czy to tylko przez to, że nie przekażemy genów naszemu potomstwu, to może nas dobijać każdego dnia w nadziei, że w końcu postanowimy sami sobie te życie odebrać. Być może mamy nad sobą tego złego anioła, który wszystkie nieszczęścia spycha na nas i świetnie się przy tym bawi. Pewnie dla wielu takie słowa wydadzą się niezrozumiałe, ale przy tak niskiej samoocenie, kompleksach i drwinach innych osób przysłowiowym gwoździem do trumny może być nawet uciekający codziennie autobus. Dlaczego nie zdarza się to wszystkim? Albo dlaczego inni znajdują dobrą pracę bez problemów, a my się męczymy pracując na czarno i zostając jeszcze po godzinach za darmo. Nie byłoby w tym pewnie nic takiego złego, gdyby ktoś jeszcze użalał się nad nami lub wysłuchał czasami, co takiego nam się przytrafiło. Jednak rodzina ma już dość naszego narzekania, a znajomych ciężko przekonać, by poświęcili nam więcej niż dziesięć minut i musimy pokonać nasze problemy w odosobnieniu. W końcu, kto chciałby słuchać codziennego narzekania pechowca?
czarny kot
Zastanawiając się nad tym zjawiskiem dochodzimy do wniosku, że z pewnością przynosimy równowagę na ziemi i na pewno gdzieś istnieje ktoś, komu kromka chleba z masłem ląduje zawsze tą nieposmarowaną stroną. I to wszystko dzięki nam. Dzięki temu, że to my wykonujemy trzysta procent normy pecha, ktoś może trafić szóstkę w lotka lub cieszyć się z nowego potomka w drodze. Możemy poczuć się dumni, że nawet nieświadomie dajemy komuś szczęście i może ktoś obcy by się z nami nim choć trochę podzielił, gdyby tylko wiedział, że istniejemy. Można także powiedzieć, że sami sobie wmawiamy, że wszystko jest przeciwko nam, ale nawet przy spacerze z psem zauważamy, że każdy trafił na normalnego psa, tylko nasz ma ADHD i to nie ważne, jakiej jest rasy i jakiej wielkości. Po prostu tak to jakoś musi być.
Nie będę pisać, jak uniknąć pecha, bo i tak nikt nie zastosuje się do tych porad. Sama jednak znałam sposoby, by się jakoś usprawiedliwiać. Nigdy nie mówiłam, że mi uciekł tramwaj, tylko że przyszłam wcześniej na ten późniejszy. Gdy ochlapał mnie samochód stwierdzałam, że mam brakujące spodnie do zrobienia prania, zaś gdy atakował mnie jakiś ptak, to wiedziałam, że chociaż uda mi się sprać w pralni plamę z wina, a nikt nawet nie zwróci na nią uwagi. Po prostu nawet z tych najgorszych sytuacji można znaleźć jakieś plusy, tylko trzeba pamiętać by nie szukać ich w tych sprawach, które mają zostać smutne na zawsze.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

wtorek, 12 października 2010

Nadszedł czas na zmiany

Każdy z nas to mówi, jednak tak niewiele dotrzymuje słowa. Wycofujemy się w momencie podejmowania decyzji, a dokładniej nie podejmujemy żadnej zostawiając nasze życie w tym samym miejscu, co wcześniej. Skoro ten jeden, mały krok dzieli nas od zmiany naszego dotychczasowego życia, to podejmijmy go, a nie odkładajmy to na później. To właśnie to później sprawia, że zawsze jesteśmy w tej samej odległości od szczęścia, co wcześniej, bo dobrze wiemy, że nigdy nie pojawi się lepsza okazja, niż jest teraz i będziemy sami sobie wypominali: "Gdyby tylko zrobić to wtedy, to teraz już bym...". Zaczynamy narzekać na siebie, że nie zrobiliśmy czegoś wtedy, a zaraz dokładamy sobie problemów ku temu, by nie zrobić tego tym bardziej w przyszłości. Każdy z nas wie, do czego to prowadzi. Do typowej stagnacji.
wybór decyzji
Ja już wiele razy musiałam podjąć taką, a nie inną decyzję i zdaję sobie sprawę, że za każdym razem wcale nie jest łatwiej. Nawet mogę powiedzieć, że bywało lepiej, bo nie musiałam się martwić o wiele różnych rzeczy, bo mogłam mieć gdzieś rodzinę, mieszkanie czy pracę. Teraz wiem, że muszę wybierać rozwiązania tak, by nie szkodzić swoim najbliższym. Kiedyś byłam uparta i spontaniczna. Wszystko, co zrobiłam ma skutki w życiu teraźniejszym i pewnie nie postępowałabym teraz w ten sposób, lecz muszę ciągle naprawiać swoje życie i postanowiona jeszcze raz w tej, a nie innej sytuacji, postąpiłabym dokładnie tak samo. Dlatego powtarzam, coś cię w głowie męczy, a nie możesz tego zrobić? Zrób to, bo bardziej będziesz żałować rzeczy niezrobionych, niż tych których się wstydzisz, bo je zrobiłeś/-aś. Tak to niestety w życiu bywa, więc jeśli chcesz komuś od dawna wyznać miłość - zrób to, nawet jeśli wasza przyjaźń ucierpi. Chcesz rzucić pracę wiedząc, że nie znajdziesz nowej - do dzieła. Chcesz usunąć dziecko, o którym nie wie twój chłopak czy skoczyć z mostu, ja niczego nie bronię. Po prostu czasem nawet złe w danej chwili rzeczy wychodzą nam później na dobre. Świat dzieli się na tych, którzy biegną przez życie pod prąd i na tych, którzy się mu biernie poddają, więc decyzja należy tylko i wyłącznie do ciebie. Nie podejmując decyzji i tak dokonujecie wyboru!!
sukces
Co zaś się tyczy innych zmian, to dokonuję kilku poprawek na blogu, a raczej naprawiam dawne błędy i staram się jakoś na nowo dotrzeć do moich czytelników. Jeśli czas pozwoli to pozmieniam trochę wygląd bloga na bardziej przyjazny, zmienię trochę nawigację i boczne kolumny. Jak pewnie część z was zauważyła na blogu czasami pojawiają się reklamy. Zaczęłam je testować, ale nie wiem, czy pozostaną. Myślałam, by w ten sposób sfinansować wydanie swojej kolejnej książki, ale nie oszukując się, wiem że musiałabym na to czekać przez najbliższe 50 lat. W każdym razie zobaczę, czy nie wpłyną one negatywnie na przejrzystość mojej strony, a nie będą zbyt inwazyjne. Poza tym więcej nowości na blogu nie planuję. Póki co udaje się go częściej aktualizować, niż wcześniej, co mnie samą także zaskakuje, ale pozytywnie. Mam nadzieję, że taka frekwencja pisania utrzyma mi się na dłużej.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 7 października 2010

Literacka nagroda Nobla - Mario Vargas Llosa

Tak, to dokładnie dzisiaj. W ten wspaniały dzień 7. października na całym świecie mówi się o literaturze. Nie chodzi o to, co ktoś napisał, jakie tematy porusza, ile książek wydał i sprzedał, ani dokładnie, kim naprawdę jest, bo i większość z nas zapamięta tylko, że to ktoś z Peru i tyle.  Nie będziemy pamiętać jutro, co napisał, jego biografii i przeżyć. Niewielu z nas potrafi szybko wymienić polskich noblistów. To temat jednodniowy, dla większości mniej ważny, niż sytuacja gospodarcza czy polityczna w kraju. Jest jednak w nim coś wyjątkowego, bo o nim się mówi.
Mario Vargas Llosa
Ten dzień, powinien być dniem propagowania czytelnictwa na całym świecie, gdyż nawet akcja "Cała Polska czyta dzieciom" nigdy nie miała swoich pięciu minut podczas głównego wydania wiadomości, nigdy nie pojawiła się, jako główna informacja na wielu portalach internetowych. Dlatego też uważam, że samo ogłaszanie zdobywcy nagrody Nobla jest niewystarczające. Powinny razem z nią pokazać się statystyki, a czasem zatrważające statystyki ilości przeczytanych książek przez Polaków w tym roku. Już nie mówię o kupionych, tylko  o przeczytanych. Nawet jeśli liczyć codzienne czytanie bajek dzieciom przed zaśnięciem, to i tak tylko szczerze mogę powiedzieć, że telewizja prawie całkowicie wyparła chęć czytania przez dorosłych. Kiedyś widziałam prawie cały tramwaj ludzi z książkami. Dzisiaj widzę częściej ludzi w słuchawkach i telefonami w rękach, co mnie samą często zastanawia. Gdzie się podziała dawna miłość do książek? Może przez to, że kiedyś tak ciężko było je dostać i tyle kosztowały, albo przez to, że część z nich była zakazana? Słowo pisane przetrwało powstanie radia, telewizji, komputera i minie jeszcze dużo czasu, zanim opowieści babci będą mówiły o szeleszczącym papierze.
Mówmy o literaturze, chwalmy naszych pisarzy i kochajmy się w książkach. Nie tylko przez ten jeden dzień w roku.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 4 października 2010

Samotność w jesienne wieczory?

Dlaczego od razu w wieczory, skoro można w ten sposób czuć się o każdej porze dnia. To jest całkowicie bez różnicy. Osoba samotna jest nią obojętnie, czy się obudzi, czy kładzie się spać, albo nawet i śpi. To tak, jakby powiedzieć, że ktoś jest zakochany tylko w momencie spotkania się ze swoją drugą połówką. Dopiero, gdy sobie to uświadomimy, dochodzimy do wniosku, że chyba ktoś ma rację mówiąc, że nawet w grupie przyjaciół czuje się odizolowany. Taka to niestety smutna prawda.
Skoro postanowiłam napisać coś nowego w tym miesiącu, więc zapraszam:

Październik powitał nas lekkim oziębieniem klimatu, ale za to w weekend trochę się rozpogodziło i ja także skorzystałam z pewnie ostatnich w tym roku uroków słońca. Nie myśląc dużo wzięłam ze sobą kolejną książkę pod pachę i ruszyłam do znanego wszystkim Wrocławianom Parku Południowego. Rozkoszowałam się spokojnie czytaniem oraz oczywiście podjadaniem, kiedy uświadomiłam sobie, co się dzieje wokół mnie, a dokładniej, kto mnie otacza. I oto ja, siedzę sobie spokojnie na ławeczce, obok mnie jakieś starsze panie podczas popołudniowych pogaduszkach, na ławce obok matka z dzieckiem w wózku i czym bardziej się rozglądałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że tak naprawdę to tylko ja jestem tutaj sama!!
Jesienna samotność
Fot.: newtovintage
Wszędzie wokół mnie jakieś rodziny, pary (i to nieważne czy młodzi czy starzy, albo zakochani lub nie). Gdy już w końcu zobaczyłam samotnego pana, to okazało się, że ma on ze sobą psa, a po chwili i tak dołączyła się do niego jego znajoma. Może i nie poczułam się źle w tej sytuacji, ale nagle zdałam sobie sprawę, że brakuje tutaj osób samotnych, a dokładniej osób przebywających w pojedynkę, bo każdy z nich może być w głębi duszy samotny. Od razu przestałam się skupiać na książce, tylko coraz bardziej zaczęłam się rozglądać, a później nawet postanowiłam poszukać kogoś samotnego w tej okolicy. Nie jestem żadnym detektywem, ale musiałam się tym zająć. Ruszyłam alejkami rozglądając się wokół. Najpierw spokojnie, później już lekko podenerwowana, bo jakoś nie potrafiłam dostrzec nikogo, kto szedł by tędy samotnie. Nie dałam jednak za wygraną. Wiedziałam, że na pewno kogoś tutaj dostrzegę. Zauważyłam w końcu chłopaka jadącego na rowerze, całkiem samego, więc udało się. Na tym świecie da rady jeszcze dostrzec jeszcze samotne osoby.
Samotność
Fot. www.law.uwo.ca
Sama sobie coś udowodniłam, co w końcu nie musiało być wcale takie trudne. Jednak w końcu zdałam sobie sprawę, że wcale nie jest tak, jak myślałam. Otóż ten chłopak na rowerze i tak spotykał się dokładnie pod pomnikiem Chopina ze swoją dziewczyną, która była notabene zła na niego za spóźnienie. Wiedziałam, że nie jest jeszcze tak źle i wtedy dostrzegłam JĄ. Szła sama, dosłownie sama. Wzrok wpatrzony w ziemię i tylko kątem oka widziała buty innych osób, które omijała bez podnoszenia głowy. Szła prosto na mnie, wstrzymałam na chwilę oddech, a ona jak nigdy nic mnie ominęła i poszła dalej przed siebie. Nie była smutna, ani jak i niektórzy podejrzewają, nie była niechlujnie ubrana lub jej włosy nie były brudne. Była całkowicie zwyczajna. Wiem oczywiście, że mogłam ją zatrzymać i dowiedzieć się czegoś o niej oraz zdobyć nowe inspiracja do swojej książki, ale.. oczywiście jestem nieśmiała i nie mogłam tego zrobić. Ona odeszła i okazało się, że w całym parku tylko ja zostałam sama...
samotna kobieta
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 27 września 2010

Życie - część 37,5 oraz mała niespodzianka

Oto i ja, samotna gdzieś pośrodku życia. Może i nawet za połową trochę, a może i blisko końca. Tego nigdy nikt nie wie, bo sami nigdy nie wiemy, co się stanie, jak wyjdziemy w domu. W sumie nawet nie musimy z niego wychodzić, by coś złego się wydarzyło, ale nie będę tutaj snuła pesymistycznych myśli. Zawsze 25. września, czyli dokładnie pół roku po urodzinach przychodzi dla mnie moment rozliczeń ostatnich sześciu miesięcy. Nie zadaję sobie zawsze tych samych pytań, bo nigdy nie mam tych samych problemów. I może mogę się pytać siebie, kiedy w końcu wygram jakieś miliony lub kiedy odmieni się mój los, lecz na takie pytania mam za mało czasu, by zbędnie go marnować na niewiele znaczące rozmyślania.
To jest tylko jeden dzień, a dokładnie jeden wieczór, by przemyśleć swoje dotychczasowe działania, więc zastanawiając się trochę bardziej doszłam do wniosku, że ostatnio jedyną rzeczą, którą zrobiłam na plus było wydanie książki. Jakoś z pracą i z życiem towarzyskim mi zbytnio dobrze nie idzie, więc nie mam się też, co nad tym rozczulać. Zaczęła się jesień. Pół lata przesiedziałam w domu, jako bezrobotna poszukująca pracy, a mimo to wyglądając teraz przez okno widzę ten brudny, stary płot. Dokładnie ten, który obiecałam mamie na majówce, że go pomaluję. Teraz on mi także przeszkadza i widząc pogodę za oknem stwierdzam, że chyba w tym roku z nim nie wygram. No może chociaż zrobię pierwszy krok i pójdę, jak ta blondynka do sklepu i dam się naciągnąć na jakąś niepotrzebną farbę antykorozyjną. No cóż, czasami tak musi być.
Wracając do moich przemyśleń, a wiem, że wiele osób czytających bloga stwierdzi, że czasami za dużo myślę, uważam, że ostatnimi czasy i tak mam mniej czarnych myśli niż zwykle. Nie martwię się niepotrzebnie, nie bujam ciągle w obłokach i nie myślę ciągle o tym, co by było gdyby. Może czasem martwię się o mamę i o Julkę, ale kto by się nie martwił o rodzinę.
Tak, znów skaczę z tematu na temat, ale w końcu jestem stara. Cieszę się z tego, co osiągnęłam przez ostatnie pół roku, chociaż to wszystko to tylko kontynuacja tego, co robiłam wcześniej. W trakcie urodzin jeszcze nie miałam mojej książki w ręce, nie miałam jeszcze fanów na facebooku, a teraz cieszę się, że każdego dnia mogę podzielić się moimi rozterkami na blogu i czasem znajdzie się ktoś, kto to przeczyta, a czasem i skomentuje. Nie uważam, że osiągnęłam wiele, ale każdy dzień udowadnia mi, że warto robić to, co teraz robię. Wiem, że nie osiągnę z tego żadnych dochodów, że będę musiała za niedługo pójść gdzieś sprzątać, bo z nowej pracy mnie wyrzucą za miesiąc pewnie, ale staram się zrobić coś więcej, niż tylko bezczynnie siedzieć w domu. Tak naprawdę dawno nic już nie pisałam konkretnego, a dokładnie nie napisałem nowych linijek w książce. Zawstydzeni cześć druga leży nietknięta, ale jak to się mówi, muszą być kolejne zakręty losu, by wziąć się do pracy i ruszyć do przodu. Mając tyle wolnego nie zrobiłam nic, a dopiero teraz, gdy lista zadań spada mi na głowę ruszam powoli do boju, by skończyć swoje dzieło i powalczyć o wasze dobre słowo, a dokładniej o kilka słów mówiących o tym, że to, co napisałam komuś naprawdę się podoba. Dziękuję wszystkim za to i mam nadzieję, że wspominając kolejne pół roku, będę miała o wiele więcej dobrych rzeczy do opowiedzenia.
A że nie tylko ja przywiązuję znaczenie do dat, tak i Clevera zrobiła mi niespodziankę dokładnie 25. września publikując moją recenzję. Jeszcze jej nie czytałam lekko się obawiając, ale was serdecznie zapraszam na jej bloga:
Zdarzało mi się użyć określenia „sierota boża” wobec osób nieprzedsiębiorczych, słabo komunikatywnych, niezdecydowanych wprowadzając ich w zakłopotanie, zawstydzenie. Dla mnie jedną z pokojowych reakcji ludzkich, a dla osób nieśmiałych jedyną możliwą reakcję, nawet w przypadku agresywnie atakujących ich ludzi. Stąd bagatelizowaną, nieszkodliwą, błahą, niegroźną, a nawet śmieszną.
Ale dla kogo?
To pytanie zadałam sobie po przeczytaniu jednego zdania we wstępie, które wprowadziło mnie w osłupienie: W świecie, gdzie Bóg już nie istnieje, a Nasz własny nas nie rozumie, nie można odnaleźć własnego Ja. W tym momencie uświadomiłam sobie, że moje słowa były jak pociski dobijające rannych.
W mroźnym, samotnym świecie widniejącym na okładce, stojąca samotnie postać wśród przytłaczających, szarych pni drzew, ledwo widoczna na ich tle, jak nieśmiali na tle społeczeństwa, dostawali ode mnie śnieżkami prosto w twarz. A ja myślałam, że to zabawa. Ja. Oni walczyli naprawdę, na serio, o siebie. Za nieśmiałym uśmiechem, delikatnym wycofaniem, umilknięciem (o ile w ogóle się odezwali), chłodnym dystansem, szklaną barierą nieprzystępności, niezrozumiałym zachowaniem, niewspółmierną reakcją do czynnika ją wywołującą, krył się świat, o którym nie wiedziałam nic. Nie wiedziałam, że w ogóle istnieje taki świat. Bardzo niebezpieczny dla jego właścicieli, w którym schizofreniczny sposób balansowania między własnym wnętrzem, a rzeczywistością zewnętrzną to sposób na życie. Na funkcjonowanie w społeczeństwie na miarę własnych możliwości i sił psychicznych. Teraz wiem, że im tego nie ułatwiałam, że postaci klinicznych nieśmiałości może być tyle ile osób nią dotkniętych, że przyczyn ją wywołujących jest wiele i tyleż samo stopni jej natężenia, że jej objawy i charakterystyczne zachowania tylko dla mnie mogą być „dziwne” (jak ja nie lubię tego określenia), a dla nich są wynikiem wewnętrznej walki z samym sobą i całym otoczeniem. Walki o istnienie, o prawo do kawałka łóżka, w którym czuli się najbezpieczniej i z którego tylko z konieczności wychodzili do społecznej dżungli, w której każdy dzień był dla nich lekcją przeżycia. Byli tacy, którzy nie wracali. Nie wytrzymując presji otoczenia, wybierali śmierć. Boję się myśleć ilu takich było, gdzie moje słowa mogły być tą kroplą w przelanym kielichu...
Zacznę od końca, od historii Sławka opowiedzianej w Samotnym w wielkim bólu, dla mnie częściej spotykanej, bardziej prawdopodobnej, obserwowanej na co dzień. Mężczyzny samotnie wychowującego córkę. Jak to możliwe, że  nieśmiały, skryty w sobie życiowy nieudacznik znajduje sobie piękną kobietę, która go akceptuje i rodzi mu dziecko? Możliwe, jeśli to ona była tą zdobywającą , odważną, komunikatywną, biorącą sobie za punkt honoru przełamanie aspołeczności obiektu pożądania. Zdobywając go, w konsekwencji obarczyła obowiązkiem, który dla Sławka stał się życiowym wyzwaniem. Sposób pokonywania pojawiających się problemów, radzenia sobie z nową sytuacją, rozwiązywanie zadań stawianych przez życie z chorą (jak się później okazało) Kasią, z punktu widzenia osoby, która sama ma problemy z osiąganiem równowagi psychicznej, odkrywało przede mną nie tylko nieznaną dotąd wiedzę na temat funkcjonowania takich osób w rodzinie, w pracy, wśród znajomych, ale i ich punkt widzenia, postrzegania. Niestety emocje (bardzo silne zresztą), towarzyszące walce z chorobą nowotworową Kasi w czasie ciąży i walce o urodzenie dziecka, pochłonęły prawie całkowicie moją uwagę. Zgubiłam w tych traumatycznych wydarzeniach osobę Sławka, odsuniętego w cień, zepchniętego na dalszy plan, będącą przecież w zamierzeniach główną postacią tej opowieści.
Druga historia (w książce jako pierwsza)  Samotna w wielkim mieście opowiada o kobiecie i mężczyźnie, których nieśmiałość to ciężkie zaburzenie psychiczne, mające swoje podłoże w uszkodzonym DNA. Kiedy nieśmiałość nie jest taką zwykłą nieśmiałością, nieutrudniającą normalnego życia, ale posiadającą wiele cech Syndromu Aspergera, a tym samym autyzmu. Dwa skrajne przypadki prowadzące do depresji i samobójstwa.
Moje poczucie nieprawdopodobności istnienia takich ludzi autorka zneutralizowała nadaniem bohaterom azjatyckich imion i nazwisk, które wespół z niestandardowością zachowań, rozchwianymi myślami, niezdecydowaniem bohaterów, zaskakującymi decyzjami, nieprzewidywalnością reakcji, wprowadziła mnie w nastrój tak dobrze znany mi z książek Haruki Murakamiego, mimo braku elementów metafizycznych. Wszystko było twardą, ostrą, racjonalną, bolesną rzeczywistością. Czułam bezsilność i psychiczne cierpienie przede wszystkim bohaterki Yoshiko, opowiedziane w formie narracji obserwatora jej zachowań, przerywanej wtrąceniami bezpośredniego głosu dziewczyny wyróżnionego kursywą. Przeplatanie się mojego widzenia (utożsamiałam się z narratorem), osoby przyglądającej się z boku, ze światem dziewczyny bezpośrednio wyjaśniającej lub opisującej własne emocje, pozwalało mi na konfrontację obu naszych tak różnych światów emocji, poglądów, spojrzeń i pryzmatów. Niestety również i tutaj autorka nie była konsekwentna w pierwotnych założeniach. Z czasem pozwoliła na całkowite oddanie głosu bohaterce, zamieniając naprzemienność wypowiedzi w monolog, w którym każde zdanie było bardzo ważne, a wyróżnianie niektórych kursywą stało się zbędne. Niczego nie wnosiło ani w treść, ani w formę. Stało się całkowicie niepotrzebne.
Te trzy różne spojrzenia na tak powszechną cechę ludzkiego charakteru - nieśmiałość, a jednocześnie, jak się przekonałam, najmniej mi znaną, uświadomiły mi jedno: są wokół mnie osoby zniewolone nieśmiałością, która dla mnie była do tej pory niewinną, człowieczą cechą, a dla ich posiadacza oprawcą budującym klatkę samotności dla swojej ofiary, a czasem katem wykonującym wyrok.
To ja się teraz wstydzę za słowa, do których przyznałam się na początku, ale tą nieśmiałością konstruktywną, zmieniającą moje o niej pojęcie, ale nie będącą dla mnie problemem.
Na szczęście.
Autorka w tematycznej konsekwencji ukryła nawet własną twarz widniejącą na tylnej okładce. Prowadzi również blog o osobach samotnych z powodu swojej nieśmiałości Samotna w wielkim mieście oraz pisze felietony w portalu Czytadełko.
Autorka: Clevera
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 15 września 2010

Gdzie się podziała?

Nie szukam zgubionej suczki, ani żadnej spinki. Szukam swojej weny czy jak tam wszyscy ją nazywają. Niby ciągle jest, tylko gdzieś głęboko się schowała. Zawsze, gdy dopada mnie jakaś forma lenistwa, to dopowiadam sobie wytłumaczenie w głowie.
Po prostu usprawiedliwiam się przed samą sobą. Tym razem wymówka brzmi:
"Umysł ludzki nie jest w stanie pracować ciągle na najwyższych obrotach i czasem też potrzebuje odpoczynku. Teraz ma chwilę przerwy, by naładować akumulatory i wrócić do działania, gdy całkowicie się zregeneruje. Dokładnie tak, jak na studiach. Maksimum mocy w trakcie sesji, a później spokój."
Każda moja taka wymówka jest głupia sama w sobie, ale nic już na to nie poradzę. Mam nadzieję, że nie chodzi już o szukanie motywacji, bo ją akurat mam. Po prostu mam na głowie za mało rzeczy, w sensie rozleniwiłam się za bardzo. Cały dzień potrafię przeglądać różne bezużyteczne strony, by dopiero wieczorem nabrać chęci na pisanie. Dokładnie tak, jak teraz, czyli na pięć minut przed planowanym wyjściem. Po prostu spóźniam się nie przez to, że się tyle czasu szykuję, tylko przez to, że wtedy mam największą chęć na pisanie. Tak to już w moim życiu jest. Do tego po całym dniu leniuchowania, jestem wyczerpana wieczorem i zasypiam nie pisząc ani jednego słowa. Najgorsze oczywiście jest to, że najlepiej mi się pisze, gdy nie mam dostępu do sieci, a oczywiście sygnał Wi-Fi sąsiada z niezabezpieczonej sieci ciągle jest u mnie w domu i nawet, gdy wyciągam kabel sieciowy i biorę komputer do łóżka z możliwością oglądania filmu lub pisania, to zawsze i tak sprawdzę, co ciekawego w sieci słychać.
Koniec narzekania, muszę iść, bo mnie córa zabije.
Może dokończę później...

Za 20 minut mam być gotowa i jedziemy ponad 100 kilometrów za Wrocław na wesele. Może i jestem gotowa, ale jak już pisałam powyżej, właśnie w takich chwilach najlepiej mi się pisze. Nie znalazłam butów w szafce i na pewno jeszcze wszystkiego nie spakowałam, ale niektóre rzeczy znajomi zawsze mi wybaczają. Zawsze się śmieją, że jeśli kiedykolwiek wyjdę jeszcze raz za mąż, to z pewnością będą na mnie czekać. Nie czytałam dawno znaczenia mojego imienia, ale z pewnością zgłoszę propozycję dopisania: wiecznego spóźniania.
Tak właśnie się zastanawiałam i uważam, że wypadałoby skończyć już raz zaczętą książkę, później rozpocząć pracę nad kolejnym pogmatwanym dziełem, by dopaść w końcu do mojej pierwszej powieści, a dokładnie dramatu wojennego i jako taka kwintesencja mojej twórczości ją opublikować, bo wydaje mi się, że ta książka będzie za mną chodzić do końca życia. Właśnie ta pierwsza, a może i zarazem ostatnia. Pełna błędów, młodzieńczego pisania, ale taka prawdziwa moja. Wydając pierwszą książkę dobrze wiedziałam, że ta pierwsza czeka w szufladzie na swoją kolej i cokolwiek by się działo nie mogę zostawić jej nieskończonej, niepoprawionej i nieprzygotowanej do druku. To dla mnie ma takie znaczenie, jak dla mojego przyjaciela Sławka skończenie swojego pierwszego statku w butelce.
Mimo że jeszcze nigdy żadnego nie zrobił, to tamten pierwszy, pełen zapału ciągle za nim chodzi, więc sami pomyślcie, co siedzi w waszej pamięci z rzeczy, których nigdy nie skończyliście, a których skończenie oczyści wasz umysł i poczujecie się szczęśliwsi.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

piątek, 10 września 2010

Dobra motywacja podstawą sukcesu

Wydawać by się mogło, że każdy z nas jest zdolny, by pokonać swoją fobię, lecz gdy dochodzi do spotkania ze strachem, życie szybko weryfikuje to naszą niekorzyść. Właśnie wtedy potrzebujemy dobrej rady kogoś bliskiego, a czasem wystarczą słowa otuchy od nieznanej nam osoby. Anonimowość w sieci pomaga w najróżniejszych problemach, a do tego tworzy swoistą grupę wsparcia. Pomijam oczywiście znane z różnych wypowiedzi fora, jak samosia, ale istnieje dużo innych wartościowszych, na których znajdą się ludzie, którzy zechcą nam pomóc. Wiadomo, że nic nie zastąpi psychologa, ale to dzięki wyżaleniu się innym, dostrzeżemy to, że najwyższy czas, by się do niego zgłosić i korzystając z porad obcych osób będzie nam to łatwiej zrealizować.
Nie poddawaj się samotności
Mi samej też się nie chce czasem dużo rzeczy robić, ale dzięki swoim przyjaciołom i rodzinie wiem, że powinnam je zrobić i oni mnie do tego przekonują. Różnymi sposobami, od próśb do to totalnej wrogości i krzyku. Jestem osobą konfliktową i czasami tak trzeba, więc oni dobrze wiedzą, jak ze mną postępować. Co zaś tyczy się moich anonimowych znajomych lub takich, którzy nie są anonimowi, ale znam ich tylko z sieci, to są oni moją motywacją do pisania. Do tworzenia tego bloga, do pisania na Facebooku czy najważniejsze do pisania książki. Sama zdaję sobie sprawę, że wpadłam w typowy dołek twórczy, ale też zajęłam się trochę swoim własnym życiem, zostawiając pisanie gdzieś na trzecim miejscu. Teraz znów mam ochotę tworzyć, ale wiem, że przed noworoczną podwyżką VAT-u mi się nie uda, a zdaję sobie sprawę, że w natłoku książek znanych artystów ciężko będzie mi się przebić, jeśli moja książka okaże się droższa od innych. Nie mam jednak, co gdybać, bo życie nie opiera się na marzycielskim patrzeniu w przyszłość, więc jeśli masz jakiś problem przed sobą, pokonaj go i nie bój się prosić o pomoc innych, bo ciągle będziesz w tym samym miejscu.
Strach przed samotnością
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 6 września 2010

Wrześniowa pogoda lekiem na samotność!!

Tytuł was pewnie lekko dziwi, ale tak to już jest. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, lecz to właśnie te lekkie ochłodzenie pogody sprawia, że większość osób zaczyna się chować do swoich domów i kończą się imprezy plenerowe. Oczywiście wiemy, że samotnym ciężko się wychodzi z domu na jakiekolwiek imprezy, ale te domowe dają im pewne plusy, zwłaszcza z możliwością zapoznania kogoś nowego poprzez lepszy kontakt i mniejszą przestrzeń. Na te zamknięte imprezy także częściej przychodzą, niż na te na świeżym powietrzu, bo często wiąże się to z wyjazdem gdzieś za miasto lub poza miejscem zamieszkania, a także zdarza się, że wyjeżdżając gdzieś na wycieczkę oczekuje się od nich pewnej sprawności fizycznej - chociażby by zagrać w badmintona czy pochodzić po górach. Dobrze wiemy, jak wygląda sprawność osób, które najczęściej dzień spędzają leżąc, więc nie chcą nawet się pokazywać na wszelkich spontanicznych wyjazdach, bo to tylko sprawi, że pojawią się u nich kolejne kompleksy, których będą się wstydzić.
Najważniejszą cechą chłodnych wieczorów wrześniowych jest oczywiście ilość osób w klubach, knajpkach, kawiarniach, która rośnie z dnia na dzień, a to oznacza, że idąc ze znajomymi mamy większą szansę na poznanie kogoś nowego. Tylko trzeba się ruszyć czasem z domu, porzucić swój smutek, skończyć z wymówkami, ubrać dobry humor i pokazać się wśród innych ludzi. Czasem dobre nastawienie wystarczy, by dobrze się bawić. Nie musimy od razu znaleźć sobie wymarzonego partnera czy partnerkę, w końcu wśród przyjaciół nigdy nie jest się samotnikiem. W końcu nie możemy sobie pozwolić, by życie przeleciało nam między palcami.
Życie samotnika
Z nowości: W zakładce kontakt powyżej umieściłam formularz e-mail, co ułatwi pisanie do mnie wiadomości.
Od dzisiaj możecie mnie także znaleźć na portalu Czytadełko. Serdecznie zapraszam.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

wtorek, 31 sierpnia 2010

Koniec wakacji

Chociaż sama wakacji nie miałam, to jakoś czuję, że kończy się pewien okres. Coś po prostu wisi w powietrzu i nie są to te czarne chmury. Mijając ludzi na ulicach widzę pewne poruszenie, tą niebywałą szybkość i energię do działania, której wcześniej brakowało. Może i dla pracujących i studentów niewiele znaczy pierwszy września, to chyba jest to sygnał, że lato minęło, a razem z nim ponad pół roku, więc może czas na przemyślenia naszych dotychczasowych działań. Czas zrobić zaległe rzeczy i postanowić sobie nowe cele.
sposób na wewnętrzny spokój
Fot. znalezione w mailu
Może niekoniecznie dokładnie tak, jak na zdjęciu powyżej, ale skończenie napoczętych rzeczy przynosi niesamowitą ulgę. Wiem, że w jedną noc nie skończę książki, ale zawsze mogę skończyć rozdział, dokończyć którąś z miliona rozpoczętych historii czy może po prostu dokończyć porządki w domu. Wszystko to, co pomoże mi odzyskać równowagę i wejść w nowy miesiąc z czystym umysłem, który po chwili wypełni się milionem nowych pomysłów. Dzień się nie skończył, czas zacząć działać
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

piątek, 27 sierpnia 2010

Zastanawiam się ...

Tak, czasem się zastanawiam, a nawet może i za dużo mam czasu na zastanawianie się. Gdy za dużo ma się czasu i za długo ucieka się w nierealny świat marzeń, zamiast działać, to dochodzi się zazwyczaj do dziwnych wniosków. Zazwyczaj są to wnioski, że w życiu mi nie wyszło i że mogłam to zrobić zupełnie inaczej. Zdaję sobie sprawę, że każdy w naszym życiu dochodzi do takiego momentu, kiedy czegoś żałuje w życiu i są to najczęściej niepodjęte decyzje i czyny. Coś, czego się nie zrobiło, nie spróbowało w młodości, a teraz już może być na to za późno. Odłożone na później sprawy, których nigdy nie dokończyliśmy... W tym momencie docieram do tego momentu, w który stwierdzam, że samotni mają za dużo czasu na myślenie. Nie takie zwykłe myślenie, a dokładnie rozmyślanie o tym, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Zazwyczaj, dlaczego jest mi teraz tak źle i zaczyna się obwinianie za wszystkie niepowodzenia. Nieważne, czy jest sobotni wieczór, czy wtorkowy poranek, po prostu samotni nie mając z kim porozmawiać i zaczynają swoje przemyślenia każąc się zdołowaniem, załamaniem i innymi złymi rzeczami, które sprawiają, że zagłębiają się w swoją samotność jeszcze bardziej i jeszcze bardziej nie mają ochoty na spotkania z innymi ludźmi. Po pierwsze:
przestań myśleć, zacznij działać
Niby to takie proste, ale nie do końca. Po prostu, gdy siedzisz w domu i zaczyna się moment nadmiernego rozmyślania, złap się na tym. Uświadom sobie, że właśnie to robisz, że marnujesz swój czas na myślenie o czymś, co nie przyniesie ci niczego dobrego i zaprowadzi w pułapkę bez wyjścia. Oczywiście nie jest to proste, bo na co przenieść swoje myśli i co robić, by nie myśleć, kiedy nudzimy się w domu?? Znalezienie własnej pasji też nie jest łatwą rzeczą. Układanie puzzli, sklejanie modeli, pisanie czy majsterkowanie to niekoniecznie to, co każdy z nas lubi, a umysł trzeba jakoś oczyścić. Najłatwiej jest spotkać się ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną i porozmawiać, chociażby o głupotach, byleby nie dopuszczać złych myśli do siebie, ale w końcu jesteśmy samotni i mamy problem z takimi relacjami. W zamian za to możemy zacząć medytować, posłuchać muzyki relaksacyjnej czy po prostu zacząć ćwiczenia (joga, ćwiczenia siłowe, jogging). Coś, co zajmie nam czas wolny, gdy będziemy sami. Gdy takie działania nam nie pomogą lub sami nie możemy sobie w ten sposób pomóc, a potrzebujemy kogoś, komu wyznalibyśmy swoje problemy, to może czas porozmawiać z samą (-ym) sobą. Nie przed lustrem, tylko z kartką papieru. Zrobić sobie mapę myśli lub wypisać, co nam przeszkadza w nas, w pracy, w domu, w znajomych lub wypisać nasze uczucia, gdy byliśmy ostatni raz szczęśliwi i czego nam do szczęścia brakuje. Później pozostaje praca nad sobą w dążeniu do nowopostawionych celów. Brzmi banalnie i bez sensu?? Nigdy się nie dowiecie, jeśli sami nie spróbujecie, więc do dzieła!!
Ja sama zaś zastanawiać się czasem, czy po czterech miesiącach po wydaniu książki ktoś w ogóle ją czyta. Gdy znajomi nie mają czasu na zgłębienie po części twojej przeszłości, a od wydawcy nie ma wiadomości, czy ktoś sięga po twoje wypociny, to zastanawiam się, czy jest sens pisania dalej. Wiem, że jest, w końcu nie potrzebuję uznania, nagród, wielkich nakładów, tylko świadomości, że komuś podoba się to, co piszę...
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 19 sierpnia 2010

Teoria małych kroków - lepszy jeden, ale porządny.

Jakiś czas temu,a nawet może i wcześniej czytałam trochę o "teorii małych kroków". Taki sposób na zmianę swojego życia lub po prostu tego, co nas otacza. Jak każda teoria brzmi dobrze. Powolne kroczki, by coś osiągnąć. Kawałek po kawałku. Wszystko było ok, gdyby nie to, że uświadomiłam sobie, że po kilku krokach dalej jestem w tym samym miejscu i nic się nie zmienia. Myślałam sobie, że może jeszcze jeden krok i będzie lepiej, jakaś odmiana losu, a tu utknęłam. Stwierdziłam, że coś jest w tym rozumowaniu nie do końca tak, jak powinno i spróbowałam czegoś zupełnie innego: Podjęcie radykalnej decyzji, czyli zmiany życia całkowicie. Bez przygotowań, bez większych przemyśleń. Decyduję się na to i na to, robię to i sprawdzam efekty. Ten sposób ma o wiele więcej minusów i więcej niewiadomych, ale skusiłam się. Z początku wszystko idzie dobrze. Nowe wyzwania, nowe okazje i nowe problemy. Nie układa się to oczywiście tak, jak powinno, ale chociaż coś się dzieje. Przynajmniej mogę sama zobaczyć, jakie konsekwencje niosą nowe decyzje - te dobre i te złe. Zdawałam sobie sprawę, że nie zrobię "Auto save'u" i gdy coś pójdzie nie tak, to nie wrócę do punktu wyjścia, ale jednak postanowiłam. Po miesiącu mogę stwierdzić, że zrobienie dużego kroku było dobrym rozwiązaniem, ale w ogólnym rozrachunku gorzej na tym wyszłam. Teraz wiem, że każdy dzień to kolejne szanse, a nie tylko próby. Złość, a raczej zamartwianie się najbliższych po dłuższych rozmowach także źle nie wyszło. Zbliża się nowy rok szkolny, a to oznacza kolejne wydatki dla Julki, a raczej jej oczekiwania by pokazać się dobrze w tym goniącym za pieniądzem światem. W tym marketingowym szale nawet zwykły długopis dobrze zareklamowany jest już czymś niezwykłym, przedmiotem pożądania nastolatek, a co za tym idzie większym wydatkiem dla rodziców. Nie z takimi wydatkami sobie radziłam, więc i teraz też będzie dobrze, choć na koncie ciągle ubywa, zamiast przybywać. W życiu każdego człowieka przychodzi czas na zmiany i jeśli zawsze uważałam, że rzucenie wszystkiego w pewnym wieku to głupota, to teraz uważam, że wszystkie decyzje przyniosą nam kiedyś jakieś plusy. Ja na moje ciągle czekam, ale pewnie są już blisko. Szkoda, że teraz mając więcej czasu wolnego nie wykorzystuję go na pisanie, ale jakoś dla mnie samej, im więcej miałam na głowie, tym łatwiej było mi zarwać noc na tworzenie. Boję się znów poczucia odrzucenia śląc kolejną kolejną książkę do wydawców, ale raz już przez to przechodziłam i powinno być już łatwiej. Wszystko przede mną i świat stoi przede mną. Muszę sobie tylko znaleźć w nim kawałek dla siebie. "Rób cokolwiek, bylebyś był(a) szczęśliwy(a)" - to moje hasło.
banksy czas na zmiany
Fot. Banksy www.banksy.co.uk
To chyba na tyle moich przemyśleń. 
Pozdrawiam wszystkich czytających i zaglądających tutaj. 
Wasza nowa (odmieniona?) Antonina.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

wtorek, 3 sierpnia 2010

Setka i pierwsza recenzja.

Stało się, w maju obchodziłam rocznicę mojego bloga, a dzisiaj przyszedł czas na setny wpis. Jak widać trochę to trwało i nie jest to pewnie jakieś wielkie osiągnięcie w kręgu blogerowiczów, a jednak dla mnie to zawsze jakiś sukces w moim skromnym pisarstwie internetowym. To niby tylko liczba, a jednak coś oznacza. Może nie jest taka ogromna, to wydaje mi się, że przeszłam samą siebie, gdyż często porzucam raz zaczęte rzeczy i szukam jakiejś nowej pasji.
100 postów
Teraz wyszło całkiem inaczej i cieszę się, że nie porzuciłam swojego bloga. Mam nadzieję, że stale będzie się rozwijał i pewnie w przyszłym roku będę mogła obchodzić dwusetny wpis, bo ciągle mam o czym pisać :) Większość krótszych rzeczy wpisuję nadal poprzez Twittera o Facebooka, ale nadal dbam, by te kilka wpisów na blogu w miesiącu było.
By dobrze uczcić setny wpis, pojawiła się moja pierwsza recenzja, a dokładnie recenzja mojej książki: "Zawstydzeni, czyli skazani na.. Samotność." Przy okazji bardzo bym chciała podziękować całemu serwisowi nakanapie.pl, a w szczególności Agacie i Monice za pomoc i promocję mojej książki:
„Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność” to debiutancka książka Antoniny Kostrzewy. Pomimo wielu przeciwności w swoim życiu autorka nigdy nie porzuciła swojej największej miłości: pisania. Jak sama przyznaje samotność zawsze szła z nią pod rękę. Wydaje mi się, że właśnie dlatego ten problem stał się głównym tematem książki.
Tytuł „Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność” jest intrygujący i sprawił, że z przyjemnością i zaciekawieniem sięgnęłam po książkę.
Książka nie jest skierowana do konkretnego typu czytelników, ponieważ problem, który opisuje dotyka ludzi w każdym wieku. Samotność nie dotyczy tylko młodych bądź starszych, ale całego społeczeństwa.
„Zawstydzeni, czyli skazani na.. samotność” opowiada o życiu osób chorobliwie nieśmiałych. Jest podzielona na dwie historie ukazujące nam życie dwóch par, które dotyka właśnie ten problem. Jednakże oba opowiadania poprzedza wstęp, ukazujący życie i charakterystykę osób nieśmiałych. Przeczytałam go z wielkim przerażeniem, ponieważ znalazłam tam opis siebie z przed kilku lat. Bohaterzy pierwszej historii to Yoshiko Noda i Kazuo Sasaki. To dwoje zakochanych w sobie ludzi, ale nie potrafiących zrobić pierwszego kroku z powodu swojej nieśmiałości. Drugie opowiadanie ukazuje historię kolejnej pary: Sławka i Kasi. Nieśmiały chłopak kontra odważna dziewczyna. Czy ta miłość ma szansę przetrwać? W dodatku pojawiają się nowe problemy, z którymi bohaterowie muszą się zmierzyć. Książka jest specyficzna. To nie są wesołe historie. Obie dają dużo do myślenia.
Książka napisana jest w prostym języku, przez co czyta się ją szybko. Natomiast temat sprawia, że zapamiętujemy ją na długo. Ja osobiście nie mogłam się od niej oderwać i z wielką niecierpliwością czekam na następną. Kolejnym plusem jest to, że książka nie jest obszerna, więc szybciej się czyta. Jednak najbardziej do myślenia dają zakończenia obu historii. Są takie bo książka nie wywarłaby wtedy tak wielkiego wrażenia. Nieśmiałość to jest jeden z największych problemów wśród współczesnej społeczności. To jedna z najgorszych rzeczy, która może się przytrafić. No chyba, że człowiek wybrał ją dobrowolnie.
Uważam, że ta książka jest ważna. Powinien przeczytać ją każdy. W ten sposób może choć trochę zrozumie świat nieśmiałych i problemy z jakimi przychodzi im się zmierzyć. Łatwo jest wyśmiać takie osoby, a zrozumieć dużo ciężej. Dzięki Antoninie Kostrzewa ten problem został wreszcie poruszony. Wiele jest osób nieśmiałych i warto wiedzieć jak do nich podejść, zaprzyjaźnić się z nimi i sprawić by przestali bać się ludzi.
Książkę „Zawstydzeni czyli skazani na.. samotność” polecam zarówno mężczyznom jak i kobietom w różnym wieku. Jednakże odradzam ją osobom, które spodziewają się miłych historyjek. Nie o to tutaj chodzi. 

autor: monia1990

W moim przypadku przypadku wszystko jest nowe i z każdej nawet najmniejszej rzeczy się cieszę, dlatego pierwsza recenzja to dla mnie nie lada przeżycie. Tym bardziej pozytywna, bo jak wiecie z mojego bloga, raczej spodziewałam się ostrej krytyki. Może następna już nie będzie taka dobra i ktoś wytknie mi moje błędy, jako początkującej pisarki, ale nie mam, co myśleć o złych rzeczach, skoro teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mam tylko nadzieję, że inne osoby, które przeczytały już moją książkę mają podobne odczucia i książka utkwiła im, choć na chwilę w pamięci.
Zdaję sobie sprawę, że z moją autopromocją wiele nie osiągnę i nie uda mi się dotrzeć do wszystkich czytelników poprzez stronę w sieci. Czytelnicy od zawsze są spragnieni spotkań z autorami lub po prostu chcieliby dowiedzieć się, kto napisał taką, a nie inną książkę. W ten sposób na pewno nie zwiększę swojej sprzedaży, ani rozpoznawalności, bo jak może mnie ktoś rozpoznać, no chyba, że po ulicy będę chodzić w kapturze. Jednak taką wybrałam drogę i póki co nie chcę się ujawniać, ani pokazywać publicznie. Pewnie przyjdzie taki moment, ale póki co pozostanę w ukryciu lub jak kto woli w podziemiu. Na pewno nie będę kimś takim, jak mój współczesny idol, czyli Banksy, ale nadal chce tworzyć w ten sposób, by zrobić wokół siebie atmosferę tajemniczości.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 28 lipca 2010

Też zdarza mi się czytać.

Czy to coś dziwnego? Ostatnio tak, gdyż praca zajmowała całe moje życie prywatne praktycznie. Może nie musiałam wisieć do nocy na telefonie, ale czułam się całkowicie wyczerpana psychicznie i nie mogłam się skupić na niczym poza naprawdę otępiającymi filmami w tv. Aż się czasem dziwię, w jaki sposób udało mi się moją książkę napisać w takim, a nie w innym okresie mojego życia. To wszystko było ponad moje siły, ale jakoś sobie poradziłam. Teraz nastąpiło moje przebudzenie, chociaż łatwiej wcale nie jest. Po prostu postawiłam wszystko na jedną kartę i jakoś sobie daję z tym radę. Pewnie się powtórzę, ale podjęcie takiej prostej i oczywistej decyzji zajęło mi prawie rok, mimo że teraz nie jest łatwo, to jednak spadł ten ciężar z serca i wszystko jakoś się kręci. Póki co nie znalazłam jeszcze żadnej normalnej pracy, ale to, co teraz robię, nie jest aż takie złe. Wszystko to kwestia czasu pewnie, chociaż wiem na pewno, że na stare śmieci już nie wrócę.
power od books
I właśnie w takie dni udaje mi się sięgnąć po jakąś książkę. Może niekoniecznie jakiś najnowszy bestseller, bo szczerze mówiąc muszę trochę oszczędzać, a z bibliotekami od zawsze mam problem z terminowym oddawaniem książek, to znajdę zawsze coś ciekawego, co może mnie zająć na kilka godzin. Najbardziej się cieszę, że znów mam tą chwilę, by pogłębić swoją znajomość literatury rosyjskiej, a pewnie za parę tygodni przerzucę się na angielską. Może i trochę zaniedbuję dom, ale w końcu ja także potrzebuję trochę relaksu. Takie moje wakacje, dzień w pracy, wieczór w łóżku z książką. Obym się za bardzo nie przyzwyczaiła, bo zacznie mi się za bardzo podobać. Mogę tylko napisać do wszystkich: DO KSIĄŻEK MARSZ!!
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis