facebook

wtorek, 14 lipca 2009

Samotność, a.. zakupy

Jednak ten twitter nie jest taki zły. Przynajmniej na bieżąco mogę was informować o tym, co się dzieje na blogu, bez zakładania nowych postów na siłę, a także motywuje mnie to choć trochę do pracy własnej. I mimo że mam już pozostałe artykuły pozaczynane, to raczej do piątku żadnego nie skończę, bo zaczyna mi się ciężki tydzień w pracy, a do tego pogoda też daje o sobie znać. Póki co zaczynamy. Miłej lektury:

Samotność, a.. zakupy
Długo oczekiwany, a także wiele razy przekładany artykuł do napisania. Może przez to, że jest mało interesujący, a także przez to, że we wcześniejszych felietonach i tak występowało często nawiązanie do zakupów. Jest to też temat rzeka, ale postaram się skrócić go na tyle, by był w miarę interesujący.
Zakupy, już samo to słowo wywołuje u nieśmiałych dreszcz przerażenia. Czynność podobna do tej, w której kupują jedzenie w restauracji będącą specyficznym rodzajem kupowania, a zarazem inna od pozostałych. W sumie jedzenia na mieście można sobie odmówić i zrobić je w domu, ale pozostają jeszcze codzienne zakupy i te najgorsze, kiedy trzeba nabyć ciuchy, meble czy elektronikę. Jeszcze sama myśl o tym, że już nie ma małych sklepów i wszystko jest w wielkich centrów handlowych, gdzie tłumy ludzi w biegu nabywają miliony produktów po obniżonej cenie, przysparza o ból głowy.
Zacznijmy jednak od zakupów, które wykonujemy każdego dnia. Pieczywo, warzywa i owoce, wędliny, nabiał czy mięso.
Mimo że globalizacja wkracza we wszelkie sfery życia, to nadal pozostały nam osiedlowe piekarnie, warzywniaki czy inne małe sklepiki, w których wszystkim zajmuje się właściciel z rodziną. Do każdego klienta podchodzi z osobna. Zna ludzi z okolic już od kilku, kilkunastu lat i zawsze ma chwilę by z kimś porozmawiać. Żadne tam plotki, tylko takie przyziemne pytania o zdrowie, o dzieci czy pracę. Nic, aż tak bardzo osobistego. Coś, co dla innych osób wydaje się miłe i przez co czują więź ze sprzedawcą, jest powodem, dla którego starają się omijać takie sklepy. Boją się pytań, przywitań i pożegnań. Tych chwil spędzonych w kolejce, gdy sąsiadki przepytają ich bez skrupułów o wszystko. Do tego nigdy nie rozumieją, dlaczego nie ma cen na produktach i każdy albo spyta się o nią, albo przyjmuje do wiadomości, że skoro kupują tu od lat, to przecież nie zostaną oszukani. Dla nieśmiałych czas spędzony w takim sklepie trwa wieczność. Kiedy już staną twarzą w twarz ze sprzedawcą, to po raz kolejny ich głos staje się tak cichy, że nikt praktycznie go nie słyszy i muszą kilka razy powtarzać, co zamierzają nabyć. Czują presję osób z kolejki i starają się, jak najszybciej opuścić to miejsce, przez co zapominają kupić wszystkich produktów. Ich szybką wizytę wykorzysta następna osoba opowiadając o swoich wnukach czy nowych perypetiach bohaterów ulubionego serialu. Nie zapomni też wspomnieć o dziwnym zachowaniu tej speszonej osóbki przed nimi.
To raczej nie jest odpowiednie miejsce dla nich.
Wybierają się do hipermarketu. Najlepiej samochodem w drodze powrotnej z pracy. Wystarczy tylko znaleźć wolne miejsce na parkingu i możemy wejść do świątyni handlu. Gorzej, gdy nie mamy takiego środka lokomocji i musimy dostać do marketu komunikacją miejską, rowerem czy na pieszo. Niby nie ma dużej różnicy. Są też plusy, bo nie musimy szukać miejsca na parkingu, za to później dźwigać torby zakupami, albo przeciskać się z nimi w autobusie. To jednak nie jest takim problemem. Bierzemy koszyk i wchodzimy do środka. W przeciwieństwie do wielu osób z listami zakupów czy też nie, my naszą własną listę wykonujemy bez żadnych zbędnych dodatków. Bierzemy praktycznie tylko to, co zamierzaliśmy. Nie zastanawiamy się zbyt długo nad wyborem marki czy ceny. Kupujemy to, co lubimy i chcieliśmy od samego początku. Przebiegamy między półkami i w ciągu piętnastu minut uporaliśmy się z całą listą i zmierzamy do kas. Trochę dłużej zajmuje, gdy musimy kupić kosmetyki, chociaż tutaj zazwyczaj nie kupimy niczego nadzwyczajnego. Nie skusi nas żadna promocja, a kupując płyn do higieny intymnej będziemy musieli później szukać, nie tyle co kasy z najmniejszą liczbą ludzi, co z najbardziej odpowiednim sprzedawcą. Kupiliśmy praktycznie wszystko. Przy kasie tylko „Dzień dobry”, cena zakupów i wszystko.
Jesteśmy wolni, ale za to straciliśmy cenną godzinę, którą moglibyśmy przesiedzieć w domu przed komputerem, zamiast biegać po sklepowych alejkach. Taki sklep także nie jest zbyt odpowiedni.
Pozostaje tylko osiedlowy sklep samoobsługowy. Mały, blisko domu, a w którym kontakt z kimś obcym trwa, jak najkrócej. Można wejść z koszykiem i kupić wszystko w kilku alejkach. Dostaniemy tutaj produkty lepszej jakości niż w hipermarkecie i w niższej cenie niż w tradycyjnym sklepie. No to raczej samotni nie zwracają zbytnio uwagi, ale zawsze to jakieś plusy.
Problem codziennych zakupów został rozwiązany, pora na bardziej skomplikowane sprawy.
Podobno wszystkie kobiety uwielbiają zakupy. Kupowanie ubrań czy butów jest dla nich czymś przyjemnym, a kupienie czegoś zupełnie niepotrzebnego za grosze na wyprzedaży jest osobistym spełnieniem. Kolekcjonowanie coraz to nowych ciuchów i przebieranie coraz to nowszych kreacji potrafi zająć kilka godzin. Nie trzeba martwić się o pieniądze, przecież po to jest karta kredytowa. Czy to same, czy z przyjaciółkami, mogą łazić po sklepach cały dzień, nawet nic nie kupując. Tylko czy oby wszystkie kobiety tak robią? Okazuje się, że nie. Dla nieśmiałych przebywanie wśród pewnych siebie dziewczyn staje się dobijające. Myślą sobie: „One wiedzą, czego chcą, nie ma dla nich problemu kupowanie w pojedynkę. I tak po kilku minutach w sprzedawczyni mają swoją najlepszą przyjaciółkę. One są singielkami (w domyśle: niezależne)”.
Dla nieśmiałych obu płci wszystko zaczyna się od uświadomienia sobie potrzeby nabycia nowego ubrania. Dzieje się to najczęściej, gdy nie przez nowe trendy mody, tylko przez przyjrzenie się bliżej swoim znoszonym ciuchom. Od tego momentu do wybrania się do sklepu mija często kilka miesięcy. W końcu planują sobie wszystko i odkładają za każdym razem decyzję na później. Nie kupią także danej rzeczy po pierwszym wejściu do sklepu, czasami trwa to kilka podejść. Przecież po ciuchy ludzie chodzą teraz do ogromnych galerii handlowych. Świecące witryny z wielkimi napisami o promocjach czy przecenach kuszą każdego klienta, tylko nie ich. Oni mają już swoje upatrzone marki. Już na samą myśl o tym wielkim tłumie postanawiają pojawić się w tym miejscu w innym terminie, tylko wiedzą, że tutaj jest tak zawsze.
W końcu udaje im się wejść do środka. Przechadzają się razem z rzeszą innych osób i dochodzą do swojego celu. I akurat dzisiaj, tutaj, w środku obsługuje przystojny mężczyzna czy piękna kobieta. Przejdą obok sklepu, jak nigdy nic i wyjdą innych wyjściem by powrócić w innym terminie lub do innego centrum. Gdy już uda im się pokonać swój wstyd i wejdą do środka zaczyna się kolejny stresujący moment. Po pierwsze pytanie „Czy mogę Pani/Panu w czymś pomóc?”, a następnie: Przymierzanie. Nie boją się tego, że ktoś wejdzie do środka i ich zobaczy bez spodni, tylko pytanie obsługi, czy rozmiar jest dobry, albo czy dobrze leży. Zazwyczaj pod gradobiciem takich pytań znów wychodzą bez dokonania zakupu żałując, że nie załatwili tego od razu. Dlatego łatwiej im na szybko sprawdzić swoje rozmiary i szybko dokonać zapłaty i uciec do domu, gdzie na spokojnie będą mogli się obejrzeć w nowym nabytku. Gdy coś kupią niezbyt roztropnie, to rzadko pójdą wymienić na inny rozmiar czy zareklamować wadliwy produkt. Godzą się ze swoją porażką, a niepotrzebną rzecz wrzucają do szafy. Akurat ciuchów boją się nabywać w sieci.
Boją się kupić produktów podrobionych czy czegoś niedopasowanego. Za to w ten sposób najczęściej kupują elektronikę czy sprzęt AGD. Zaczynają od poszukiwań cen wybranych przez siebie rzeczy, a następnie na forach szukają informacji za i przeciw. W tym przypadku i tak muszą udać się do sklepu by obejrzeć produkt „na żywo”. Posłuchać brzmienia kina domowego czy obejrzeć z bliska pralkę. W takich sklepach często wyglądają na złodziei. Wchodzą pewnie do środka i udają się do konkretnego działu. Po pytaniu sprzedawcy: Czy czegoś szukają lub czy może w czymś im pomóc, zachowują się jak spłoszeni i rzucając okiem na swoją wymarzoną rzecz, szybko wychodzą. Nie sprawdzili dokładnie, ale i tak zamówią przez internet, bo jedyną osobą, z którą muszą rozmawiać to kurier przynoszący paczkę. Czasami po przejrzeniu wszelkich informacji w sieci wchodzą do sklepu i kupują drogi komputer nie dając się wykazać sprzedawcy w jego zaletach czy w zaproponowaniu innego produktu. Biorą go, jak chleb w piekarni nie zważając nawet na cenę.
Najgorszymi rzeczami do kupienia i tak pozostaną prezenty.
Zawsze i bez wyjątku na to, komu je mamy kupić. Oczywiście łatwiej nabyć upominek na urodziny, niż na święta, kiedy to wszyscy także wybierają się do sklepów. Planują sobie wcześniej, że kupią wszystko przez internet, ale że nie mogą się zdecydować i odkładają to na ostatnią chwilę, to okazuje się, że nie mają wyjścia i sami muszą ruszyć się z domu. Chadzają wtedy między sklepami wśród masy innych ludzi. Oni mają czas. Po drugie nie wiedzą kompletnie, co kupić, bo albo nie znają potrzeb danej osoby, albo nie chcą jej znać i szukać czegoś konkretnego. Przemierzają więc wielkie centra handlowe przypatrując się szczęśliwym rodzinom i osobom pragnącym sprawić bliskim trochę przyjemności. Oni zaś kupują prezenty z konieczności, bo tak trzeba i już. Gdy już coś kupią, to zazwyczaj idą na łatwiznę i nie wysilają się zbytnio. Zaś, gdy sami wykonają jakiś prezent i na ustach osób obdarowanych widzą lekkie zdziwienie, to zaprzestają takich technik. Sami natomiast nie chcieliby nic dostawać, by nie czuć się zobowiązani lub by nie musieć udawać, że się cieszą. O tym więcej w artykule „Samotność, a.. znajomi i rodzina”.
Rośnie lista rzeczy do kupienia. Tych potrzebnych i tych zachciankowych. Od ubrań po elektronikę. Jeśli można je kupić w sieci, to zostaną nabyte. Pozostałe czekają w kolejce na czas, który nigdy pewnie nie nastąpi.
Wśród wielu rzeczy do kupienia pominęłam pewnie wiele, od książek do mieszkań i samochodów. Nie jest ważne, co się kupuje, tylko to, jak to się robi. Skoro osoby nieśmiałe wolą chorować, bo wstydzą się pójść do apteki po leki, to nie trzeba dodawać, jak wielkim problemem jest dla nich kupienie prezerwatyw czy testu ciążowego..
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Napisano już 2 komentarze/y. Zapraszam do dodawania kolejnych...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Anonimowy pisze...

przeczytałem kilka artykułów i nachalnie nachodzi mnie myśl, że to co w nich opisujesz, to nie tyle nieśmiałość co raczej fobia społeczna - choć może z czasem granica się zaciera...

Antonina pisze...

Chorobliwa nieśmiałość, lęk towarzyski, osoba aspołeczna to synonimy fobii społecznej. Nazwy ostatniej rzadko używam, gdyż jest to już typowe określenie medyczne. Może i nieśmiałość jest chorobą, ale póki nie przeszkadza nam zbytnio w funkcjonowaniu w otaczającym nas świecie, to można z nią żyć.

Prześlij komentarz