facebook

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Kto mi powie, że jestem nieśmiała/nieśmiały?

No właśnie, kto??
Patrząc na swoje życie i na życie moich bliskich zauważam, że brakuje takich możliwości, by ktoś definitywnie stwierdził, że coś się z daną osobą dzieje.
Zaczynając od najmłodszych lat i widząc teraz dzieci widzimy ich skrajne zachowania. Jedne od razu biegną do wszystkich nowopoznanych ciotek i wujków bez żadnych obaw. Wiedzą, że pewnie coś od nich dostaną, a do tego będą mieli kolejnych kompanów do zabaw. Inne dzieci są skryte i wstydliwe - chowają się najczęściej za mamą, która próbując ratować sytuację najczęściej mówi: "Idź, nie wstydź się", co jeszcze bardziej sprawia, że dziecko chce uciec i przy następnej okazji jeszcze bardziej boi się takiego spotkania.
Z jednej strony rodzice chcą dobrze myśląc, że w ten sposób dziecko ośmielą, a z drugiej już sprawiają, że w jego psychice utrwala się obraz utrudnionego kontaktu z innymi osobami. W końcu to normalne, że część dzieci się tak zachowuje i nikogo to nie dziwi, ani też nie zastanawia.
W przedszkolu większość dzieci bawi się razem, ale zawsze znajdzie się kilka, które wolą bawić się same lub z jedną tylko osobą. W przypadku, gdy rodzice zostaną poinformowani o takim stanie rzeczy, najczęściej decydują się na zabranie dziecka z przedszkola i wychowanie je w domu pod opieką babci lub znajomego, który sprawi, że nie będzie się ono czuło odrzucona. Jeśli zaś nie zostaną poinformowani, to przedszkolanki nie robią z tego żadnego problemu wiedząc, że zawsze znajdzie się takie dziecko, które woli zabawę w samotności, które nie chce się integrować z innymi i które najlepiej czuje się w swoim towarzystwie.
Nie próbuje na siłę zmusić je do zabawy grupowej i małymi krokami takie dzieci potrafią funkcjonować w takiej społeczności powoli otwierając się na innych. Zaś zabrane z przedszkola często tylko pod opieką osoby starszej, przy nadopiekuńczych rodzicach, którzy wolą, by zostawało, jak najwięcej w domu, zamykają się w sobie i później mają jeszcze większe problemy z przełamaniem swojej nieśmiałości. Nie chcą i nie potrafią się dzielić swoimi zabawkami, a ich świat, który znają sprowadza się najczęściej do jednego pokoju. Nie lubią przebywać w grupie, a często są przez nią izolowani, jako te dzieci, które nie znają i nie potrafią się bawić z innymi.
W podstawówce niewinne gry i zabawy odkrywają kolejne karty. Zwłaszcza wśród dzieci, które nie chodziły wcześniej do przedszkola, bo utrzymująca się w większości przypadków rejonalizacja powoduje, że część dzieci zna się już z wcześniejszych lat i szybko tworzą się grupki. Oczywiście szybko te grupki tworzą jedną całość, co także ułatwiają zajęcia integracyjne, ale szybko można rozpoznać te dzieci, które mimo wszelkich starań nie chcą i nie będą kolegować się z innymi. Są zazwyczaj gdzieś z boku i często bywa, że nie same, tylko dwójka czy trójka tworzy coś w rodzaju grupki "odludków", które nie zadają się z innymi. Nie oznacza to, że muszą się uczyć się lepiej od innych i spędzać wolny czas przed książkami zamiast na zabawach na dworze, lecz nie chcą przebywać z innymi uczniami podczas przerw, jak i po lekcjach. Wolą swoje towarzystwo i dopóki nie sprawiają żadnych problemów wychowawczych, to nikt nie zwróci na to większej uwagi. Chyba że reszta klasy znęca się nad nimi fizycznie czy psychicznie.
Czasy się zmieniają i szkolny psycholog musi teraz sobie częściej radzić z problemem agresywności lub znęcania psychicznego spowodowanego różnym statusem zamożności rodziców uczniów, niż problemem nieśmiałości czy odrzucenia z grupy. Gdy coś takiego zostanie zauważone to rodzice nie muszą wyrażać zgody na skierowanie dziecka do poradni uważając, że to nie jest nic takiego strasznego i sobie z tym sami poradzą, albo zabierają dziecko do innej szkoły, później do następnej, aż w końcu stwierdzają, że publiczne szkoły nie potrafią uczyć i w miarę możliwości kierują je do prywatnych, gdzie to nauczycielom bardziej zależy na kontakcie z uczniami. Takie jest wyobrażenie rodziców i zamiast się zająć tym problemem, albo znaleźć jego przyczynę, wolę od tego uciec, bo tak jest łatwiej i łatwiej się też oszukiwać.
W gimnazjum czy liceum mamy już "prawie" dorosłych ludzi, których nikt jeszcze nie zdiagnozował pod względem nieśmiałości. To tutaj zaczynają się pierwsze "poważne związki".Tylko nieśmiali mówią, że ich to nie interesuje, lecz w głębi chcieliby także kogoś mieć. Tylko nie potrafią. Dopiero teraz, gdy dorośli do momentu zainteresowania płcią przeciwną ich nieśmiałość zaczęła sprawiać większe problemy.
Zaczynają się pytania, domysły, podśmiewanie i rzecz, która wcześniej nie sprawiała jakiegoś większego problemu, zaczęła nagle przeszkadzać. Zwłaszcza w przypadku, gdy teraz wszyscy rozmawiają o imprezach, spotkaniach z płcią przeciwną i innymi rzeczami, w tym z tymi bardziej o tematyce seksualnej. W domu pojawiają się pierwsze pytania i coraz więcej rzeczy sprawia, że chcemy zostawać sami w swoich ścianach. Pojawia się presja otoczenia i pierwsze próby dania odpowiedzi, dlaczego jesteśmy tacy, a nie inni. Tylko zamiast szukać pomocy u specjalisty, decydujemy się na pomoc znajomych lub internetu, co wiele nie pomaga. Dobrze pamiętamy, ze na początku naszej nauki znów były zajęcia integracyjne i były osoby, które określały nasze predyspozycje, lecz nie wyszło z tego nic, co mogłoby nam powiedzieć bezpośrednio, że jesteśmy nieśmiali. Może nie potrafiliśmy się przełamać na początku i teraz dzieje się to nadal, ale wtedy nikt nam tego dosłownie nie powiedział, że coś takiego nie jest naturalnym stanem rzeczy i teraz nasz stres przed samotną studniówką nie jest taki sam, jak u innych.
Później, jeśli ktoś idzie, są studia, na których nikt się o nas już nie będzie martwił. To, jacy jesteśmy i jak się zachowujemy zostanie w grupie przemilczane lub napiętnowane. Zwłaszcza jeśli są duże grupy ludzi, to jeśli kilka razy nie pójdziemy na wspólną imprezę, to szybko wypadniemy z następnych. Nikt nie będzie zgłębiać tego, jacy jesteśmy, bo każdy zacznie powoli myśleć nad swoim przyszłym życiem. To jest nasza ostatnia szansa, by ktoś nam uświadomił nasz problem, lecz znów będzie to przypadkowa osoba z roku, niż ktoś, kto się na tym zna. Po prostu nikt się na tym etapie nie zajmuje takimi rzeczami, bo jesteśmy już całkowicie dorosłymi ludźmi i jeśli mamy jakiś problem ze sobą, to powinniśmy sami go rozwiązać.
W pracy powiedzmy robią nam czasem testy psychologiczne, ale to tak naprawdę chyba tylko po to, by sprawdzić, czy nie jesteśmy psychopatami. Nieśmiałością raczej nikt się zajmuje. Oczywiście możemy dostać odpowiedź, że niezbyt się nadajemy do pracy w zespole ludzi, ale niczego to nam nie przekreśla. Utrudnione kontakty z innymi czy nawiązywania nowych kontaktów przekreśla nasze predyspozycje na przedstawicieli handlowych, ale raczej nikt nieśmiały dobrowolnie nie wybierze sobie takiego stanowiska. Zresztą o zdobywaniu pracy przez osoby nieśmiałe było już tutaj kilkukrotnie poruszane na tym blogu.
Do czego dążyłam tym wpisem? Mianowicie do tego, że tak naprawdę nikt nam w miarę wcześnie nie uświadamia, że jesteśmy nieśmiali. Musimy sami się o tym przekonać, a raczej boleśnie uświadomić, że mamy jakiś problem. Skończyły się czasy, gdy dzieci wysyłano na testy do poradni, bo teraz rodzic może się na nie zgodzić i nikt mu tego nie nakaże. Nikt nie robi takich badań, jak dane osoby będą funkcjonować w przyszłym społeczeństwie. Dlatego tak wiele dorosłych osób dowiaduje się, że są nieśmiali, są introwertykami, mają fobię społeczną czy są DDA. W obecnej sytuacji raczej nic nie zmieni się na lepsze, ale apeluję do rodziców, którzy zauważą u swoich dzieci jakieś problemy z poznawaniem nowych dzieci i integracji z grupą lub o tym powie później nauczyciel, niech nie uciekają i szukają rozwiązań na własną rękę, tylko niech pomogą temu dziecku tak, jak należy, a na pewno później będzie mu łatwiej.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Nic jeszcze nie napisano. Zapraszam do komentowania...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Prześlij komentarz