facebook

czwartek, 30 lipca 2009

Samotność, a.. sport

Artykuł miał się pojawić na początku tygodnia, ale za wiele miałam na głowie i jakoś mi nie wyszło, by go tutaj wrzucić. Dopisanie kilku linijek tekstu zajęło mi godzinę i zdaję sobie sprawę, że mogłam to zrobić wcześniej, bo pogubiłam już wątki i ze wszystkiego, co miałam tu dopisać, wrzuciłam tylko część. Może i okrojony, to ważne, że jest. Teraz tylko pozostaje mi znaleźć chwilę by skończyć kolejny felieton, ale chyba najpierw pora na przepisywanie książki. W końcu to jest najważniejsze teraz. Muszę także załatwić zdjęcie na okładkę, a nie odkładać wszystko na ostatnią chwilę. To tyle moich narzekań, nic już nie obiecuje, bo ciężko mi później to spełnić, więc zapraszam do lektury.

Samotność, a.. sport
W artykule Samotność, a.. inne uzależnienia opisałam wszelkie zabijacze czasu, jakie wykorzystują nieśmiali by poradzić sobie z nudą w domu. Poza wychodzeniem do pracy czy szkoły zdarza się, że przecież oni także wychodzą z domu i to nie tylko, że zabrakło im śmietany do zupy. Nie tylko biblioteka jest celem ich wypraw! Samotni nie są niezdarami z nosem w książkach, oni także potrafią się ruszyć i uprawiać sporty. I chociaż większości z nich się nie chce, to zawsze znajdzie się ktoś, kto widzi w tym pasję.
Zacznijmy od początku i wróćmy do lat młodości, kiedy to jako dzieci często uczestniczyli w różnych grach w szkole czy na podwórku. Ktoś zaraz pomyśli, że na pewno byli wybierani, jako ci ostatni. Kiedy już wszyscy byli gotowi do gry, oni nadal czekali na swoją kolej, a jak było za dużo osób to mogli być rezerwowymi, z którymi nikt i tak nie chce się zmienić. Otóż nie do końca. Nieśmiałość ma niewiele wspólnego z koordynacją ruchową i każdy po prostu musi trafić w dyscyplinę, w której jest dobry. Tak samo i bohaterowie tego felietonu. Zdarzały się sporty, w których czekali na swoją kolej, by zostać wylosowanym do drużyny, a także takie, w których grali pierwsze skrzypce. No może prawie pierwsze, bo ze swoją siłą przebicia nie mieli dużych szans na bycie kapitanem i często nawet będąc lepszymi od innych nie udawało im się przekonać ich by podali właśnie do nich. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji zaczynali grać samolubnie, ale to wyłącznie z powodu innych. Mając teraz w życiu problemy z funkcjonowaniem w grupie przypominają sobie, że przecież w latach młodości potrafili stworzyć prawdziwy team.
Pamiętają także, że porzucili po pewnym czasie wszelkie gry podwórkowe. Nie wiedzą dokładnie, czy nagle świat za oknem stał się dla nic zły, a dom stał się najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Czy też nie mieli znajomych, by z nimi siedzieć na dworze, a może ktoś im coś powiedział złego w złości i od tego momentu postanowili odciąć się od innych. Pewnym jest, że gdy wszystkie dzieci grają i bawią, w oknie można dostrzec zawsze kogoś, kto im się bacznie przygląda, ale do nich nie dołącza. Wszystko byłoby jasne, gdyby miał założony gips czy byłby chory, ale w pełni sprawny woli odsunąć się od kontaktu z rówieśnikami. Pozostały nieśmiałym tylko te tradycyjne wf-y, gdzie nie musieli się często przykładać do tego, co robią.
szkoła sport wf zajęcia
Tutaj nieśmiałość zebrała swoje żniwo. Może nie zostali by mistrzami świata, ale pewnie część ich życia potoczyła się całkiem inaczej. Byli młodymi piłkarzami, siatkarkami, szermierkami, pływakami czy lekkoatletami. Mieli szansę by się rozwinąć. Ktoś ich nawet tam chwalił proponując dalszy rozwój. I w tym momencie wstyd przed rodzicami by powiedzieć im, że chcieliby zapisać się na dodatkowe, pozalekcyjne zajęcia sportowe sprawił, że porzucili ścieżkę sportowca i skupili się na nauce lub na innych rzeczach. Nie chodziło tutaj o trudną sytuację życiową w domu, ani brak czasu. To tylko strach przed rozmową. Przed wyjściem z własną propozycją. Nawet z nauczycielem wf-u w szkole i odmawianie na wszelkie jego propozycje. To samo tyczyło się ich zainteresowań w dyscyplinach, których jeszcze nie uprawiali, jak sporty walki. Chcieliby spróbować i chociaż znajomi już tam chodzą, to oni mają za wiele „ale”: rodzice się nie zgodzą, nie będę miał/a partnera do ćwiczeń, nie znajdę na to czasu. Prawda jest taka, że nikt się nie dowie, dopóki nie tego się nie sprawdzi. Samo gdybanie do niczego nie prowadzi. Jeśli można zostać w życiu kimś, a nie być tylko zwykłym człowiekiem, którego życie minie niepostrzeżenie i nigdy nie wpisze się do kart historii i szansa na zmianę staje przed tobą otworem, a ty po prostu ją porzucasz, bo boisz się spróbować, to pewnym jest, że nie powtórzy się ona już nigdy. To nie jest wybór - ucieczka, to nie podjęcie wyzwania sprawia, że do końca życia będziesz żałować swojej decyzji. Może nie zostaniesz wybitnym graczem znanym na całym świecie, może nigdy nie przestaniesz zajmować się tym amatorsko, ale zawsze masz świadomość, że nie poddałeś się i wykorzystałeś szansę, jaką ci dano. To nie jest propozycja pracy na drugim krańcu świata, ale wielu osobom ta jedna decyzja odmieniła wszystko.
Mija czas, a zaniedbywanie swojego ulubionego sportu, jak i gorsza forma fizyczna sprawia, że na wezwanie znajomych na mały mecz czy jogging, sprawia że nieśmiali często migają się, byleby nie pójść. Nawet taka głupia zabawa piłką dmuchaną na plaży może sprawić u nich zażenowanie. "Wszyscy na mnie patrzą, a ja jestem do niczego" - Tak sobie powtarzają, dlatego wolą nawet nie próbować. Będąc już dorosłymi ludźmi nie mają problemu załatwić sobie zwolnienia i nie uczestniczyć na zajęciach sportowych na uczelni. Wiele osób tak robi, chociażby z lenistwa, więc nikt ich się nie zapyta o prawdziwy powód, a odpowiedź: „Chory kręgosłup” załatwia wszystko. W dorosłym życiu nie ma już żadnego przymusu, a propozycje można odrzucić. Częste odrzucanie zaproszeń powoduje, że nie pojawiają się one po raz kolejny...
Gorzej jest, gdy samotni sami chcą wybrać się na basen, tenisa lub siłownię. Po prostu chcą zadbać o swoją sprawność fizyczną, choćby i nawet biegając. Kupują nowy sprzęt, ciuchy i często karnet. Oczywiście sami się nigdzie nie wybiorą. Idą zazwyczaj ze swoją przyjaciółką czy przyjacielem.
Po kilku wizytach na siłowni czy aerobiku coraz mniej im się chce tam wychodzić. Już nie ze względu na inne osoby, tylko na samych siebie. Tracą jakby fascynację sportem. Zaczynają się wymówki, a nowy sprzęt trafia do szafy. Obiecują sobie, że jeszcze się wybiorą, że wykorzystają kupiony karnet. Jednak tak się nie dzieje. Osoby, z którymi wcześniej tam chodzili, nadal tam uczęszczają, tylko z innymi znajomymi. Samotni boją się sami zapytać lub zaproponować wyjście i wolą nie poruszać tego tematu. Zaglądają czasem do swojej szafy i patrzą na nowe narty, rakiety do tenisa czy buty do wspinaczki. Zamiast cieszyć, że już tyle rzeczy zgromadzili i gdy nadarzy się okazja będą mogli je wykorzystać, to nieśmiali patrzą na swoją szafę ze smutkiem wspominając chwile, gdy dobrze się bawili, z poczuciem winy wydanych pochopnie pieniędzy i pewnością, że coraz więcej kurzu się na nich zbiera. By nie musieć patrzeć na to wszystko, oddają je nawet za darmo swoim znajomym, którzy chętnie z nich skorzystają. Nie chcą by leżały bezużytecznie i przypominały im o ich wcześniejszych zapałach.
Zdarzają się też sporty okazjonalne, jak wycieczki w góry, pływanie łódką czy paintball.
Po dłuższych wykrętach nieśmiali dają się namówić. Wyjeżdżają wspólnie i w oczach swoich znajomych wyglądają, jakby przeżywali drugą młodość. Czerpią z tych krótkich chwil swoje najlepsze wspomnienia. Zmieniają się nie do poznania będąc często duszą towarzystwa. Jednak zawsze odmawiają powtórki. To coś niebywałego. Jest jednak na to wytłumaczenie. Raz udało im się trafić na swój szczęśliwy dzień, kiedy zapomnieli o swoich problemach i potrafili uwolnić swoje dawne „szczęśliwe ja”. Teraz boją się, że nie będzie już tak wspaniale, jak wtedy. Myślą, że tym razem nie będą się tak dobrze bawić i będą dołować się nad swoim życiem. Chcą by wszyscy pamiętali, jak im było dobrze wtedy i nie chcą tego zmieniać. Więcej w artykule o przyjaciołach i znajomych.

I na koniec mały bonus. Zawsze pamiętam o tej scenie, kiedy sama idę na basen czy pobiegać. Prawda jest taka, że wszystko, co robię sama traci swój prawdziwy sens. Czasem potrzeba obecności drugiej osoby, by wszystko wydawało się przyjemniejsze:
bonus się nie udał, bo akurat nie można tego filmu osadzić na innej stronie niż youtube, więc pozostaje mi tylko podlinkować tutaj.
Jeśli nie wyświetli się fragment to proszę przewinąć do 4:40.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Nic jeszcze nie napisano. Zapraszam do komentowania...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Prześlij komentarz