facebook

niedziela, 14 czerwca 2009

Samotność, a.. jedzenie

Będzie to uzupełnienie felietonu „Samotność, a.. uzależnienia”, a może bardziej rozwinięcie całkiem innych rzeczy związanych z jedzeniem. Opiszę tutaj problemy, jakie spotykają nieśmiałych w tak prostych dla innych sprawach, jak przygotowywanie czy kupowanie jedzenia. Rzecz wprost odruchowa dla innych jest dla nich nie lada wyzwaniem. Zaczniemy od jedzenia kupowanego na mieście, a skończymy na tym domowym. Zatem, miłej lektury.

Samotność, a.. jedzenie
Każdy z nas ma ochotę na coś dobrego, gdy dopada go głód. W zależności od naszych upodobań wybieramy kuchnię włoską, francuską, polską czy popularne Fast foody. Zacznijmy od miejsc z obsługą, bo te wymagają większego kontaktu.
Mamy także zazwyczaj swoje ulubione miejsca, do których chodzimy. Lista znana nam, jak i naszym znajomym. Gdy pójdziemy z nimi coś zjeść – nie ma problemu, gdy zaprosimy kogoś innego, czy to materiał na przyszłą miłość, czy kogoś z rodziny – też nie ma problemu. Kłopoty zaczynają się, kiedy idziemy zjeść sami. Niby wszystko jest tak, jak zwykle. Wybieramy takie godziny, by było jak najmniej ludzi, jednak wtedy, gdy mamy czas lub dopada nas głód, to zawsze musi być tak masa ludzi. To samo, znane miejsce, ta sama obsługa i dokładnie to samo jedzenie, ale.. Już mamy plan, że pójdziemy coś przekąsić. Idziemy, a jednak po drodze dopadają nas różne myśli: „A bo będę tam sam/sama; A bo będą na mnie patrzeć; A bo..”. Po prostu zaczynają nas dopadać dziwne myśli i gdy już dochodzimy do naszego celu podróży, zaglądamy przez szybę i zaczynamy się wahać. Widzimy dużo ludzi, albo kogoś znajomego, cokolwiek, co wzbudzi nasze podejrzenie. Wtedy przechodzimy obok udając, że idziemy w inne miejsce. Planujemy następne wyjście, może jutro po pracy. I znów sytuacja się powtarza. Boimy się konfrontacji z otoczeniem w takiej błahej sprawie, jak jedzenie. Jednym udaje się pokonać próg restauracji bez oporów, niektórzy przeżywają taką sytuację, jak ta powyżej. Może i nigdy nie uda im się wejść do środka, ale jeśli już się przełamią..
Szukają najbardziej odosobnionego stolika. Najlepiej takiego bym nikogo nie mieć naprzeciwko siebie i jednocześnie móc obserwować innych.
Można też usiąść tyłem do całej sali, ale to już ostateczność. Często siadają tak, by raczej nikt się do nich nie dosiadł. Nie jest to łatwe. To jest straszne, gdy obca osoba je przy tobie. Czujesz, że zaraz coś ci spadnie, albo się pobrudzisz na twarzy. Na tyle zestresowana, że skupienie się na posiłku jest nie lada sztuką. Często udajemy, że na kogoś czekamy, by nikt nie myślał, że jemy sami. Bierzemy drugie menu, zamawiamy dwa napoje, cokolwiek. Później łatwiej jest poinformować obsługę, że ktoś nie przyjdzie, niż myśleć, że kolejna wchodząca osoba zaraz podejdzie i spyta się, czy to miejsce jest wolne. Można też położyć swoją kurtkę czy torebkę na krześle obok. To daje dobry sygnał innym osobom. Nie lubią natomiast siadać blisko okien bojąc się, że ludzie przechodzące obok będą na nich patrzeć. I znów czują, że robią się czerwoni i pocą się przez to tylko, że ktoś zaglądnął przez szybę. To samo tyczy się stolików na zewnątrz, chociaż tutaj mamy większą przestrzeń i można zawiesić wzrok na większej liczbie ciekawych rzeczy. Zaczynają się kłopoty, a my nawet nie zamówiliśmy. Wiemy, co zawsze zamawialiśmy razem ze znajomymi, tylko czy teraz damy radę to sami zjeść, albo czy uda nam się spytać obsługę o zapakowanie na wynos? Przeglądamy kartę, a w końcu i tak bierzemy to, co zwykle. Boimy się zamówić jakikolwiek alkohol myśląc, że od razu będziemy uznani za alkoholików. Nawet lampka wina wydaje się często niestosowna. Zaczynamy jeść, a w naszej głowie pojawia się milion dziwnych myśli. Zaczynamy obserwować innych, a raczej czuć wzrok innych na sobie. Wydaje nam się, że nam się przypatrują, jak jemy. Opuszczamy wzrok w talerz bojąc się spotkać z ich wzrokiem. Pot pojawia się na skroniach. Gdy zerkamy czasami zauważamy, że nas obgadują. Nie tylko oni, także obsługa. Na pewno zastanawiają się, dlaczego jemy samotnie. Dlaczego wzięliśmy stolik dla dwóch osób, a nikt nie przyszedł, albo dlaczego zajęliśmy najlepszy stolik. Nie wydaje nam się. To dzieje się naprawdę. Sami też obserwujemy innych. Widzimy kochające się pary, paczki znajomych, rodziny jedzące razem. Nie możemy już na to patrzeć. By mieć zajęty wzrok czytamy książkę czy gazetę, którą wzięliśmy ze sobą. Czasem także coś piszemy. Ja na przykład często poprawiam w takich sytuacjach swoją książkę. Często też bierzemy ze sobą laptopa udając, że jesteśmy zapracowani i wpadliśmy tutaj zjeść biznes lunch, a musimy jeszcze coś poprawić na komputerze. Można też zadzwonić do swoich znajomych i skupić się na rozmowie, ale wtedy nie możemy jednocześnie jeść i wiemy, że inni także słyszą, co mówimy.
Ludzie nadal na nas patrzą, a my zaczynamy jeść szybciej udając, że się gdzieś spieszymy. Gdy robi się tłocznie i zdajemy sobie sprawę, że te cztery osoby czekające na stolik chętnie by się nas pozbyły, to staramy się ułatwić im to zadanie, nim sami podejdą, albo zrobi to kelner. Niby płacimy i tak samo należy nam się to miejsce, to jednak czujemy się winni, że przetrzymujemy to miejsce. Bierzemy rachunek i w pośpiechu uciekamy zostawiając często duży napiwek, byleby jak najszybciej opuścić to miejsce. Byle by się nie pytali, czy nam smakowało itp. Kiedy już znajdziemy się na zewnątrz zdajemy sobie sprawę, jaki to był koszmar i dochodzimy do wniosku, że lepiej będzie nam głodować, niż przeżywać po raz kolejny taki stres.
Trochę łatwiej jest w fast foodach. Tych dużych sieci, jak i innych, gdzie po prostu przy kasie płacimy i otrzymujemy od razu jedzenie. Tutaj wystarczy wybrać posiłek, zamówić, zapłacić, znaleźć stolik, zjeść, wyrzucić śmieci/oddać brudne naczynia i wyjść. Instrukcja prosta, a jednak przy każdym z nich czyhają na samotników różne niebezpieczeństwa. Jak w przypadku zwykłych restauracji najważniejsze jest wejść, potem już nie uciekniemy. Zazwyczaj przy kasach tłoczą się ludzie. Zarówno ci kupujący, jak i wybierający.
Stajemy za nimi słuchając, co mówią. Kilka razy nas się spytają, czy także stoimy w kolejce. Niby nic takiego, jednak już jesteśmy podenerwowani. Dochodzimy do kasy i zamawiamy. Od razu dobijają nas irytujące pytania o powiększenie napoju czy jakiś innych promocjach. Chcemy dokładnie to, co wybraliśmy i kropka. Płacimy. Najdrobniejsze oczywiście 100zł i już po chwili osoba nas obsługująca musi rozmienić pieniądze u kogoś innego, a tłum stojący za nami zaczyna już coś mówić pod nosem, a my znów czujemy się winni całej tej sytuacji. Dostajemy jedzenie. Idziemy usiąść i spokojnie zjeść przy stoliku, tylko.. wszystkie są zajęte, a przecież nie spytamy się nikogo, czy możemy się dosiąść. Krążymy tak z tą tacą. Oczywiście nie biegniemy do pierwszego zwalniającego się stolika, dlatego chodzimy jeszcze dłużej. Poziom zdenerwowania rośnie. Zaczynamy jeść, by po chwili jakaś trójka bachorów się do nas dosiadła i przekrzykiwała się nawzajem. Gdzieś obok ktoś niesamowicie mlaska. Odechciewa nam się siedzenia w tym miejscu, jednak zapłaciliśmy za nie i jesteśmy głodni.
Napój wypijemy na zewnątrz byle opuścić już to miejsce i zazwyczaj w takim momencie, jakby specjalnie dla nas pojawiały się problemy. Gdy chcemy wyrzucić śmieci do kubła okazuje się, że jest on pełny po brzegi, zrzucamy cały stos tac lub przy oddawaniu naczyń musimy naszukać się skrawka wolnej przestrzeni by odłożyć swój talerz. Wychodzimy także zdenerwowani i zawstydzeni, ale jakoś sobie poradziliśmy z tą sytuacją.
Możemy sobie uprościć trochę tą sytuację kupując na wynos. Tak częściej kupują samotni. W sieciach dostaniemy zapakowany w torbę posiłek i to od nas zależy czy zjemy go po drodze, w parku czy w domu. Zaniesiemy go spokojnie do domu, jeśli mieszkamy sami. W innych sytuacjach zależy to od naszych domowników, o tym jednak w „Samotność, a.. mieszkanie”. Jedzenie po drodze czy zatrzymaniu się na jakiejś ławce to także problem przy zamawianiu jedzenia z popularnych budek. Jedząc po drodze narażamy się na pobrudzenie i wzrok innych wpatrzony w nas, jedzących. Siadając gdzieś mamy łatwiej, ale wtedy my zaczynamy się skupiać na ludziach nas mijających uważając, że znajdujemy się w środku ich uwagi. Niby spokojnie się najemy, ale także zestresujemy bojąc się, że w każdej chwili możemy się zawstydzić, gdy coś nam spadnie na ziemię lub gdy w takiej sytuacji zobaczymy kogoś interesującego płci przeciwnej lub co gorsza znajomego. I nie ważna jest pogoda. Wolą jeść na zimnie w samotności, niż w tłumie obcych ludzi. Coś jeszcze? Można kupić jedzenie na wynos nie wysiadając z samochodu. Prosta sprawa dla zmotoryzowanych, a samotnym siedzącym w domu raczej nie będzie się chciało specjalnie jechać po jedzenie. O ile mają także czym. W sumie jedzenie w aucie mało im się uśmiecha.
Wracając samochodem z pracy, mogą jeszcze podjechać i zamówić coś, ale wolą mniej wymagające wysiłku zamówienie będąc już w domu.
Pozostaje jeszcze jedzenie zamawiane do domu. Mając wielki wybór dań od popularnej pizzy, poprzez zestawy gyrosa, chińskie dania czy nawet tradycyjne obiady. Najczęściej samotnicy zamawiają pizzę wiedząc często, że nie zjedzą jej całej, tylko następnego dnia będą musieli ją odgrzewać. Kolejna prosta sytuacja: telefon, złożenie zamówienia, dostawca, zapłata i jedzenie na stole. W tym przypadku najgorszy jest pierwszy krok. Przełamać swoją nieśmiałość przy dzwonieniu do obcych osób (O tym szerzej w: „Samotność, a.. praca i szkoła”). Ile trzeba się natrudzić by podnieść słuchawkę i wystukać numer. Często robimy to kilka razy, za każdym razem przerywając połączenie mówiąc sobie, że za chwilę zadzwonimy. Niech tylko wskazówka minutowa wskaże pełną godzinę lub wymyślimy sobie inną wymówkę. Siedzimy z telefonem w ręce próbując się przełamać. Jeszcze nic nie zrobiliśmy, a już się denerwujemy. Pocimy się, ręce nam się trzęsą, a do tego mamy sucho w ustach. Jak w takiej sytuacji coś zamówić? Jeśli już uda nam się zadzwonić, to zazwyczaj nasza nieśmiałość dobija nas tak mocno, że mylimy się przy zamówieniu. Często mówimy nazwę innej pizzy niż byśmy chcieli, ale nawet, gdy sobie to uświadomimy, to przecież się nie poprawimy. Głos i tak nam drży już od początku rozmowy i chcemy tylko, jak najszybciej ją skończyć. Udało się, dostawa będzie za piętnaście minut. I mimo że trzy razy sprawdzaliśmy czy mamy pieniądze, okazuje się, że nam brakuje, albo, że w ogóle ich nie mamy. Oczywiście nie poprosiliśmy o przenośny terminal do płacenia kartą. Biegniemy do bankomatu, po czym musimy iść do sklepu by kupić cokolwiek, byleby rozmienić pieniądze. Spoceni wracamy do domu, bo wiemy, że już za chwilę będzie jedzenie. Tradycyjnie jednak czekamy ponad czterdzieści minut, bo jak zwykle o nas ktoś zapomniał i dostajemy prawie zimne jedzenie. Szybko płacimy nawet nie zwracając na to uwagi dostawcy. I tak mamy odliczone pieniądze z napiwkiem.
Zamykamy drzwi i delektujemy się jedzeniem z zaciszu swojego domu. Mogliby żywić się tak codziennie, jednak problem, jaki sprawia im zamówienie jedzenia jest tak duży, że wolą głodować, niż wykręcić znany im numer.
Oczywiście zdarza się, że robią sobie jakieś normalne jedzenie, ale wtedy jest to prawdziwa uczta. Wiedzą dokładnie, co sobie zrobią i jadą na wielkie zakupy. Zajmują im one dużo czasu, jednak warto się tak natrudzić. Przez pół dnia przyrządzają coś po prostu pysznego. Od orientalnych potraw po pyszne ciasta czy wykwintne dania. W kuchni starają się, jak mogą, by przyrządzone jedzenie pięknie wyglądało. Dekorują je i podają sobie na przystrojonym talerzu, jakby robili je dla rodziny królewskiej. Zresztą i tak przygotowują minimum cztery porcje, jakby ktoś miał wpaść. Wszystko już gotowe.
Siadają wieczorem przy jakimś filmie i delektują się każdym kęsem popijając dobrym piwem lub winem. Nie mija połowa wielkiej wyżerki, kiedy dopada ich nostalgia. Pytają się siebie: „Po co to wszystko, po co się wysilać, skoro i tak jedzą to sami. Nikt ich nie pochwali, nikt nie doceni, nikt nie podziękuje.” Dobija ich jeszcze ilość naczyń do pomycia i bałagan, jaki zrobili. Dają sobie spokój z gotowaniem do następnej chwili słabości.
Pominęłam sprawę codziennego gotowania skupiając się na tym sprawach, które nieśmiałym sprawiają najwięcej problemów. Pewnie niewiele z nas zdawało sobie sprawę, że inni mają takie problemy. Pamiętajmy o tym idąc następnym razem ze swoją drugą połówką do restauracji, gdy siadamy naprzeciwko osoby samotnej.
Ps. Aż nabrałam ochoty na jedzenie i może sama się w końcu przełamię i pójdę coś zjeść do "mojej" restauracji.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Nic jeszcze nie napisano. Zapraszam do komentowania...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Prześlij komentarz