poniedziałek, 18 czerwca 2012
Więc mówisz, że nie czytasz?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
- Więc mówisz, że nie czytasz? - tak go zapytałam, gdy na moje poprzednie pytanie "Jakie książki czytasz?", odparł krótko "W ogóle nie czytam".
Teraz lekko się zdenerwował i zarazem starał się wyjść z tej podbramkowej sytuacji. W sumie ja miałam łatwiej, bo on musiał kierować.
- Na pewno nie chce wyjść na idiotę - mówiłam sobie w myślach, - bo podobno tylko oni nie czytają.
- Jakoś nie mam czasu na czytanie - Usłyszałam w odpowiedzi i już widziałam, jak mimowolnie próbuje dać głośniej radio, ale powstrzymałam go szybkim ruchem ręki.
- Nie chodzi mi już o kwestie książek, lecz o samo czytanie samo w sobie. Niejako o samą kwintesencję czytania - i sama się zdziwiłam, że takie piękne zdanie wymyśliłam, że prawie chciałam krzyknąć "Triumfuję, twoja kolej!".
- Czyli jednak uważasz mnie za idiotę?
- Wcale tak nie powiedziałam - Zaprzeczyłam szybko.
- Ale tak myślisz!
- Nie myślę tak. Jakby wszyscy, którzy nie czytają książek byli idiotami, to byśmy mieli nowy towar eksportowy. - Zaśmiał się razem ze mną, ale nie dałam sobie zmienić tematu - Wracając do twojego nieczytania, to właśnie chcę ci udowodnić, że czytasz każdego dnia.
- Nie, to nie możliwe. Daruj sobie Tośka. Nie chcę się dzisiaj z tobą kłócić.
- To kłótnię zostawimy do jutra, a na poważnie, to czytasz każdego dnia, tylko nie książki.
- To już ustaliliśmy. Do czego zmierzasz.
- Po ile pomidory były w promocji na reklamie, którą mijaliśmy przed chwilą?
- Po 4,29.
- Czyli jednak przeczytałeś i do tego to zapamiętałeś.
- No tak. Tylko nie mów, że chcesz mi teraz udowadniać, że masa bzdur, jakie czytam każdego dnia można zaliczyć do czytania.
- Jak najbardziej.
- Nawet, jak siedzę na kiblu i czytam skład WC-kaczki?
- Nawet wtedy.
- To nie jest czytanie.
- A co robisz? Patrzysz na litery, składasz słowa, czytasz całe zdania, później je przetwarzasz w głowie.
- No dobra, pod tym względem tak, ale nie powiesz, że jeśli pan Mieciu przeczyta skład piwa pod sklepem, to już oczytany będzie?
- Mówiłam ci wcześniej, że samo czytanie się w ten sposób na mądrość nie przekłada. Idioci też czytają w książki.
- To jeszcze raz. Powiedz mi, do czego zmierzasz, bo już się pogubiłem?
- Powiedziałeś, że nie czytasz książek. To prawda - Popatrzyłam na niego i widząc, że nie chce mi przerywać kontynuowałam - Jednak nieprawdą jest, że w ogóle nie czytasz. Zauważasz, ile ludzi każdego dnia potrzebuje tej umiejętności do funkcjonowania. Zegarek elektroniczny w telefonie czy w mikrofalówce, otaczające nas reklamy, informacje w telewizji, strony internetowe, maile, notatki służbowe, produkty w sklepach i ich ceny, listy zakupów itp. Nawet jadąc samochodem odczytujesz - powiedziałam z naciskiem na "o" - swoją prędkość. Twój GPS to też litery, radio z RDS zresztą też. Po prostu jest to dla ciebie naturalna czynność, na którą nie zwracasz uwagi.
- Czyli, co według ciebie powinienem odpowiedzieć?
- Nie czytam książek. Czytam otaczający mnie świat.
- To brzmi trochę, jak wypowiedź kandydata do wariatkowa.
- To przestań nim być.
- Znaczy się jak? - Pogubił się trochę.
- O masz! - pokazałam mu książkę tkwiącą w mojej torebce - Może nie będzie ci się podobać, ale nie będziesz mógł powiedzieć, że nie miałeś, co czytać.
- Czyli i tak wszystko dążyło, żebym przeczytał książkę?
- Nie, wszystko dążyło do tego, byś poznał różnicę między idiotą a wariatem.
Zaśmialiśmy się głośno i zakończyliśmy temat książek słuchając radia oraz oglądając reklamy za oknem. Książkę zostawiłam w samochodzie. Może ją przeczyta.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 14 czerwca 2012
Jak poprawić sobie humor?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jest wersja dłuższa, gdy bierzemy sobie dzień wolnego w pracy, w szkole, albo mamy weekend, w którym nikt nam nie przeszkadza. Wersja krótsza, to zmieszczenie wszystkiego w trakcie wolnego popołudnia, ale wszystko jest możliwe.
Plan jest bardzo prosty, zwłaszcza w dłuższej wersji. Śpimy, ile tylko się da, najlepiej tak przynajmniej do dziesiątej. Później powoli zwlekamy się z łóżka i chodzimy w pidżamie pół dnia. W międzyczasie (w wersji krótszej w międzyczasie w pracy itp.) dzwonimy do fryzjera i koniecznie umawiamy się na dzisiaj, a najlepiej by nas wcisnął za godzinę. Uśmiechając się do siebie zarzucamy coś szybko na pidżamę, bierzemy torebkę i idziemy, w końcu to i tak jest modne.
Fot. www.inbetweendays.me
Zrelaksowane siadamy w fotelu i oprócz podcięcia samych końcówek robimy sobie pasemka, albo mocno cieniujemy włosy, przecież to ma być odmiana. W przypadku braku wolnego, lecimy na urwanie karku prosto z pracy do fryzjera wiedząc, że za chwilę odpoczniemy trochę w fotelu. Po małej metamorfozie wstępujemy do sklepu wrzucając do koszyka duże lody i jakieś dobre wino. Tak wyposażone wracamy do domu. Lody do zamrażarki, wino z kieliszkiem do łazienki, a tam napuszczamy do wanny gorącą wodę, a same przynosimy dalsze potrzebne rzeczy. Komputer, gdybyśmy chciały podczas relaksu obejrzeć jakiś film, książkę, by zagłębić się w lekturze lub krzyżówki, by udowodnić sobie, jak bardzo mądre jesteśmy. Znajdujemy jeszcze panią problematorkę, czyli wagę, którą lekko modyfikujemy. Znając naszą wagę pomniejszamy wartość dziesiątek o jeden, piszemy ją kartce, którą naklejamy w odpowiednie miejsce na wadze. Wszystko gotowe? Ubrania w kąt i rozpoczynamy cudowne leżenie wspierając się lampką wina.Oczywiście nie musimy od razu wypijać całą butelkę. Z wanny wychodzimy, gdy woda zaczyna już być zimna, czyli tak po trzech kwadransach i przenosimy się do sypialni niosąc łyżkę, nasze lody i wagę, którą kładziemy gdzieś blisko. Wskakujemy do łóżka, włączamy naszą ulubioną płytę i cieszymy się wolnością zjadając ze smakiem lody.
Fot. www.acidcow.com
To jest właśnie ta cudowna chwila. Gdy stwierdzimy, że już jesteśmy pełne, wynosimy lody, a wracając zahaczamy o przygotowaną wcześniej wagę. Zadowolone z wyniku wskakujemy do łóżka i rozmarzając o samych pięknych rzeczach zasypiamy wtulone w kołdrę kilka godzin, przed normalną porą snu. W końcu jutro rano musimy się obudzić w lepszym nastroju, niż dzisiaj.U mnie podziałało.
A co z wersją dla mężczyzn? Chyba jeszcze nie wymyśliłam. Zawsze możecie napisać swoje propozycje w komentarzach.
Antonina Kostrzewa
niedziela, 3 czerwca 2012
Zrób coś innego - napisz list!!
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Brzmi głupio, ale wcale tak nie jest. W końcu, do kogo może napisać osoba samotna? Opcji jest dużo, zawsze. Po pierwsze trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, po co w ogóle pisać list, a nie kto jeszcze listy pisze? Otóż napisanie listu spowoduje wyrzucenie z siebie zbędnych emocji, podzielenie się swoimi problemami z kartką. Nikt jeszcze tutaj nie wspomniał, że musimy ten list wysyłać, ani nawet zachowywać.
Fot. www.acidcow.com
Zrobimy to w ten sposób.
- Wyciągamy kartkę papieru i długopis. Na górze piszemy "Do" i rozpoczynamy analizę osób, do których ten list możemy skierować. Może mamy do kogoś o coś za złe? Może nie potrafimy okazać uczuć do kogoś i w ten sposób będzie nam łatwiej, a może po prostu chcemy napisać, że czujemy się samotnie i jest nam z tym źle.
- Mamy określonego adresata, więc w pierwszym zdaniu wpisujemy powód listu. Może to być "Piszę do ciebie, bo nie potrafię powiedzieć niektórych rzeczy", albo "Muszę ci coś wyznać".
- Gdy mamy adresata i początek, to wiemy dokładnie, co chcemy zamieścimy w dalszej jego części. Nie bójmy się pisać o rzeczach, które nas bolą, o których nie możemy zapomnieć, przez które cierpimy. Pamiętajmy także o uczuciach: miłości, tęsknocie, zazdrości, piszmy, co nam leży na sercu.
- Gdy już mamy taki list musimy go przeczytać, najlepiej na głos. I nie myślmy, co pomyśli adresat, tylko o tym, czy zamieszczone przez nas wyznanie jest zrozumiałe.
I na koniec wysyłanie listu. Czasami jest tak, że boimy się o czymś powiedzieć myśląc o karze. Jednak to karą dla nas jest ciężar tego, co wiemy. Zawsze tak jest, że gdy już powiemy, co nas męczy, to później jest już łatwiej. Miliony niewiadomych nagle układają się w ten, a nie w inny sposób, niekoniecznie tak, jak sobie o tym myśleliśmy. Konsekwencje są już mniej ważne, dla nas powiedzenie o ciąży, rozbitym samochodzie, przegranych pieniądzach czy innych jest pozbyciem się częściowo problemu, który nas trawił od środka. Reszta się jakoś ułoży, trzeba zrobić ten pierwszy krok i o tym powiedzieć. Jeśli nie starcza nam odwagi na powiedzenie tego w cztery oczy, a mamy to napisane, to nie zostaje nic innego, niż to wysłać? Niekoniecznie. Możemy go schować do szuflady, by znaleźć go po latach i przekonać się, czy coś się zmieniło od tego czasu. Możemy go najzwyczajniej spalić, w obawie, że wyrzucony ktoś mógłby znaleźć i przeczytać. Każde z tych posunięć sprawia, że to, co nas boli dalej jest w nas i nikt się o tym nie dowie. Mówimy sobie: "Co mi szkodzi wysłać" - wrzucamy list do koperty i wrzucamy z lekką niepewnością do skrzynki czekając na rezultaty. Czasem ich brak lub niechęć drugiej osoby do rozmowy o nich, nie oznacza, że myślą zupełnie inaczej, co akceptację, więc nie bójmy się ignorancji, tylko wrzućmy list do skrzynki.
Fot.: www.young-germany.de
Piszesz do siebie? Też dobrze. Tylko treść listu dokładnie znasz, bo dopiero co, został przeczytany na głos. Zamiast wysyłać go, przepisz go na komputerze i używając strony www.futureme.org lub pokrewnych, wyślij list do siebie za rok lub później. Szybko o tym zapomnisz, a otrzymując wiadomość z przeszłości pomyślisz sobie, ale kiedyś miałam/-em problemy, albo stwierdzisz, że trzeba w końcu coś z tym zrobić, bo nadal nic się nie zmieniło w twoim życiu.
Chcesz się przekonać? Po prostu napisz.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
depresja,
list motywacyjny,
miłość,
nieśmiałość,
pisanie,
plany,
rodzice,
smutek,
znajomi,
życie
3
komentarze