facebook

środa, 14 kwietnia 2010

Tuż, tuż

Czyli wszelkie informacje na temat mojej książki umieszczę już w tym tygodniu. Oczywiście wujek google już wszystko wie i niecierpliwi znajdą to i owo, jednak ja jak zawsze z opóźnieniem, ale za to z pierwszej ręki. 
Zacznę od tego, co napisała do mnie jedna z czytelniczek nawiązując do mojego wpisu sprzed tygodnia i muszę się z nią zgodzić. Przed matką nic i nigdy się nie ukryje. Ona zawsze wie wszystko, tylko nie da tego znać po sobie i kiedy w końcu zdecydujemy się jej o czymś przyznać, to okazuje się, że ona to wiedziała od początku. Nie wiem, czy ze wszystkich sekretów, jakie próbujemy przed nią ukryć jest dumna, ale cóż, może tak to powinno już być.
Nawiązując do tytułu tego wpisu, to każdy dzień zbliża mnie do debiutu mojej książki, a raczej do tej chwili, kiedy będę mogła ją po raz pierwszy potrzymać w swoich dłoniach. Mogłabym napisać debiut życia, ale w końcu debiutujemy w danej dziedzinie tylko jeden raz w życiu. Jak w każdym takim przypadku mam kilka możliwości:
  • Pierwszej nawet nie biorę pod uwagę, gdyż nie zostanę zauważona, nie dostanę żadnej nagrody. Pewnie ktoś spyta, dlaczego nie wierzę w swój sukces. Otóż, dla mnie samej sukcesem było napisanie i wydanie książki. Poza tym, w ilości książek ukazującej się co roku, w tłumie zagranicznych bestsellerów, ja z moim raczkującym stylem, pisząca o mało porywających rzeczach nic nie zdziałam (Mylić się jest rzeczą ludzką). Oczywiście nie zakładam, że za rok wydawnictwo odda cały mój nakład i całe mieszkanie zastawię sobie książkami, ale na jakieś szczególne osiągnięcia nie liczę. Zresztą po szczególnym docenieniu przez ogół czytelników czy krytyków, człowiek zaczyna bujać w obłokach i następna książka spod jego rąk często okazuje się totalną porażką. 
  • Druga możliwość to taka zwyczajna droga. Coś się sprzeda, ktoś coś napisze przychylnego i samo z siebie się skończy. Niesprzedany nakład trafi do jakiegoś centrum tanich książek. Akurat po takich doświadczeniu najbardziej odechciewa się wydania czegokolwiek i często kończy się przygoda z pisaniem, bo i wydawnictwo niechętne do wypuszczenia kolejnej pozycji na rynek, a i autorowi żal zainwestować w siebie wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie.
  • Trzecia możliwość, czyli debiut okazuje się totalną klapą, a wszelkie recenzje to potwierdzają. Autorzy często się poddają i nie tworzą nic nowego i tylko ci najwytrwalsi stale wierzą w swój talent. Wydają drugą książkę, która okazuje się większą klapą, niż pierwsza i odkrywani są na nowo dopiero przy kolejnej.
Możliwości jest wiele więcej i sama nie wiem, która mnie wybierze, ale to się dopiero okaże. W każdym bądź razie wszystko przede mną i żadnej z nich nie skreślam.
Jak na każdą początkującą pisarkę przystało powinnam jak najwięcej swojego czasu poświęcić na promocję swojej książki. Spotkania z czytelnikami, wywiady dla radia, gazet czy telewizji, branie udziału w różnego rodzaju akcjach społecznych, czytanie fragmentów, składanie autografów i dedykacji, udział w czatach internetowych itp. Pewnie zawiodę wszystkich pisząc, że tak naprawdę nie zobaczycie mnie nigdzie.  Może niekoniecznie poprzez brak czasu z powodu pracy i obowiązków domowych. Pozostanę tylko przy mojej wirtualnej kampanii promocyjnej, dołożę do tego bookcrossing i na tym koniec. Nie zobaczycie mnie w żadnej galerii czy księgarni, nie udzielę wywiadu radiowego, ani tym bardziej nie pokażę się przed kamerami. Po prostu nie chcę, a tym bardziej nie lubię pokazywać się publicznie. Może nie chcę chronić swojej prywatności, ani nie goni mnie moja przeszłość. Po prostu mnie to przerasta, a tym bardziej się boję konfrontacji z innymi ludźmi. Zdziwi was to bardzo, ale osoby, które czytały moje felietony pewnie wiedzą, o co mi chodzi. Może się obawiam, że nikt nie przyjdzie na spotkanie z autorem, a może boję się, że nie będę potrafiła odpowiedzieć na pytania. Bynajmniej, tak postanowiłam od samego początku i ustaliłam to z moim wydawcą, więc tego będę się trzymać i raczej nie możliwości, bym zmieniła zdanie na ten temat. Wiem, że kroczę pod prąd, wbrew temu, co robią inni, którzy zrobią wszystko, byleby się gdzieś pokazać, w końcu wielkie księgarnie nie zrobią mi darmowej reklamy. Wiem, że mało kto o mnie słyszał i w ten sposób raczej nie usłyszy, ale sama zobaczę, dokąd mnie ta droga zaprowadzi.
Zastanawiałam się ostatnio nad osobą agenta literackiego, który w Polsce jest raczej mało popularny. Wiem, że najbardziej jest on potrzebny znanym pisarzom, którzy nie mają dużo czasu by organizować spotkania, konferencje, udzielać się medialnie, ale chyba nikt nie dostrzega, że to właśnie przyszłym debiutantom są oni najbardziej potrzebni. W końcu nie znają rynku wydawniczego, nie wiedzą do kogo się zgłosić i w jakiej formie. Zdarza się, że wysyłają swoje propozycje gdzie popadnie, często nie trafiając w profil wydawnictwa. Wiadomo, że agent nie pracuje za darmo i raczej nie zechce nas reprezentować za procent zarobionych przez nas w przyszłości pieniędzy, ale gdyby miał pod swoją opieką dwudziestu przyszłych pisarzy, to za godne reprezentowanie i znalezienie odpowiedniego wydawnictwa z pewnością każdy byłby skory wydać te kilkaset złotych. Zresztą ten temat rozwinę na mojej stronie fanów na Facebook'u, gdzie wszystkich czytających zapraszam.
I przy okazji zapraszam wszystkich do czytania, zwłaszcza z nadchodzącym w przyszłym tygodniu "Światowym dniu książki i praw autorskich".
światowy dzień książek
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Nic jeszcze nie napisano. Zapraszam do komentowania...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Prześlij komentarz