facebook

sobota, 10 października 2009

Piszę, gdy jest mi smutno

I chyba tylko wtedy. Nie wiem, jakoś ciężko mi coś napisać, gdy jestem szczęśliwa, zadowolona, uśmiechnięta. Może to nie jest do końca sprawiedliwe, ale akurat, gdy jestem w dobrym nastroju, jakoś nie mogę do siebie dopuścić myśli, że mogłabym coś napisać. Jakoś jest wtedy wiele innych rzeczy, które mogłabym robić. Akurat wtedy mój ulubiony serial śmieszy mnie bardziej, wyjście na nudne zakupy staje się czymś ciekawym i dlaczego w tym momencie miałabym "tracić" czas na zajmowanie się pisaniem? Wychodzi na to, że ciągle jestem smutna, skoro znajduje tą chwilę by położyć palce na klawiaturze i pozwolić rękom pisać to, co we mnie siedzi. Utrwalać obraz z mojej głowy i przelać go chociażby do pamięci komputera, jeśli nie na papier. Myślę, że często sama się nastrajam, by usiąść i dopisać te kolejne zdania. Może katuję się trochę w ten sposób, ale już nie raz starałam się zmusić do choćby jednej linijki tekstu, gdy jestem wesoła i gdy później to czytałam, praktycznie wszystko zmieniałam. Może po prostu z mojego smutnego punktu widzenia wszystko musi być tak, a nie inaczej, ale chociaż nie zawsze piszę wtedy tylko w szarych barwach. Jedno jest pewne potrzebuje chociażby małej iskry smutku by wziąć się do pracy, lecz nie może go być za dużo, bo wtedy nic już nie zrobię i pogrążę się w płaczu zwinięta w kłębek na łóżku. Nie myślę wtedy o niczym, tylko o tym, co mnie boli. Jeśli w takim momencie mogłabym coś napisać to tylko i wyłącznie jakiś wiersz o cierpieniu. Nie robię tego, bo gdy później wezmę taką pokreśloną kartkę, na którą przelałam moje emocje, to najchętniej bym ją spaliła, by zapomnieć o tym, co było i nie patrzeć w przeszłość, tylko żyć teraźniejszością. Tak to mniej więcej u mnie wygląda. Nie mówiąc już o szklaneczce z drinkiem, która może mi w niczym nie pomaga, ale daje mi możliwość głębszego zastanowienia się nad tym, co właśnie napisałam, choćby i tym mętnym wzrokiem. Nie opróżnię całej butelki siedząc nawet cztery godziny. To nie w ten sposób działa. Do tego ciemność. Tak ciemność działa na mnie motywująco. Gdy tylko ściemnia się na dworze, ja powoli zaczynam myśleć by usiąść sobie wygodnie z laptopem na kolanach i otworzyć znów ten sam plik i dokończyć stronę, rozdział, cokolwiek. I to właśnie wtedy odzywają się znajomi proponując jakieś wyjście, a ja nie wiem, czy odmówić, czy nie? W końcu mój argument, że muszę zostać i coś zrobić ważnego, nikogo już nie przekonuje, bo to moja standardowa wymówka. Do tego miałam walczyć ze swoją samotnością i korzystać ze wszystkich okazji, byleby nie siedzieć w domu. Tylko  akurat w tym momencie miałam się zabrać do pisania. Dzisiaj miał być ten dzień i nie odmawiając znajomym, wracam późnym wieczorem do domu i stwierdzam, że dobrze było wyjść, tylko gdy spojrzę na komputer, stwierdzam, że znów odkładam rzeczy na później i nie ma dla mnie tak naprawdę żadnego usprawiedliwienia. Przychodzi kolejny wieczór i gdy już jestem gotowa, to nic nie potrafi mnie wytrącić od pisania. Hałas nie istnieje, a ja jestem w swoim świecie. Tak bardzo daleko od realności, zamknięta w czterech ścianach.
kobieta myśląca
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Nic jeszcze nie napisano. Zapraszam do komentowania...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Prześlij komentarz