facebook

czwartek, 17 stycznia 2013

Nieśmiałość kontra urzędy, czyli ignorancja i zawiedzenie

Nie pierwszy raz przyszło mi coś załatwić w urzędzie. Mam tu na myśli wszelkie sprawy urzędnicze, od urzędów miast, powiatów itp., przez urzędy skarbowe, ZUS, a także pocztę, banki czy ubezpieczalnie. Dokładnie te miejsca, gdzie od czyjejś przychylności i decyzji, wiele zależy. Nie są to sprawy życia i śmierci (takie też się pewnie zdarzają), ale każda odmowa wiąże się z późniejszym odwołaniem, chodzeniem, załatwieniem, proszeniem itd. Z drugiej strony odmowa może być na tyle wiążąca, że kończymy naszą przygodę i myślimy, co dalej: nie możemy zarejestrować samochodu, odebrać paczki z pełnomocnictwem, otrzymać kredyt, udowodnić wpłatę składek. Czy się poddawać? Wszystko zależy od tego, jak nas potraktowano...
A co ja sama mogę powiedzieć? Wybrałam się z bardzo prostą sprawą, którą powinnam załatwić "od ręki". Nawet bez czekania w kolejce. Pierwszy zgrzyt, gdy chciałam z jednym papierkiem wejść do środka i dostać pieczątkę, o której przecież nie ja zapomniałam wczoraj przybić. Zaczęły się krzyki, że wszyscy czekają po jedną rzecz i najlepiej, jak wezmę numerek i poczekam na swoją kolej. 
kolejka, nieśmiałość, czekanie, obojętność
Tak też robię, ale w międzyczasie jedna z pań z pokoju wychodzi, a gdy wraca przedstawiam jej sprawę. Oczywiście nic nie może poradzić i nawet mnie nie słuchając zamyka drzwi. Czuję się niczym powietrze, więc cieszę się, że jeszcze kilka osób i w końcu będę mogła wejść normalnie. Czas się dłuży, bo nie przewidziałam tego, że jak ktoś wejdzie z dziesięcioma segregatorami dokumentów, to tak szybko wszystkiego nie załatwi. Wreszcie po prawie dwóch godzinach czekania wchodzę do środka. Przedstawiam szybko moją sytuację i myśląc, że wszystko załatwię, dowiaduję się, że jednak nie. Poprawki może nanosić tylko zastępca kierownika. Udaję się pod wskazany pokój. Nawet mam szczęście, że dzisiaj przyjmuje, ale znów nie mogę wejść, bo inni także czekają, a do tego nie ma numerków, więc muszę, co chwilę upominać się, żeby mnie nie pomijano, bo ciągle tu jestem. Odczekałam kolejną godzinę. Odkąd zaczęłam coś mówić, to już na mnie krzyczą, że po co, na co, dlaczego, kto mnie przysłał, że nie szanuję pracy urzędnika. Jakoś nie za bardzo pojmuję, o co chodzi, ale w końcu zostaję odesłana, bo w ogóle wszystko jest na złym formularzu. Najlepiej będzie, jak udam się do informacji, pobiorę nowy druk, później do okienka ogólnego, potem do specjalisty po pieczątkę i za pięć minut będę miała wszystko załatwione. 
Póki co sama jestem załatwiona. Schodzę na dół. Kolejka do informacji na więcej, niż pół godziny. Numerków dzisiaj już nie wydają następnych. Mogę odkupić od stacza za 20 złotych, tylko sama już nie wiem, po co. Wzruszam ramionami i wychodzę. Jutro raczej tego też nie zrobię. Muszę znaleźć jakiegoś dobrego pełnomocnika, bo sama zginę z tymi papierami. I nigdy nie rozumiem, dlaczego ktoś uważa, że jak dzisiaj mam dzień wolny, to za dwa dni o dziewiątej na pewno będzie mi pasować spotkanie. Sama już nie wiem, czy nie potrafię walczyć z machiną urzędniczą czy to tylko nieśmiałość i brak pewności siebie sprawiają, że jestem wciąż odsyłana z kwitkiem? 
samobójca, samobójstwo, skok, przepaść, samotność, list, cień
Czasami mam ochotę po prostu to rzucić i uciec gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nie wymagają papierów na wszystko. Gdzieś...
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Napisano już 7 komentarze/y. Zapraszam do dodawania kolejnych...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Unknown pisze...

Masz rację... podobne sytuacje zdarzają się bardzo często i nie wiadomo już jak na nie reagować. Na pewno nie nieśmiałość jest tego przyczyną: pech, zły dzień, a może jednak trzeba napyskować, by nie odchodzić z przysłowiowym kwitkiem?

Antonina pisze...

To widzę,że nie tylko ja mam takie perypetie. Jednak znam ludzi, którzy z chęcią chodzą załatwiać takie sprawy i zazwyczaj z uśmiechem na ustach wychodzą po chwili. Sama nie wiem, co o tym myśleć.
Urzędnikom lepiej nie pyskować, bo są pamiętliwi, a z moim szczęściem na pewno trafię po miesiącu do tej samej osoby.
Rzeczy do poprawienia: pewność siebie i nieustępliwość.

Adam pisze...

Oj, jak bliskie mi jest to uczucie (wstręt do papierów, formalności i biurokracji). Czasem sobie myślę, że najlepszym wyobrażeniem piekła nie są maszyny do tortur, tylko biurko bezwzględnego urzędnika...

Pozdrawiam z Bieszczadów!
www.beszad.blog.onet.pl

Unknown pisze...

Zostałaś nominowana do Liebster Award! Gratuluję, a po szczegóły zapraszam na:
http://jednozyciewielehistorii.blogspot.com/

Pellegrina pisze...

Cywilizacja bywa brutalna, nie można jej zignorować. Ale można od niej uciec, choćby na trochę. Ja mam taki azyl pod lasem, na skraju - maleńką chatkę za grosze i tam uładzam się z dzisiejszym niezrozumiałym światem. Gdy wracam mam więcej siły i cierpliwości, na jakiś czas

Kasiu pisze...

ja się w urzędach czuję jak ten Asterix, gdy miał załatwić sprawę
co rusz ktoś mnie odsyła do innego ikienka,kto inny niczego nie wie

Antonina pisze...

Widzę, że nie tylko ja mam problemy z urzędami. Niestety nie wszystko można przeskoczyć i zaszyć się gdzieś na skraju lasu.
Życie w mieście to codzienne wyzwania.

Prześlij komentarz