facebook

środa, 30 czerwca 2010

Wakacje i co z tego?

Tak naprawdę dla wielu z nas zaczęły się wakacje. Jeśli nie mamy wolnego, to chociaż czujemy już te gorące promienie słońca i planujemy już jakiś wyjazd. Samotni nie lubią tej części roku. Powinni się cieszyć, że jest już ciepło, że mogą się opalić i wyjechać gdzieś ze znajomymi, ale dla nich powstaje kolejny problem. Zazwyczaj są tak zakompleksieni, że wstydzą się swojego ciała i ani myślą o rozbieraniu się, by złapać trochę opalenizny. Zresztą, gdzie mieliby to robić? W końcu sami na basen, ani do parku nie pójdą, bo będą się nudzić i myśleć, że wszyscy im się przyglądają. Pozostaje domowy ogródek, ale sami nie widzą większego sensu w tym, że poleżą trochę na słońcu. Jeśli mają szkolne wakacje lub wezmą urlop, to nie za bardzo chcą gdzieś wyjeżdżać. Wiedzą, że nie są tacy, jak inni i nie potrafią przestać myśleć o swoich problemach podczas wyjazdów oraz nie wierzą w wakacyjną miłość. I co najważniejsze, nie chcą jej. Zresztą zawsze czują się ze znajomymi, jako osoba na doczepkę, gdyż w większości tylko oni jadą sami, a inni praktycznie jako same pary, dlatego wolą posiedzieć w tym czasie w domu, przemyśleć wszystko i tylko czasami się wynurzyć do świata zewnętrznego. Osoby uczące się myślą o jakiejś wakacyjnej pracy, ale z ich nastawieniem oraz z kontaktem z innymi ludźmi szybko dochodzą do wniosku, że do niczego się nie nadają, a poszukiwania to głównie tylko przeglądanie ofert. O tym, jak się spędza samotne wakacje w domu, wie ten, kto przekonał się o nich na własnej skórze. Niby do przebywania ze sobą można się przyzwyczaić, ale gdy trwa to zbyt długo, to można praktycznie oszaleć. Ostatnio w biurach podróży zauważyłam wiele ofert skierowanych dla singli i samotnych. Niby normalny wyjazd, ale od samego początku nie mamy obściskujących się par w samolocie/autokarze. Atrakcje też niby są dostosowane do potrzeb, gdyby oczywiście nie wieczorki zapoznawcze, szybkie randki itp. Wiadomo, że można w takowych nie uczestniczyć, ale widząc taką ofertę, od razu wiele osób omija ją z daleka.
wakacje plaża palmy
Tak to niestety jest z wakacjami samotnych. Niektórzy mają to szczęście, że mogą wyjechać gdzieś do rodziny i razem z nią, a zwłaszcza kuzynami/kuzynkami spędzić mile czas. Oczywiście najlepiej, jeśli mieszkają w małym mieście, gdzie naprawdę można odpocząć. Część z samotnych ma jeszcze taką paczkę przyjaciół, którzy nie pozwolą im samym siedzieć w domu i siłą o piątej rano obudzą i spakują, by wyjechać, jak najszybciej w góry czy nad jezioro. Pamiętajcie, że im więcej dacie samotnym czasu na zastanowienie się nad wyjazdem, tym więcej znajdą oni wymówek, więc jeśli znacie taką osobę i chcecie ją ze sobą zabrać, to tylko spontaniczne działania przynoszą skutek.
A co ze mną? Ostatnio trochę zdołowana i zła, bo wróciłam na stare śmieci, czyli do starej pracy. Nie mam teraz za bardzo czasu na nic, a do tego dostaję rozstroju nerwów. Nie wiem, czy mi przejdzie, ale ze znalezieniem innej pracy nie wypaliło, a jak wszyscy wiedzą, trzeba rodzinę utrzymać, więc nie miałam za bardzo wyjścia. Nie mogę oczywiście tylko narzekać, pewnie się przyzwyczaję, ale póki co mam już dość. Dobrze, że po tygodniu pracy mam tyle siły, by coś na blogu napisać, a to już dla mnie spory sukces.
Co do książki, to dziękuję wszystkim uczestnikom ostatniej aukcji charytatywnej z „CzytaszPomagasz.pl”. Mama nadzieję, że te pieniądze przydadzą tym, którzy ich nie mają, by realizować swoje marzenia.
Ostatnio dostałam wiadomość od jednej z czytelniczek, że może i moja książka jest interesująca, ale samo kupienie jej przez osobę samotną stanowi problem. W księgarni sam tytuł kupowanej książki wiele o nas mówi, nawet jeśli kupujemy ją na prezent, a z księgarni internetowych, to nasi domownicy od razu będę chcieli się dowiedzieć, co czytamy. Może trochę niefortunny ten tytuł, bo dokładnie zdradza, o czym jest książka, ale miał być lekko kontrowersyjny i obyście nie mieli/miały problemów z kupnem. Chociaż w tym aspekcie swojego życia postarajcie się przełamać.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 23 czerwca 2010

Był konkurs, czas na aukcję charytatywną

Już dzisiaj możecie wziąć udział w aukcji mojej książki na stronie czytaszpomagasz.pl i wesprzeć młode talenty. Aukcja będzie odbywać się na profilu na Facebooku portalu, zatem serdecznie zapraszam. Licytując moją książkę otrzymasz moją dedykację, a co najważniejsze, uśmiech młodych ludzi, którzy dzięki Tobie spełnią swe marzenia.
czytasz pomagasz aukcja charytatywna
Zalicytuj i ty!!
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

czwartek, 17 czerwca 2010

Co spotkało Cię najgorszego w życiu?

Na pewno każdy z nas ma wiele takich chwil, które ciężko wyrzucić z pamięci, a które powracają niczym bumerang. Są sytuacje, z których wyciągamy jakieś dobre wnioski i takie, które powodują, że popadamy w długą depresję. Najgorsze jest w nich, że nie możemy się na nie przygotować, choćbyśmy wiedzieli, że mają takie w naszym życiu nastąpić. Potrafią nas dobić w najmniej oczekiwanym momencie. I czasem jest tak, że jedno wydarzenie może nas dobić bardziej, niż poprzednie, które wydawać by się mogło, było gorsze.

Cóż może przecież być gorszego od śmierci bliskiej osoby? Chyba nic, a raczej napiszę niewiele, bo zdarzają się takie sytuacje, które dotyczą nas bezpośrednio: kalectwo, niesłuszne skazanie, gwałt...
To skoro nakreśliłam już mniej więcej temat, to może nie będę go rozpisywać dalej, tylko przejdę do sedna. Nie będę przypominać, co mnie spotkało złego, jak ktoś będzie chciał poszukać, to znajdzie to w zakładce o mnie, tylko skupię się na bieżących rzeczach. Może to zabrzmi banalnie, ale w moim osobistym przekonaniu, najgorszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała, to mina mojej córki dnia wczorajszego, gdy dostała ode mnie prezent urodzinowy. Jedna mina, która znaczyła więcej niż rozczarowanie, nienawiść, złość i pogardę. Pisałam już wcześniej na moim profilu na Facebooku, że akurat od poniedziałku walczę z gorączką, a co za tym idzie, leżę głównie w łóżku. Wszystko poprawiło się wczoraj i to właśnie wczoraj mogłam wstać na nogi i ruszyć do miasta. Skąd mogę mieć pojęcie o prezentach dla trzynastolatek? Może dlatego, że wiedziałam, co chciałaby dostać i wiedziałam dokładnie, że w moim budżecie nie ma takich pieniędzy po pierwsze, a po drugie, prezenty za dwa tysiące złotych to lekka przesada. Dlatego nie było nowego laptopa, ani najnowszego, super wspaniałego telefonu, ani też pieniędzy na wspólne dwa tygodnie w tropikach z Julki najlepszą przyjaciółką (swoją drogą, to pieniądze na nasze wspólne wakacje poszły na książkę, ale o tym, to ona wie). Ja wiem, że niektóre dzieci wychowuje dwójka rodziców, którzy są lekarzami czy prawnikami, ale nie takimi zwykłymi, tylko szefami prywatnych klinik czy własnych kancelarii i dla nich takie prezenty to nic wielkiego. Nie mam też dużej rodziny, ani też nie utrzymuje z nimi bliskich kontaktów, by w tym dniu się z nimi złożyć na coś większego. Przypominam: trzynaste urodziny, nie moja supersłodka szesnastka z MTV czy osiemnastka z limuzynami. Normalne urodziny, jak każde inne. Wiem, jestem zacofaną matką i pewnie się nie znam, ale wolę czasami nie wiedzieć wszystkiego. Nie wypytywałam jej koleżanek, trochę poszperałam w internecie, trochę porozglądałam się po ulicy i poprzypominałam sobie niektóre nasze wspólne sprawy. Postanowiłam, że będę dobra i kupię jej Voucher (wspaniała nazwa oczywiście, ale nasza: bon podarunkowy, talon wcale nie brzmi lepiej). I ten wspaniały Voucher nabyłam, a dokładnie dwa. Jeden do fryzjera na obcięcie/modelowanie łącznie z farbowaniem/balejażem. Chociaż tutaj się długo zastanawiałam, czy przeżyję efekt "po". W końcu wszystkie jej koleżanki wyglądają już nowocześnie, a ona jest taka zwykła - tak mi to kiedyś tłumaczyła. Drugi Voucher kupiłam jej do Empiku i to raczej nie po książkę, tylko po jakąś muzykę, grę czy film. Przynajmniej nie kupię jej czegoś, co jej się nie podoba lub już to ma. I stwierdziłam radośnie, że chyba choć raz się postarałam dając jej, mniej więcej wolną rękę i uznając, że jest już w miarę dorosła. I tu chyba się pomyliłam. Cieszę się tylko, że musiałam się czuć, jak kretynka piekąc cały dzień tort. Nie wiem, co bym z nim zrobiła. Rzuciła nim o ścianę w kuchni, wyrzuciła czy może zjadła w całości, aż do momentu, gdy zrobiłoby mi się niedobrze.
Wracając do mojej historii, Julka wróciła z koleżankami ze szkoły pokazując mi swoje nowe etui na telefon, jakiegoś misia i nową grę, po czym szybko chciała uciec z nimi do pokoju. Zostawiłam ją na chwilę ze sobą i wręczyłam mój prezent tłumacząc, co to i na co. W odpowiedzi zobaczyłam wspomnianą minę i usłyszałam cudowną kwestię: "Nawet ci się nie chce wysilić dla własnej córki. Zawsze idziesz na łatwiznę". Po czym ze łzami w oczach zniknęła na górze i trzaskając drzwiami, zostawiła mnie samą w kuchni. Nie wiem, co było potem, kiedy poszły jej koleżanki, kiedy zasnęłam i co robiłam. Po prostu siedziałam i patrzyłam się na tą cienką warstwę powietrza uwięzionego pomiędzy dwiema szybami. Tak mi minął kolejny dzień, który sprawił, że w jednej chwili zapomniałam o wszystkich przykrych wydarzeniach z całego życia.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

piątek, 11 czerwca 2010

Blog samotnej kobiety

Czyli tak naprawdę mój. Zawsze, gdy potrzebuję jakiejś rady czy pomocy, jestem sama. Może to przez to, że sama o to nie proszę i chcę by inni się domyślili? Nie mówię wprost o swoich problemach, nie daję nikomu o tym znać, a smutnych oczu pod moją maską nikt nie dojrzy. Przyjaciół mam, gdy trzeba wspólnie pójść na zakupy, grilla, imprezę, spotkać się, by pogadać o pierdołach, a o nie o tym, co boli. Długo mogłabym się okłamywać, że tak nie jest. Mogłabym zadzwonić i powiedzieć, o co mi chodzi, umówić się i spotkać, ale dobrze wiem, że będę wpatrywać się godzinami w telefon, później będę myśleć, co powiedzieć, jak zacząć, a gdy w końcu uda mi się wybrać numer, to będę mówić o wszystkim, tylko nie o tym, o czym chciałam i rozmowa skończy się na niczym. Zresztą sama rozmowa przez telefon jest dla mnie wyzwaniem. Zazwyczaj mówię szybko, cicho i niewyraźnie, więc jak tu powiedzieć o czymś, co boli w danej chwili. 
Cóż, nie będę tutaj mówiła o tym, co mnie boli, jakie mam problemy itp, bo każdy z nas ma jakieś i nie ma, co czytelników tym zanudzać. Poruszę tylko problem samotności:
Tych samotnych poranków, gdy marzymy, żeby się nigdy nie obudzić;
Tych samotnych obiadów, kiedy nam się nie chce nawet gotować dla jednej osoby;
Tych samotnych chwil w tramwaju, gdy wydaje nam się wszyscy na nas patrzą i współczują;
Tych samotnych pryszniców, gdy woda zmywa nam łzy, a my krzyczymy wiedząc, że nikt nas nie usłyszy; Tych samotnych kąpieli, gdy z całej wanny zajmujemy jej malutką część podkurczając nogi pod siebie;
Tych samotnych wieczorów, gdy patrzymy ślepo w telewizor popijając kolejnego drinka;
Tych samotnych nocy, gdy przytulamy do siebie kołdry szukając ciepła drugiego człowieka;
Tych wielu samotnych chwil, gdy potrzebujemy kogoś, do kogo moglibyśmy się odezwać.
Mogłabym pisać o tym dalej i dalej, ale za dużo takich momentów w życiu nas wszystkich. Gdy dopada cię dół, myślisz o tym, jakie życie jest beznadziejne, gdy masz bliskich przy sobie, oni wytłumaczą ci, jakie ich życie jest beznadziejne, a ty możesz sięgnąć gwiazd.
Ja natomiast pójdę na samotny spacer.
Więcej o samotności przeczytasz w moich felietonach.
spacer samotnej kobiety
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Taka całkiem ja. Inna? Bezbronna? Ta sama.

Poszukując prawdy o swoim życiu często potrzebujemy zagłębić się w swoje myśli, a co za tym idzie potrzebujemy ciszy i spokoju. Tutaj zaś mała niespodzianka, robiąc to w pojedynkę skazujemy się na same destruktywne myśli. Dlaczego tak sądzę? Przerabiam to, co drugi dzień od wielu lat. I nagle tak spontanicznie znalazłam się z moimi znajomymi w górach. Piesze wędrówki, odpoczynek na polanie. Mój umysł stał się całkowicie pusty. Zniknęły problemy z pracą czy domem. Nie powiem, że nie zapomniałam całkowicie o Julce, po prostu wiedziałam, że nic jej nie jest i nie muszę do niej dzwonić co kilka godzin, by dowiedzieć się, co robi. Tak byłam pogrążona w moich myślach, jednak wciąż nie byłam sama. W każdym momencie miałam wokół siebie grupę swoich znajomych, przyjaciół. Oczywiście myślenie o głupotach i marzenia o lepszym świecie do niczego nie prowadzą, ale gdy wieczorem spojrzałam w żar ogniska, po prostu się wyłączyłam od całego zewnętrznego świata. Słyszałam rozmowy wokół mnie, ale nic z nich do mnie już nie docierało. Liczył się tylko blask ognia. Całkowicie pogrążona w swoim umyśle przeanalizowałam swoje ostatnie lata czy miesiące życia. Mogłabym zapłakać widząc to monotonię, jednak były chwile, gdy coś się tam działo, ciekawego. Nie było tak źle, bo dla tych kilku szczęśliwych chwil warto żyć. Wiem, że przyszłość nie będzie wspaniała, zwłaszcza, gdy się boję kliknąć "Wyślij", by posłać moją CV-kę do potencjalnego pracodawcy, nie mówiąc już o tym, jakby miał oddzwonić. Doskonale wiem, że każdy dzień przynosi nam szansę na zrobienie czegoś ciekawego. I ja dobrze wiem, jaka jestem i wiem, czego nigdy nie zmienię. Jednak po tym wszystkim rozumiem, że nie przestanę pisać.
bóg śmierć gra
PS. Za parę godzin wstaję, więc moje chaotyczne myśli nie powinny nikogo przerazić.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis