facebook

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Pisać każdy może!

Dlaczego niby nie? W końcu przyszło nam mieszkać w kraju, gdzie praktycznie każdy potrafi pisać i czytać. Taki już obowiązek szkolnictwa, oprócz wielu innych rzeczy do nauki. Czy coś takiego przydaje się w życiu? Zapewne nie każdego, ale z pewnością wiele osób docenia zalety, chociażby czytania. Z własnego doświadczenia widzę, że z pisaniem jest trochę gorzej, bo często kończy się ono wraz z ukończeniem szkoły, bo podpisywanie się, nie uznaję jako wyjątkowy przejaw piśmiennictwa. Wiem dobrze, że w erze rozwoju technologii wiele osób zamieniło długopis/pióro na klawiaturę i poprzez komunikatory ma stały kontakt ze znajomymi i potrafi zmieścić także w 168 znakach streszczenie całej encyklopedii, więc jak widać każdy może pisać, na swój sposób.
Czy każdy może napisać książkę? Pomyślmy. Niektórzy od razu się wyprą, że nie potrafią, nigdy tego nie robili i do tego nie maja talentu. Talentu? A czym właściwie jest ten talent i czy nie można go się nauczyć? Zgodnie z Wikipedią: „Talent - wrodzone albo nabyte predyspozycje w dziedzinie intelektualnej lub ruchowej, przejawiające się większym lub mniejszym stopniem sprawności w danej dziedzinie.” 
banksy źli artyści, talent
To wszystko znaczy, że jedni mają łatwiej i rodzą się już z talentem, w tym przypadku do pisania i  po dostrzeżeniu przez rodziców/nauczycieli szybko go wykorzystują. Pozostali mają trochę pod górkę, bo jak już kiedyś wspominałam na blogu, potrzeba około 10 000 godzin spędzonych nad jedną dziedziną, by być w niej naprawdę dobrym. Czy z tego, co napisałam powyżej wynika, że tytuł jest kłamstwem? Ależ skąd. Każdy może pisać. Pan Mietek, który każdego dnia woła do mnie „Pani kierowniczko, chociaż 20 groszy do winka”, pani pielęgniarka, która zszywała ostatnio ranę Julki, pan motorniczy i górnik, a tak naprawdę każdy. Obojętnie kim jesteś i ile masz lat. Liczy się to, co masz do przekazania, bo najlepsze historie pisze życie.
Martwisz się błędami? Ortografia, interpunkcja? Wszystkie edytory tekstu poprawiają po nas błędy, a do tego każda książka przed wydaniem trafia do korekty, więc czemu by nie spróbować. W końcu sama wiem, na jakich błędach się łapię i nie uważam, że ze mnie najlepsza polonistka, bo błędy są po to by je popełniać i uczyć się na nich. Nie jestem też wcale wyjątkowa, nie mam wspaniałego stylu, ani nic takiego. Jeśli masz coś do przekazania innym, napisz o tym. Może do szuflady, może tylko dla siebie, ale pisz, co ci szkodzi. Być może kiedyś postanowisz pokazać to światu, albo dopiero po twojej śmierci spisane kartki ujrzą światło dzienne, ważne jest, że zostawisz po sobie jakiś ślad. Jakikolwiek.


Ps. Ciągle pamiętam o "Samotności w związku", jeszcze się tutaj pojawi.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 21 kwietnia 2010

Samotne środy czy czasu więcej?

Patrzę tak na mojego bloga i widzę, że najwięcej wpisów pojawia się w środy. Trochę to dziwne, ale widocznie tak musi być. Wcześniej pisałam jeszcze w niedzielę, ale niedziela, jak to niedziela - pozostaje mi tylko myśleć o tym ile godzin mi zostało do poniedziałku. Podobno u większości z nas, tak koło godziny 17 przychodzi do głowy ta myśl, że to już koniec weekendu i zaczynamy rozmyślać o pracy. No może niektórzy z utęsknieniem, ale większość chyba z lekką nutą nienawiści. 
Ostatnio próbowałam napisać coś nowego na bloga i nawet zaczęłam, ale jak to bywa w moim przypadku, ciężko jest skończyć. W takim wypadku o samotności w związkach będziecie musieli poczytać w innym terminie, bo dzisiaj już tego wszystkiego nie skończę. Szkoda trochę, że nie mam samozaparcia, by skończyć, to co zaczęłam, ale odkładanie na później nie jest takie straszne. Zwłaszcza, jeśli w końcu udaje mi się coś wykonać. Może akurat w niedzielę będzie odpowiedni czas by coś dokończyć??
time running
Sprawdzałam ostatnio akcję Lubię czytać, którą promuję na swoim blogu. Popatrzyłam na ranking z boku i aż nie mogłam uwierzyć, że wśród stron wspierających jestem w pierwszej dwudziestce, a to znaczy, że wiele osób wchodzących na moją stronę korzysta z tego odnośnika. Ciekawe tylko, ile z nich sięga po książkę?
Co zaś się tyczy mojej książki, to ona fizycznie już jest i wychodzi tylko, że to ja taka nadpobudliwa jestem i nie mogę się jej doczekać. Pewnie bym pojechała do drukarni obserwując druk i zabierając tą jeszcze ciepłą, pierwszą. Gdy tylko będę ją miała już w ręce to na pewno was powiadomię, a minie jeszcze trochę czasu, nim trafi do księgarni w całym kraju. Daty oficjalnej premiery jeszcze nie ma, więc i ja muszę jeszcze poczekać. Nie wiem, może inni debiutanci nie mają takich problemów, jak ja i nie są tacy niecierpliwi.
To dzisiaj tylko taki krótki wpis, a na koniec coś miłego:








Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 14 kwietnia 2010

Tuż, tuż

Czyli wszelkie informacje na temat mojej książki umieszczę już w tym tygodniu. Oczywiście wujek google już wszystko wie i niecierpliwi znajdą to i owo, jednak ja jak zawsze z opóźnieniem, ale za to z pierwszej ręki. 
Zacznę od tego, co napisała do mnie jedna z czytelniczek nawiązując do mojego wpisu sprzed tygodnia i muszę się z nią zgodzić. Przed matką nic i nigdy się nie ukryje. Ona zawsze wie wszystko, tylko nie da tego znać po sobie i kiedy w końcu zdecydujemy się jej o czymś przyznać, to okazuje się, że ona to wiedziała od początku. Nie wiem, czy ze wszystkich sekretów, jakie próbujemy przed nią ukryć jest dumna, ale cóż, może tak to powinno już być.
Nawiązując do tytułu tego wpisu, to każdy dzień zbliża mnie do debiutu mojej książki, a raczej do tej chwili, kiedy będę mogła ją po raz pierwszy potrzymać w swoich dłoniach. Mogłabym napisać debiut życia, ale w końcu debiutujemy w danej dziedzinie tylko jeden raz w życiu. Jak w każdym takim przypadku mam kilka możliwości:
  • Pierwszej nawet nie biorę pod uwagę, gdyż nie zostanę zauważona, nie dostanę żadnej nagrody. Pewnie ktoś spyta, dlaczego nie wierzę w swój sukces. Otóż, dla mnie samej sukcesem było napisanie i wydanie książki. Poza tym, w ilości książek ukazującej się co roku, w tłumie zagranicznych bestsellerów, ja z moim raczkującym stylem, pisząca o mało porywających rzeczach nic nie zdziałam (Mylić się jest rzeczą ludzką). Oczywiście nie zakładam, że za rok wydawnictwo odda cały mój nakład i całe mieszkanie zastawię sobie książkami, ale na jakieś szczególne osiągnięcia nie liczę. Zresztą po szczególnym docenieniu przez ogół czytelników czy krytyków, człowiek zaczyna bujać w obłokach i następna książka spod jego rąk często okazuje się totalną porażką. 
  • Druga możliwość to taka zwyczajna droga. Coś się sprzeda, ktoś coś napisze przychylnego i samo z siebie się skończy. Niesprzedany nakład trafi do jakiegoś centrum tanich książek. Akurat po takich doświadczeniu najbardziej odechciewa się wydania czegokolwiek i często kończy się przygoda z pisaniem, bo i wydawnictwo niechętne do wypuszczenia kolejnej pozycji na rynek, a i autorowi żal zainwestować w siebie wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie.
  • Trzecia możliwość, czyli debiut okazuje się totalną klapą, a wszelkie recenzje to potwierdzają. Autorzy często się poddają i nie tworzą nic nowego i tylko ci najwytrwalsi stale wierzą w swój talent. Wydają drugą książkę, która okazuje się większą klapą, niż pierwsza i odkrywani są na nowo dopiero przy kolejnej.
Możliwości jest wiele więcej i sama nie wiem, która mnie wybierze, ale to się dopiero okaże. W każdym bądź razie wszystko przede mną i żadnej z nich nie skreślam.
Jak na każdą początkującą pisarkę przystało powinnam jak najwięcej swojego czasu poświęcić na promocję swojej książki. Spotkania z czytelnikami, wywiady dla radia, gazet czy telewizji, branie udziału w różnego rodzaju akcjach społecznych, czytanie fragmentów, składanie autografów i dedykacji, udział w czatach internetowych itp. Pewnie zawiodę wszystkich pisząc, że tak naprawdę nie zobaczycie mnie nigdzie.  Może niekoniecznie poprzez brak czasu z powodu pracy i obowiązków domowych. Pozostanę tylko przy mojej wirtualnej kampanii promocyjnej, dołożę do tego bookcrossing i na tym koniec. Nie zobaczycie mnie w żadnej galerii czy księgarni, nie udzielę wywiadu radiowego, ani tym bardziej nie pokażę się przed kamerami. Po prostu nie chcę, a tym bardziej nie lubię pokazywać się publicznie. Może nie chcę chronić swojej prywatności, ani nie goni mnie moja przeszłość. Po prostu mnie to przerasta, a tym bardziej się boję konfrontacji z innymi ludźmi. Zdziwi was to bardzo, ale osoby, które czytały moje felietony pewnie wiedzą, o co mi chodzi. Może się obawiam, że nikt nie przyjdzie na spotkanie z autorem, a może boję się, że nie będę potrafiła odpowiedzieć na pytania. Bynajmniej, tak postanowiłam od samego początku i ustaliłam to z moim wydawcą, więc tego będę się trzymać i raczej nie możliwości, bym zmieniła zdanie na ten temat. Wiem, że kroczę pod prąd, wbrew temu, co robią inni, którzy zrobią wszystko, byleby się gdzieś pokazać, w końcu wielkie księgarnie nie zrobią mi darmowej reklamy. Wiem, że mało kto o mnie słyszał i w ten sposób raczej nie usłyszy, ale sama zobaczę, dokąd mnie ta droga zaprowadzi.
Zastanawiałam się ostatnio nad osobą agenta literackiego, który w Polsce jest raczej mało popularny. Wiem, że najbardziej jest on potrzebny znanym pisarzom, którzy nie mają dużo czasu by organizować spotkania, konferencje, udzielać się medialnie, ale chyba nikt nie dostrzega, że to właśnie przyszłym debiutantom są oni najbardziej potrzebni. W końcu nie znają rynku wydawniczego, nie wiedzą do kogo się zgłosić i w jakiej formie. Zdarza się, że wysyłają swoje propozycje gdzie popadnie, często nie trafiając w profil wydawnictwa. Wiadomo, że agent nie pracuje za darmo i raczej nie zechce nas reprezentować za procent zarobionych przez nas w przyszłości pieniędzy, ale gdyby miał pod swoją opieką dwudziestu przyszłych pisarzy, to za godne reprezentowanie i znalezienie odpowiedniego wydawnictwa z pewnością każdy byłby skory wydać te kilkaset złotych. Zresztą ten temat rozwinę na mojej stronie fanów na Facebook'u, gdzie wszystkich czytających zapraszam.
I przy okazji zapraszam wszystkich do czytania, zwłaszcza z nadchodzącym w przyszłym tygodniu "Światowym dniu książki i praw autorskich".
światowy dzień książek
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

środa, 7 kwietnia 2010

Taki jakiś

Ostatni wpis był mniej więcej testowy. Testowy pod względem sprawdzenia dat, bo kiedyś mi się wydawało, że wpis rozpoczęty z datą np. 10, a opublikowany 15., wyświetlał się i tak, jako dziesiąty. Może mi się wydawało, może nie, ważne, że już mnie ten problem nie będzie męczyć więcej. 
Dzisiaj w sumie nie mam za dużo czasu, ale postanowiłam w końcu dokończyć, chociaż po części, zakładkę "Ksiażka". Oczywiście skończona nie jest, brakuje zdjęć i treści, ale wszystko w swoim czasie. Ważne, chociaż już nie jest całkowicie pusta i nie straszy. 
Po opublikowaniu felietonów o samotności i wkrótce swojej książki, pewnie na tej drugiej skupię się w dalszym życiu bloga. Mogłabym założyć nowego bloga, jako Początkująca pisarka, ale w ten sposób to na nic nie będę miała czasu. 
jak zostać sławnym blogerem
Mam nadzieję, że stali czytelnicy wybaczą mi, bo o samotności jeszcze nie raz tutaj napiszę. 
W końcu zegar mojej samotności bije, co godzinę. Śmierć go nakręca, tylko ona, tylko ona na mnie czeka..
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Nowy miesiąc, nowy wpis

Pierwszy kwietnia, czyli Prima Aprilis, a ja mogę sobie powiedzieć, że życie robi kawały każdego dnia. No może nie tak do końca, ale często uważam, że jeśli coś ma się przydarzyć komuś, to najczęściej mnie to spotyka. Cóż, może to takie moje szczęście.
Zamiast pisać nowy post, postanowiłam dokończyć poprzedni, który urwałam po jednym zdaniu. Zdarza się, nawet często.
No i tak mi się zbierało na pisanie i zbierało, aż w końcu z jednego dnia minęły cztery i nic więcej spod moich palców nie wyszło. Już nie będę pisać o braku weny i czy braku czasu, bo z tym ostatnio nie ma problemów, a raczej problem jest ten sam, co zawsze. O ile Julka wie mniej więcej, czym się zajmuję, poza moich życiem zawodowym i czasem nawet mi przy tym pomaga. Na Naszej-klasie może zapraszać, kogo chce do mojego profilu. Na twitterze poza kilkoma wyjątkami także. Na pozostałe serwisy też czasem zaglądnie, ale dla niej to i tak zabawa. Z moich znajomych, to tylko kilka osób wie, czym się zajmuje i szansa, że inni się dowiedzą, jest naprawdę mała. Trzymam swoją pasję praktycznie tylko dla siebie i może byłoby łatwiej, gdyby inni mnie wspierali, ale taka już jestem. Wolę się ukrywać przed innymi i dzięki temu unikam różnych pytań dotyczących samej siebie.
Wracając do tego, od czego zaczęłam, to w te święta nie znalazłam chwili spokoju dla siebie. W końcu nie będę pisać w środku nocy, ani też ukrywać się w łazience z laptopem. Teraz, gdy przyjechało do mnie, a raczej do nas kilka osób, to praktycznie straciłam swoją samotnię do pisania. Nie mogę znaleźć sobie miejsca, by przez chwilę przysiąść i coś zrobić, by ktoś mi nie przerwał i nie spytał, czym się zajmuję., co robię, albo co piszę? Ukrywanie prawdy przed najbliższymi jest chyba najgorsze, ale najgorsze są też słowa dezaprobaty od nich, zwłaszcza, gdyby wiedzieli. Każda uszczypliwa uwaga na temat tego, co robię, bolałaby dziesięć razy bardziej. Dlatego pozostało mi kłamstwo, chowanie wszystkiego, co napiszę i nieodpowiadanie na dziwne pytania. Cóż, chyba nie pozostało mi nic innego. Prawda i tak kiedyś wyjdzie na jaw, ale po latach braku zainteresowania i wspierania tego, co chciałabym robić w życiu, nie pozostaje mi nic innego. Może nie będę pisać dalej, bo jeszcze wyjdzie jakiś mój konflikt z matką, ale tu raczej wychodzą moje problemy z bycia jedynaczką wychowywaną przez samotną matkę, przez co prywatność w domu rodzinnym nie istniała praktycznie nigdy. Na tym chyba koniec.
Prawdę o tym, czym się zajmuję w wolnych chwilach będę mogła trzymać w tajemnicy praktycznie zawsze. Sama zdaję sobie sprawę z tego, jak szybko porzucam zainteresowanie daną rzeczą i pewnie moja przygoda z pisaniem także szybko się skończy i powróci na nowo za kilka lat. Debiut mojej książki minie szybciej, niż mi się wydaje i niczego oczywiście nie zmieni. Przez kilka dni będę z siebie dumna, a później wrócę do swojego szarego życia.
lonely girl reading
Rozpoczęty tom II „Zawstydzonych, czyli skazanych na.. Samotność” pewnie nigdy nie zostanie skończony, zaś pozostałe rzeczy, którymi się teraz zajmuję, także trafią do szuflady. Ot, taki kolejny etap w moim życiu. Póki co, jestem zadowolona, że udało mi się chociaż tyle osiągnąć. Nie wiedziałam, że początki mogą być, aż tak trudne. W sumie przy takim moim nastawieniu, nic, nigdy nie powinno mi się w życiu udać, ale czasami wydaje mi się, że moje podejście do życia nie jest pesymistyczne, tylko realistyczne. Wszystko czas pokaże..
A tak na koniec:
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis