facebook

czwartek, 27 sierpnia 2009

Samotność, a.. święta i urodziny

Czyżbym już straciła wenę twórczą do artykułów, czy może po prostu mi coś gorzej idzie. Wcześniej napisanie felietonu zabierało mi kilka godzin plus godzina korekty i następna często na poszukiwanie zdjęć. Teraz napisałam kolejny w godzinę z kawałkiem zauważając, że większość rzeczy zawarłam już we wcześniejszych artykułach. Znów musiałabym zrobić pełno odnośników, by wszystko było spójne, a wcześniejszy tytuł: "Samotność, a.. znajomi i rodzina" został zastąpiony. Dlaczego? Wszelkie stosunki z rodziną, jak i z przyjaciółmi zostały już opisane we wcześniejszych postach, więc by się nie powtarzać musiałam wszystko poprzerabiać i skrócić. Z całości wyszło mi tylko tyle, z czego nie jestem do końca zadowolona. Może powinnam być bardziej zadowolona z postępu poprawek przy książce. Skończony już całkiem rozdział czwarty i połowa piątego także. W takim tempie do końca miesiąca będzie wszystko gotowe, a później rozpocznie się żmudne poszukiwanie wydawcy skłonnego coś z tym zrobić więcej. Zobaczymy, jak mi pójdzie z tym później. Póki co Frogrank skoczył o jedno oczko i uplasował się na 18, co jak na blog, który nie istnieje jeszcze pół roku jest dla mnie sporym osiągnięciem. Pierwszy tysiąc jest już na wyciągnięcie ręki, więc muszę się jeszcze trochę postarać. Dodałam na bloga jeszcze opcję wyszukiwania, bo będę trochę zmieniać w etykietach i może się skuszę zamiast nich na chmurę tagów. Wszystko jeszcze przede mną i muszę zobaczyć, jak to będzie najpierw wyglądać. Linki do felietonów "Samotność, a.." na pewno zostaną, więc nie zostaniecie pozbawieni skrótów, gdyby coś mi poszło nie tak. To chyba tyle tytułem tłumaczącego się wstępu. Zapraszam do czytania. Miłej lektury.

Samotność, a.. święta i urodziny 

Są w życiu samotnych takie osoby, które muszą widywać. I to często wbrew im woli nawet. Choćby chcieli to nie mogą zerwać całkiem kontaktów z rodziną, a znajomi odzywają się do nich w najmniej spodziewanych momentach, często po kilku miesiącach milczenia. I to właśnie rozmawiając z nimi potrafią przywdziać największą maskę. To z nimi muszą udawać, że wszystko jest w porządku łatwo zmieniając na inny tor trudne tematy. Tylko w głębi oczu zawsze widać ten wewnętrzny smutek, którego nawet szczery uśmiech nie potrafi ukryć.
smutna kobieta
Czekają w napięciu, kiedy będą mogli się wyrwać ze spotkania i przebywać ze samym sobą. Nie chcą się otworzyć, powiedzieć o swoich problemach i zrzucić część ich ciężaru. Odmawiają sobie pomocy wiedząc, jakie rady mogą dać im najbliźsi, którzy choćby nie wiadomo jakby się starali, to nie są w stanie ich do końca zrozumieć. Po prostu ciężko spojrzeć na świat oczami długo samotnej, a do tego nieśmiałej.
Mieszkając z rodzicami zazwyczaj snują się po domu, jak cienie traktując go praktycznie, jak hotel. Nie wychodzą w ogóle ze swojego pokoju będącego ich prawdziwym schronieniem. To tutaj czują się bezpiecznie, a na zewnątrz narażają się, że kogoś mogą spotkać i będą musieli rozmawiać. Nie musi być poważna rozmowa, wystarczy jakiekolwiek pytanie, na które i tak nie mają ochoty odpowiadać. Są całkiem obcy we własnym domu. Trudno także ich zmusić do jakiejkolwiek pomocy, bo wolą spędzać czas u siebie, choćby mieli wpatrywać się w sufit przez pół dnia.
brak ochoty na pracę
Jeśli już się usamodzielnią, to jest te kilka dni w roku, gdy trzeba je spędzić lub wypadałoby je spędzić z innymi, czyli walentynki, nowy rok (o tych w artykule „Samotność, a.. imprezy”.) i oczywiście święta oraz urodziny, których nie lubią obchodzić.
Chyba i tak najgorsze są święta, bo czy chcą, czy nie chcą muszą spędzić je z rodziną. Nie tak łatwo się wymigać, w końcu znają ich całe życie. Niby radosne chwile przygotowań i spędzania wspólnego czasu jest dla nich przekleństwem. Są skazani na przebywanie z rodziną przez kilka dni i nie tak łatwo zamknąć się w ich pokoju i nie wychodzić w ogóle. Jeśli z nimi nie mieszkają na stałe, to wiedzą, że będą zmuszeni do przyjazdu, a potem wypytywani, jak na przesłuchaniu. Od pracy zaczynając a kończąc na braku drugiej połówki. Nie lubią, gdy na spotkania rodzinne przychodzi rodzeństwo czy ktoś inny młodszy z rodziny. Patrząc na ich szczęśliwe życie wiedzą, że są nieudacznikami i nic nie osiągnęli w życiu, czym mogli by przebić ich opowieści. Nic się w ich życiu nie wydarzyło, praca to porażka, a o poszukiwaniu męża czy żony lepiej nie wspominać. Szkoda, że nie mogą zostać w tym czasie w domu i oszczędzić sobie wstydu, a często nawet i głupich docinek ze strony najbliższych.
Do tego dochodzą prezenty, które wypadałoby kupić, bo niby tak wypada i wszyscy to robią.
 samotne kupowanie prezentów
Wychodząc na miasto dobijają ich wtedy wielkie reklamy produktów i wielkich obniżek, które mają ich zachęcić do kupna czegoś na prezent. Kupowanie ich jest dla nich sporym problemem. Po pierwsze tego nie lubią, bo muszą gdzieś wyjść i przebywać z innymi. Łatwiej zamówić przez internet, ale najczęściej wtedy nie zdąży dojść dostawa, albo przypominają sobie o tym za późno. Chadzają więc między sklepami, gdzie otacza ich wielki tłum ludzi spieszących się ogromnie. Oni mają czas. Po drugie nie wiedzą kompletnie, co kupić, bo albo nie znają potrzeb swojej rodziny, albo nie chcą ich znać i szukać czegoś konkretnego.
świąteczny tłum
 Fot. by: Geoff Pugh; www.telegraph.co.uk
Do tego oni muszą kupić każdego coś z osobna, a oni się złożą i kupią im coś, co im się praktycznie nie przyda. Przemierzają więc wielkie centra handlowe przypatrując się szczęśliwym rodzinom i osobom pragnącym sprawić bliskim trochę przyjemności. Oni zaś kupują prezenty z konieczności, bo tak trzeba i już. Już nawet nie myślą, co biorą, byleby tylko mieć to z głowy. Później pomyślą, co komu dadzą i nie martwi ich to, że może być nieprzydatne lub źle dobrane. I tak inni potrafią udawać, że się cieszą nawet z małej rzeczy, w przeciwieństwie do nich, wiecznie niezadowolonych z siebie, z życia, ze wszystkiego. I w końcu mogą uciec stamtąd. Ze sklepu, z ulicy, ze świata zewnętrznego. Wrócić do siebie i ukryć się w swojej twierdzy, choćby przez chwilę, zanim znów będą musieli dzielić czas z innymi.
Długo wyczekiwany przez wszystkich dzień urodzin jest dla nich dniem, kiedy woleliby się w ogóle nie pokazywać światu. Usuwają ze wszystkich możliwych serwisów internetowych informację o tym dniu, by inni nie mogli dowiedzieć się, kiedy wypada ta magiczna data. Ciężko jednak zwieść w ten sposób najbliższych przyjaciół, oni i tak pamiętają. Często o nich zapominają, ale w tym dniu, a często choćby i dzień po, przypominają sobie o nich i dzwonią lub nawet odwiedzają ich. Jak już wcześniej pisałam w innych artykułach, nie lubią rozmawiać przez telefon oraz nie potrafią okazywać uczuć, więc w jaki sposób mogą się cieszyć z życzeń składanych w ten sposób. Gorzej jest, gdy dostają od nich prezenty, wtedy kompletnie nie wiedzą, jak się zachować. Są zmieszani i zawstydzeni jednocześnie. Mniejszy problem jest, gdy prezenty dostają od przyjaciół, gorzej, jeśli dają je osoby z pracy, których praktycznie nie znają, a czasem nawet i nie lubią. I co teraz myśleć? Lubią nas, udają, bo tak im szef kazał, a może oczekują tego samego od nas w przyszłości. Nie dopuszczają do siebie myśli, że ktoś po prostu chciał im zrobić przyjemność.
urodziny w pracy 
 Jeśli odwiedzą ich w tym dniu znajomi, to niespodziewana wizyta szybko się kończy. Nie spodziewali się ich i nic nie przygotowali, zresztą tym zawsze się gdzieś spieszy i byli u nich tylko przelotem. Kiedyś już próbowali zrobić imprezę urodzinową. Zarezerwowali stolik w klubie, ale najpierw przygotowali imprezę w domu. Zrobili pełno różnego jedzenia spędzając kilka godzin na zakupach i w kuchni. Przystroili nawet pokój i w oczekiwaniu czekali na gości z pracy, znajomych bliższych i tych dalszych. Gdy godzinę po rozpoczęciu swoich urodzin odebrali więcej telefonów z rezygnacją z przyjścia, niż osób, które zaprosili doszli do wniosku, że nic z tego nie wyjdzie. Nie zostali sami. Zawsze się ktoś pojawia, ale oczywistym jest, że te kilka osób wyjdzie szybciej, niż planowali, a rezerwacja w klubie na pewno przepadnie. Po takim kiepskim doświadczeniu nie organizują już następnego przyjęcia. Wolą już spędzić ten dzień samotnie, bo nie chcą znów doświadczyć porażki. Zamiast tortu ze świeczkami wystarczy im pączek z jedną świeczką, a zamiast toastów przy szampanie uraczą się sami winem, które najbardziej lubią.
samotne urodziny
Tak są bardziej szczęśliwi i nie muszą doczepiać sobie uśmiechu na cały wieczór. Pamiętają, jak kiedyś z łatwością im wszystko wychodziło. Jak znajomi z liceum czy ze studiów wpadali tak po prostu – bez prezentów i niezapowiedziani. Spędzali razem czas, a szybka wizyta w sklepie załatwiała wszelką sprawę przygotowań. To były czasy, kiedy byli naprawdę szczęśliwi. Teraz wszyscy są zajęci rodziną lub pracą i nie odwiedzą ich tak spontanicznie, zresztą kontakt i tak się częściowo urwał. Jednak właśnie w ten dzień wspominają nie tylko miniony rok, ale wszystko to, co wydarzyło się wcześniej.
Zastanawiają się, jak to jest, że gdy ich znajomi organizują urodziny to pojawia się u nich zawsze minimum dwadzieścia osób, które jakoś zawsze znajdą czas. I choćby ich impreza odbywała się dwa dni przed ich świętem, to nieśmiali nie zaproponują wspólnego przyjęcia lyb też odmawiają im, gdy o taką rzecz pytają. Wiedzą dobrze, że ci znajomi nie przyszliby tak naprawdę do nich i nie chcą się tak po prostu dołączać. 
impreza urodzinowa
I tak mają problem, gdy wszyscy się składali i kupili wspólnie prezent, a oni mają swój mały osobny lub przyszli z pustymi rękoma i nie wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji. Dlatego starają wymknąć się po cichu zaraz po odśpiewaniu "Sto lat" i nie przeszkadzać innym swoją osobą, ani nie nudzić się, gdy wszyscy bawią się na całego.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Napisano już 7 komentarze/y. Zapraszam do dodawania kolejnych...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

skwarcia pisze...

Zgadzam się z wieloma rzeczami w tym felietonie.Mój pokój jest moim azylem i moim królestwem gdzie naprawdę dobrze się czuje i bezpiecznie!!Moja rodzina jest patologiczna ale nie ma w niej bicia.TO jest patologia XXI wieku czyli znęcanie psychiczne.I jaki kolwiek z nią kontakt jest dl amnie męczarnią a wspólne święta to najgorsy czas w roku a to powinnien być najweselszy.To właśnie przez swoją rodzinę jestem samotna.
Urodziny spędzam samotnie.Nie ma to jak siedzieć w mcdonaldsie i czekać na telefony od rodziny i znajomych a niestety prawie nikt nie dzwoni.Nikt nie pamiętał...
Nie lubię spędzać czasu z osobami z rodziny cZy znajomymi którym ciagle się wszystko udaje bo ja to cóż królowa dramatów jestem i jak ktoś ma takie piękne i cudowne życie to zazdroszczę mu i się porównuje.Ja też bym tak chciałą!Nie lubię też czasu przed świętami na mieście kiedy widzę całe rodziny na zakupach a cóż ja samotna chodzę i kupuję jedynie coś do zjedzenia.Jeszcze gorzej samotnie się czuje bo wiem że ja nigdy z moją rodziną tak zakupów nie zrobiliśmy i nigdy nie będziemy.
Ten felieton jest normalnie jakby o mnie!!
skwarcia.blog.onet.pl

Antonina pisze...

I to chyba przez znęcanie się psychiczne naszej rodziny, często nawet i nieświadome z ich strony, przestajemy z nimi rozmawiać, a nawet widywać ich w domu. Nic tak nie dobija, jak złośliwa uwaga od ludzi, którzy powinni nas wspierać.

Anonimowy pisze...

a ja nawet rodziny nie mam z ktorą moglabym spedzic swięta..nawet nie wiem jak to sie robi..

Antonina pisze...

Przyjdzie czas, że sama założysz rodzinę i będziesz spędzać święta tak, jak chcesz.

Anonimowy pisze...

Myślę, że jeśli jest ktoś znajomy, kto pamiętał o urodzinach, to można mówić o wielkim szczęściu. Czy o urodzinach samotnego pamięta ktoś w ogóle? Może mama, siostra...

Antonina pisze...

Mama i córka pamiętają, ale chyba wyłączę przypominanie o urodzinach na Facebooku, to wtedy zobaczę, kto tak naprawdę pamięta.

Anonimowy pisze...

Ten caly blog jest jakby o mnie. Kiedys bylam inna. Teraz jestem taka osoba o jakiej pisze Pani Antonina. Stalo sie tak za sprawa mojej rodziny wlasnie. Nie jestem moze chorobliwie niesmiala (taka bylam jako nastolatka), tego sie troche wyzbylam, ale jestem "naprawde trudna osoba". BYlam w zwiazkach. Dwa razy uslyszalam "nie kocham Cie". Potem juz jakbym umarla. Żyje, ale tak naprawde umarlam. Moje cierpienie jest tak straszne, ze czasami juz zyc mi sie nie chce. W pracy mam same problemy, bo jestem indywidualistka i nie umiem pracowac w zespole. Siostra jak probowalam z nia porozmawiac wlasciwie uciekla i nigdy juz jesj nic nie powiem. Zreszta rodzina mnie olewa calkowicie, ale ja jakbym tez nauczyla sie tego samego. Stosunki sa bardzo chlodne pomiedzy nami. A ja jestem tak naprawde osoba bardzo czula i potrzebujaca wiele milosci. Z pierwszym moim partnerem ta czulosc byla do pewnego momentu oczywiscie. Z drugim juz nie. Ciagle bylam krytykowana, wiec nie bylo miejsca na jakakolwiek czulosc. Ten caly blog jest o mnie. Mieszkam na pietrze w domu, oczywiscie z rodzicami, bo nie stac mnie na mieszkanie. Ciagla kontrola i wscibvstwo mnie dobija. Ten dom jest moim wiezieniem. Mam juz dosc. Mysle, ze na zwiazek nie mam juz zadnych szans z nikim. Chyba juz nie potrafilabym zaufac nikomu. JUz zaufalam i zostalam oklamana. JUz dosc.

Prześlij komentarz