facebook

środa, 12 sierpnia 2009

Samotność, a.. okazywanie uczuć i empatia.

Trochę ciężko było, ale się udało coś napisać nowego. Zaczęło się od nadgodzin i jakoś się skończyć nie może. Dobrze, że koniec tygodnia już blisko. Nie ma co za długiego wstępu robić, miłej lektury:

Samotność, a.. okazywanie uczuć i empatia.
Empatia i problemy z okazywaniem swoich uczuć zdarza się u różnych ludzi, ale także prawdą jest, że u osób nieśmiałych pojawiają się one wyjątkowo często. Nie chodzi tu tylko o okazywanie miłości, ale także o wyrażanie swoich potrzeb względem przyjaciół czy rodziny oraz co najważniejsze zrozumienie ich cierpienia poprzez postawienie się w ich sytuacji.
Zacznijmy od tej najbardziej znanej formie okazywania uczuć, czyli miłości. Czy to nieśmiali, czy samotni na swojej życiowej drodze kiedyś kogoś mieli u swojego boku. Pamiętają też, że gdy już byli ze sobą odpowiednio długo czuli potrzebę podzielenia się znanym wszystkim wyznaniem. Te krótkie słowa „kocham cię” wypowiadali po raz pierwszy czując drżenie głosu, a także strach przed tym, co odpowie ich druga połówka. Pamiętali, że było to prawdziwe uczucie i nikt im nie wmówi, że kłamali.
I tutaj trzeba im przyznać rację, a to, że nie są zbyt śmiali na niektóre zachowania, nic tak naprawdę w tym względzie nie znaczy. Ciężko im mówić czułe słówka, chociaż pisać mogą ich miliony, a najwięcej nieporozumień sprawia rozmawianie o swoich potrzebach czy problemach. Boją się zacząć mówić o niektórych tematach i to nie tylko tych intymnych. Wiedzą, że gdy już zaczną dany temat, to później już jakoś pójdzie, ale ciężko jest im zainicjować właśnie ten początek. Nie potrafią powiedzieć drugiej osobie, co ona robi źle, nawet z delikatny sposób. Boją się urazić uczucia innych, mimo że ci ranią ich często. Do tego ciężko jest im odnaleźć się w świecie kłótni i późniejszych przeprosin. To pierwsze każdy przechodzi na swój sposób, jednak późniejsze rozmowy czy przeprosiny, to dla nich wielki problem. By do nich doprowadzić należałoby coś zrobić. Napisać, zadzwonić, po prostu przyjść. Niekoniecznie już mężczyźni, ale także nieśmiałe kobiety tego nie potrafią. Może to bardziej nieumiejętność do przyznawania się do błędów, niż okazywania uczuć, ale gdyby, chociaż jedna ze stron potrafiła podejść i przytulić się, z pewnością byłoby łatwiej.
Chyba nie odpowiedziałam na pytanie: „Czy nieśmiali potrafią kochać?”. Tak, chociaż ich sposób poszukiwania bliskości u płci przeciwnej jest zgoła inny od wszystkich. Każda z tych osób potrafi być samolubna w pewnym względzie. Nie chodzi o myślenie o związku jako para czy jednostka, ale o wyłączaniu się czasami i myśleniu oraz marzeniu o tym, by być w danej chwili samą/samemu. Kiedy miłość umiera osoby nie umiejące okazywać uczuć częściej zadają sobie pytanie: „Czy ja ją/go w ogóle kochałem/-am?”. I naprawdę ciężko im na to odpowiedzieć. Inni potrafią powiedzieć: „Kochałam/-em, ale kiedyś”, nieśmiali zaczynają od kiedyś, tylko nie wiedzą, co dokładnie ich łączyło z drugą osobą. Czy była to jakaś więź, czy tylko sobie to wmówili. Perspektywa czasu zmienia sposób patrzenia na te sytuację.
Najczęściej nie okazujemy uczuć względem naszych rodziny. I to chyba najczęściej tej najbliższej, czyli w stosunku do rodziców czy rodzeństwa. Zależy to także od reakcji panujących w domu, ale rzadko zdarza się, by osoby nieśmiałe miały dobry kontakt z obojgiem rodziców i by szukały u nich pocieszenia. Ciężko im sobie wyobrazić, że mogą o swoich problemach, chociażby tych z pracy, porozmawiać z rodziną. Nie chcą się przed nimi otwierać, a tym bardziej, jeśli nigdy tego nie robili, powiedzieć im, że ich kochają. Może to tylko słowa, ale często patrzą na rodziny innych, którzy potrafią żyć z rodzicami, jak przyjaciółmi. Szukać u nich oparcia czy przytulić się w trudnych chwilach. Wolą uciekać przed problemami do własnego świata niż próbować naprawić więź między nimi.
To samo tyczy się także dalszej rodziny, z którą nawet podczas zjazdu rodzinnych nie rozmawiają, a na samą myśl, że muszą się z nimi przytulać na powitanie, woleliby zachorować. Mając tak wiele tajemnic przed nimi przyzwyczaili się, że oni także nie próbują zmniejszyć dystansu między nimi, jakby wiedzieli, że każda próba zbliżenia się do nich i tak niewiele da. Dlatego patrzą na filmy, w których rodzina jest blisko siebie i zastanawiają się, czy to zostało zrobione na potrzeby filmu czy może jest to taki stereotyp powtarzający się bez końca. I woleliby, aby tak właśnie było. Rodzeństwo traktują jak obcą osobą, z którą muszą przebywać. By podzielić się z siostrą swoimi intymnymi doświadczeniami nigdy nie pomyślą. W końcu jak można takiej osobie zaufać. Może i już się nie biją, ale traktują się jako zło koniecznie, z którym przyszło im mieszkać. I mimo starań z drugiej strony wiedzą, że nic tego nie zmieni. Nawet, jeśli brat czy siostra są starsi i mogą im udzielić rad życiowych, to nigdy nie zwrócą się do nich ze swoimi problemami.
Z przyjaciółmi jest podobnie jak w kontaktach z rodzicami. Zamknięci za swoją skorupą, czasem się otworzą i powiedzą coś o swoich problemach. Jednak i tutaj ciężko im powiedzieć: „Lubię cię; Fajnie, że przyszłaś/-eś; kocham cię”. Napotykają opory w takich sytuacjach, tak samo jak w przypadku, gdy muszą na te stwierdzenia odpowiedzieć. Najczęściej mówią: „Ja ciebie też” i na tym kończą zmieniając temat. Podawanie ręki przez mężczyzn czy buziaki kobiet to i tak przekroczenie pewnej granicy intymności przez nieśmiałych. Ciężko i tutaj także się przytulić w trudnych chwilach, mimo znajomości przez tyle lat. Ciężko też prosić o pomoc czy poprosić o odwiedziny. To przekracza ich możliwości.
Oczywiście nie biegną od razu, gdy znajomi ich o coś poproszą, tylko ich najczęściej zbywają, ale ucieszyliby się, gdyby ich odwiedzili tak po prostu. Bez żadnej specjalnej okazji czy po kilkugodzinnych porządkach. Dlatego mając doła nikt ze znajomych o tym nawet nie wie, bo skąd ma o tym wiedzieć. Nikt nie zwoła sztabu kryzysowego, gdy kogoś wyrzucą z pracy czy skończy się związek, kiedy o tym nie ma pojęcia. I nawet jakby chcieli mieć lepszy kontakt ze swoimi przyjaciółmi, to zawsze okaże się on tylko szczątkowy.
Podobnych zachowań, jak z przyjaciółmi czy z rodziną możemy spodziewać się z ludźmi z pracy. Tutaj nie ma szans na żartowanie się czy flirtowanie. Nie rozmawiają za dużo, ani nie szukają tam żadnych znajomych. Zresztą nie chcą ich tam szukać.
Mając jakiś problem wolą sami go rozwiązać niż szukać pomocy u bardziej doświadczonych osób. Wszystko chcą robić sami, dlatego wszelka praca zespołowa odpada. Więcej o tym temacie w artykule „Samotność, a.. praca i pieniądze”.
Empatia objawia się najbardziej w najgorszych momentach. W przypadku śmierci czy problemów rodziny lub znajomych nieśmiali nie potrafią się zachować. Nie wiedzą, w jaki sposób złożyć kondolencje lub ulżyć komuś w przypadku straty. Wiedzą, że powiedzenie „Przykro mi” jest takie oklepane i na pewno nie pomoże. Mylą się. Nie myślą nawet o poklepaniu w ramię czy przytulenie, zwłaszcza, gdy dzieje się to wśród innych osób.
empatia pogrzebFot. : www.ehow.com
Jest im ciężko zrozumieć cierpienie wywołane stratą bliskiej osoby, a jeszcze gorzej jest im się postawić na miejscu smutnej osoby. To właśnie problemy z okazywaniem współczucia są najbardziej odczuwalne w ich codziennym życiu i to właśnie one sprawiają, że nawet nie tylko w takich drastycznych sytuacjach nie potrafią oni zaradzić i pokonać ból. Gdy ich przyjaciele mają jakieś problemy i chcieliby od nich usłyszeć jakieś słowa otuchy, nieśmiali nie wiedzą, co powiedzieć, ani tym bardziej zrobić. Swoim biernym zachowaniem sprawiają, że następnym razem nikt nie zwróci się do nich po pomoc, bo wcale im nie pomagają. Przyglądają się tylko z boku zakłopotani i zagubieni, natomiast, gdy problem dotyczy ich samych mają wszystkim za złe właśnie tą obojętność, z którą żyją na co dzień.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Napisano już 3 komentarze/y. Zapraszam do dodawania kolejnych...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Anonimowy pisze...

Nie mogę się z tym do końca zgodzić. Jestem osobą nieśmiałą, a nawet bardzo nieśmiałą.
Empatii u mnie jest aż nadto. Bez problemu potrafię odczuwać stany emocjonalne innych osób, postawić się w ich sytuacji, popatrzeć ich "oczami" na dany problem czy sytuację. Co prawda moja empatia (silna) nie objawia się uczuciem bólu, gdy patrzę na cierpienie innej osoby, ale smutku, pustki, żalu, przygnębienia, wewnętrznej złości, czasem bezsilności. Wielokrotnie ten stan objawia się też łzami, co w przypadku faceta nie koniecznie jest dobrze rozumiane i odbierane. Oczywiście jak każda osoba niepozbawiona empatii również brzydzę się agresją pod każdą postacią. Jeśli chodzi o okazywanie uczuć to także nie mam z tym większych problemów pod warunkiem jednak… Ten warunek to… no właśnie ciężko go określić to coś, co czuję przy danej osobie. Przy jednej ten warunek jest spełniony i mogę okazywać uczucia jak i kiedy chcę, przy innej mam jakąś wewnętrzną nieokreśloną blokadę i wtedy wygląda to tak, że mimo iż chcę to nie potrafię. To coś w rodzaju strachu przed reakcją na moje uczucia. Co do wyznania miłości to masz rację na tym polu nigdy nie było miejsca na kłamstwa. Słowa "kocham cię" zawsze były wypowiadane szczerze i z pełną świadomością nigdy zaś na zasadzie "mówię ci to, co chcesz usłyszeć". Odnośnie wypowiadania słów i poruszania drażliwych kwestii to będąc w kilku związkach tylko w jednym przypadku nie stanowiło to dla mnie najmniejszego problemu. Co ciekawe z tą dziewczyną mogłem mówić (i mówiłem) całkiem otwarcie już po zaledwie kilku godzinach od Jej poznania. Przyznam szczerze, że do dziś jest to dla mnie zagadką, co Ona takiego w sobie miała, że potrafiłem jej tak zaufać i się przed nią otworzyć. Co do kłótni to w tym temacie mam niewiele do powiedzenia. Kłótni nie było, bo starałem się unikać sytuacji, które mogłyby do nich doprowadzać. Owszem drobne różnice zdań się zdarzały, ale że nie potrafię się gniewać i sprawiać przykrości, zwłaszcza osobie, do której coś czuje to pierwszy wyciągałem rękę do zgody.
Kiedy miłość umierała to nie zadawałem sobie takiego pytania czy ja Ją kiedykolwiek kochałem. Miłość gasła, ale ja w dalszym ciągu byłem pewien, że Ją kocham zresztą minęło od tego czasu już wiele lat a ja mogę powiedzieć, że w dalszym ciągu Ją kocham. Zapewne po części, dlatego nie zdecydowałem się na kolejny związek, choć nieśmiałość też ma niewątpliwie w tym swój udział.
Co do całej reszty to niestety muszę się zgodzić, bo akurat w moim przypadku jest dokładnie tak jak to opisałaś.
Pozdrawiam :-)

Antonina pisze...

Witam, strasznie długi komentarz, ale już odpisuję.
W tym, co opisuję przedstawiam mój punkt widzenia i osób, które gdzieś spotykam na mojej drodze, dlatego też cieszę się, że widzisz to troszkę inaczej.
Znam wiele osób odważnych, ale nie potrafiących i nawet nie chcących postawić się w sytuacji innych, ale i podobnie reagujących nieśmiałych. Wszystko chcą interpretować na swój sposób, co wcale nie musi być zgodne z prawdą.
Z tego, co piszesz, myślę, że powinieneś znaleźć kolejną taką dziewczynę, przed którą będziesz się mógł otworzyć i nie będziesz się bał swoich uczuć. Nic na siłę, bo skoro nie chcesz zaczynać nowego związku, to niech wszystko się samo rozwija.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Pozwolisz, że Cię zacytuję.
Antonina Kostrzewa pisze...
"Znam wiele osób odważnych, ale nie potrafiących i nawet nie chcących postawić się w sytuacji innych, ale i podobnie reagujących nieśmiałych."
A Wiesz, co ich tak naprawdę odróżnia od siebie? Dlaczego osoba odważna nie potrafi się postawić w sytuacji innych? Dla mnie odpowiedź jest jedna, bo brak jej właśnie wczucia się i zwykłej wyobraźni. O tych niechcących a odważnych nie trzeba chyba nic mówić, a raczej nie warto.
Osoba nieśmiała i odważna nie zrobi czegoś tylko w określonych sytuacjach, lecz nie dlatego, że nie potrafi czy nie chce, ale dlatego że mimo odwagi jest paraliżowana o ironio właśnie przez strach.
Czy można być jednocześnie osobą odważną i nieśmiałą? Przecież odwaga i nieśmiałość to dwa przeciwieństwa? Według mnie można, bo nieśmiałość jest wywoływana przez innych ludzi i (lub) w ich obecności. Oczywiście nie musi być to kontakt twarzą w twarz, bo wystarczy głos innego człowieka przy zwykłej rozmowie telefonicznej by osobie nieśmiałej odebrać pewność siebie.
Gdybym chciał interpretować wszystko na swój sposób a byłbym osobą pozbawioną zrozumienia innych to osobiste problemy koleżanki z pracy odbierałbym, jako jej zwykłe lenistwo i nie pomógłbym jej w pracy. Co tu dużo mówić osoby pozbawione empatii widzą wszystko tylko w dwóch kolorach białym i czarnym. Osoby posiadające ją widzą wszystkie odcienie szarości.
Co do dziewczyny to nie gniewaj się, ale raczej źle myślisz. Ja nie potrzebuję jej do roli psychologa, bo od tego są specjaliści. Może i metoda „klin klinem” działa, ale według mnie przynosi więcej szkody niż korzyści. Poza tym, co by było gdyby dziewczyna zaangażowała się uczuciowo a mnie by nie przeszło? Kolejne złamane serce i kolejne niepotrzebnie wylane łzy? Dlaczego mam ranić tak kogoś? Oczywiście można by się umówić, że teraz nic z tego a kiedyś to czas pokaże, co będzie, ale Wiesz, że na ogół uczucie przychodzi niespodziewanie i nie da się tego przewidzieć, kiedy to nastąpi. Fakt, że zwykle od poznania kogoś do zakochania droga jest jeszcze daleka, ale ja biorę pod uwagę jasną sytuację gdzie obie osoby chcą tego samego i obie wchodzą w dany związek z czystą kartą.

Prześlij komentarz