facebook

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Działam, a raczej staram się

Minął kolejny dzień, a może nie do końca, bo to zazwyczaj wieczorami coś robię. I to nie ważne, czy to dzień wolny, czy pracujący, to zawsze od godziny szóstej, a jeszcze lepiej od dziesiątej mogę się poświęcić pracy własnej. Tak to niestety jest, że następnego dnia mam problemy ze wstawaniem. Cóż, jedni są skowronkami inni sowami. Dobrze mi się tak żyje i choćbym chciała się obudzić w wolny dzień o siódmej rano i coś zrobić, to jest ciężko, ale nie o tym będę pisać.
ciężki poranek
Udało mi się dzisiaj w końcu pójść do księgarni. Szkoda, że nic nie kupiłam, ale i tak spędziłam tam ponad dwadzieścia minut. Może za dużo ludzi, a może wzrok sprzedawców i niechęć do zadania im pytania lub strach przed podejściem sprawił, że nie znalazłam tego, czego szukałam. I prawie udało mi się pójść do restauracji meksykańskiej, ale za dużo ludzi było i ciężko z miejscem, więc sprawnie ją tylko minęłam i ruszyłam dalej. To w sumie tyle, co się tyczy moich wczorajszych rozczulań nad tematem list zadań.
Zawsze narzekam na język polski i pewnie będę na niego narzekać. Niby się na nim wychowałam, to zawsze będzie mi pewnie sprawiał trudności i irytował tymi wszystkimi niepotrzebnymi wg mnie odmianami. Pewnie nigdy nie zostanie uproszczony, jak angielski (jakby czasy wyrzucić, to byłby banalny całkiem), więc i następne pokolenia dzieci będą się męczyć ze "zrobiłam/zrobiłem". Dlaczego o tym piszę? Skoro tytuł mojej książki wywodzi się od angielskiego "Lonely and the city" (analogicznie do "Sex and the city"), to praktycznie zmieniałoby mi się w tytule kolejnych części ostatnia część zdania. W przypadku części pierwszej i czwartej wystarczy zrobić liczbę mnogą, a w tym przypadku, czyli przymiotnika zostaje ona taka sama, więc wszystkie części brzmią po prostu "Lonely and the ..."  i w wolne miejsca po kolei miałabym "School", "City", "Pain", "World". Takie to proste, a w naszym wspaniałym języku, hmm.
słownik języka polskiego
„Samotni w wielkiej szkole, „Samotna w wielkim mieście”, „Samotny w wielkim bólu” i „Samotni w wielkim świecie”. Może nie jest to wielka różnica, ale nie mogę sobie wyobrazić ładnej i schludnej okładki, tylko widzę ją całą zapisaną tytułami, a po angielsku taka śliczna mi się wydaje... 
Koniec narzekania, pora napisać to, co miało być napisane:
"Samotny w wielkim bólu" 
 To kolejne po "Samotnej w wielkim mieście" opowiadanie z cyklu. Wcześniejsze o samotnych matkach zostały zastąpione czymś bardziej prawdziwym, a może też nie tak do końca.
Jest to historia nieśmiałego chłopaka, który dowiaduje się, że jedna z koleżanek, którą już kilka razy widział na imprezie, ma guza mózgu. Niby nic takiego, gdyby nie fakt, że bardzo mu się ona podoba. W końcu nie potrafi ani jej współczuć, ani z nią porozmawiać. Jednak to, co się dowiedział o jej stanie zdrowia sprawia, że chce do niej dotrzeć za wszelką cenę. I udaje mu się na kolejnej imprezie. Zdziwiony tym, że ona jest taka szczęśliwa, postanawia z nią porozmawiać. Tak od słowa do słowa lądują u niej. I tutaj rozpoczyna się historia nieśmiałego chłopaka i chorej dziewczyny, która namawia go na dziecko bez zobowiązań, które po urodzeniu miałaby wychowywać jej siostra. Decyzja zapada, ale czy nieśmiały chłopak podoła zadaniu będąc u boku dziewczyny w ciąży, która odstawia swoje leki i poddając się chorobie zwalcza ataki, by uratować dziecko i spełnić swoje marzenie.
Więcej nie napiszę. I tak już chyba wyjaśniłam wiele. Myślę, że do środy uporam się z felietonem "Samotność, a..", a póki co idę poprawić kolejny rozdział.
Antonina Kostrzewa
antonina kostrzewa podpis

Napisano już 4 komentarze/y. Zapraszam do dodawania kolejnych...
Już teraz przyłącz się do dyskusji i dodaj nowy komentarz

Anonimowy pisze...

Ja bym nie potrafiła zdecydować się na dziecko w takiej sytuacji i samej zgodzić się na własną śmierć.Dla mnie to głupota...
www.skwarcia.blog.onet.pl

Antonina pisze...

Jeśli wiesz, że choroba strawi twoje życie w ciągu kilku lat, a ataki z biegiem czasu będą powtarzać się coraz częściej, jak każda kobieta pragnąca macierzyństwa, postanawiasz zostawić coś po sobie. Dać nowe życie, skoro twoje jest już nic nie warte...

Anonimowy pisze...

Ja mimo wszystko bym nie zdecydowała się na dziecko.Sama już wiele przeszłąm i dla mnie dziecko w takiej sytuacji to egozim.A nikt o nim nie pomyśli jak same będzie żyć i będzie mu matki brakować.

Antonina pisze...

Cóż mogę powiedzieć, wiele matek decyduje się na ciążę wiedząc, jakie mogą być powikłania.
Może nie jest to egoizmem, jeśli najpierw ustalimy opiekę nad dzieckiem, gdy my nie będziemy mogli się nim zajmować. Zresztą w wielu przypadkach jest to ściągnięcie ciężkiej opieki nad dorosłą osobą i zajęcie się w zamian dzieckiem. Nikt dokładnie nie myśli, jak będzie wyglądało życie potomka bez matki, ale faktem jest, że wiele rodzin nie jest modelem 2+, tylko 1+. Jak zrozumieć matkę? Polecam film "Moje życie beze mnie".

Prześlij komentarz